Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie nadają się na rodziców?

/mow/
Archiwum
Według sądowego kuratora rodzice maleńkiego Marcinka, oskarżeni o znęcanie się nad synkiem, nie nadają się do opieki nad dziećmi.

Tragiczne losy Marcinka

Tragiczne losy Marcinka

Marcinek urodził się jako wcześniak. Pierwsze dwa miesiące życia spędził w szpitalu. W lipcu ubiegłego roku rodzice zabrali go do domu. Według prokuratury nie zajęli się jednak dzieckiem tak, jak przystało na kochających opiekunów. Jak ustalili śledczy, w przeciągu dwóch następnych miesięcy rodzice mieli bić chłopczyka, szarpać nim, krzyczeć. Lekarze stwierdzili u maluszka nieleczone złamania m.in. rączki i nóżki. 25-letnią dziś matkę niemowlaka i jej 33-letniego konkubenta oskarżono o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad dzieckiem. Marcinek jest teraz u zastępczych opiekunów.

Pani kurator trzykrotnie przeprowadzała wywiad w tej rodzinie. Najpierw, aby ocenić, jak ojciec opiekował się Marcinkiem, a później, aby sprawdzić, czy rodzice są w stanie opiekować się młodszą siostrzyczką chłopca, która urodziła się rok po nim. - Jeśli chodzi o opiekę nad Marcinkiem, to zachowanie ojca dziecka oceniłam jako zupełnie nieodpowiedzialne. Stwierdziłam, że nie daje gwarancji sprawowania właściwej opieki nad dzieckiem - zeznawała pani kurator podczas ostatniej rozprawy w sądzie. Takie same wnioski wysunęła, jeśli chodzi o drugie dziecko. - Dziewczynka została oddana do rodziny zastępczej. Matka kontaktowała się z nią sporadycznie. Ojciec w ogóle nie interesował się losem córki - mówiła.

Wywiad pani kurator przeprowadzała m.in. w domu dziadków Marcinka, gdzie chłopczyk mieszkał wraz z rodzicami. - Dziadkowie ze strony ojca twierdzili, że obrażenia u dziecka mogły powstać w wyniku tego, że chłopczyk był szarpany przez matkę. Kobieta miała też rzucać dziecko, owinięte w kocyk, na wersalkę. Dziadkowie mówili, że chłopczyk wypadł kiedyś z wanienki podczas kąpieli. Sugerowali też, że mógł doznać obrażeń wówczas, gdy matka przez dwa tygodnie była z nim u swojej rodziny. Bo po powrocie nikogo do synka nie dopuszczała, a maluch przez całą noc płakał - dodawała pani kurator.
Sąd przesłuchał też po raz kolejny biegłego lekarza, który badał Marcinka. Jego zdaniem urazy, jakie miał chłopczyk nie były tak groźne, żeby narazić dziecko na poważne zdrowotne konsekwencje w przyszłości. - Z lekarskiego punktu widzenia nie wystąpiło bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowi - stwierdził biegły. - Nie było realnego zagrożenia, że wystąpią skutki poważniejsze niż te, do których rzeczywiście doszło.

Zdaniem biegłego takiego niebezpieczeństwa nie sprowadził też fakt, że chłopczyk nie trafił od razu pod opiekę lekarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie