Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zostawiajmy powodzian. Pomóżmy im!

Iza BEDNARZ [email protected]
W niedzielę, 4 lipca zagra w regionie świętokrzyskim Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy "Stop Powodziom". Byliśmy u mieszkańców gminy Dwikozy, którzy teraz próbują odbudować swoje życie Smród wbija nas z powrotem do samochodu. - Czujecie? Tego nie odda żadna telewizja, żadne radio.

My tym oddychamy od trzech tygodni - mówi Zbigniew Rybak, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Szczytnikach w gminie Dwikozy. Ciężki, mdlący fetor unosi się z pól, drzew, budynków pokrytych brunatnym szlamem do wysokości człowieka. Stoi w powietrzu jak ściana.

- Jak to jest, że woda zawsze przychodzi w nocy, jak złodziej, kiedy się człowiek najmniej spodziewa - zastanawia się Ryszard Smoliński, kierowca w OSP Szczytniki. - Ratowaliśmy wał na Wiśle w Sandomierzu, całą noc pilnowaliśmy, paliliśmy światła, nosiliśmy worki z piaskiem. A zaszło nas od tyłu, z Opatówki.

Opatówka. Śmiech nie rzeka. W sam raz do moczenia nóg. 6 czerwca po godzinie 23 nadmiar wody z Wisły cofnął się do wpadającej do niej Opatówki i poszła fala na Szczytniki, Słupczę. W Szczytnikach woda potraktowała demokratycznie wszystko: domy, pola, plantacje, sklep, remizę, przedszkole, drogę.
- W niektórych miejscach sięgało do pierwszego piętra, człowieka kryło. Z całych Szczytników uchowały się cztery domy, bo na górce stały, reszta, prawie sto numerów - pod wodą - wylicza Zbigniew Rybak.
Bura, śmierdząca szambem woda stała w Szczytnikach ponad półtora tygodnia.

REMIZA W SZCZYTNIKACH: KŁĘBEK NERWÓW

Trafiliśmy na wydawanie darów dla powodzian. Na podwórku przed remizą stoją cztery samochody, stoliki, krzesełka, przy stolikach panie z opieki społecznej odnotowują w książce, ile każda rodzina pobiera sucharów, konserw, środków czystości, płynów do czyszczenia. Kolejki wiją się nerwowo. - Teraz żeście przyjechali, a jak nas zalewało, nikogo Szczytniki nie obchodziły. Cała pomoc, cała telewizja szła na Sandomierz. I premier się znalazł i koncert, a my tu sami zostaliśmy pod wodą - burzą się ludzie.

- W drugiej dobie poszłam w wodzie po pas do gminy i mówię im: coście o nas zapomnieli? To nie wiecie, że ludzie w Szczytnikach po domach siedzą? - mówi Marianna Marchewka. Jak 18 maja poszła fala na Sandomierz, jej syn zgłosił się do pomocy jako wolontariusz. - Teraz tu, u nas jest wolontariuszem, o tam, dary odbiera z samochodu - wskazuje.

- U nas w Szczytnikach jest najgorzej - uważa Marianna Ozdoba. Mieszka naprzeciwko remizy, woda stała u niej w domu do pierwszego piętra, jeszcze teraz nie można wejść do pomieszczeń na dole. 6 czerwca zdążyła tylko wynieść 10 kur na strych. - Mąż poszedł na wały pomagać. I tak wszystko na nic - opuszcza bezradnie ręce. - Siedzieliśmy na strychu cały tydzień, strażacy nam dowozili łódką obiady i karmę dla kur. Ludzie mówią, że ja nie mam źle, bo chociaż górę domu mam suchą, ale ja od tej wody depresji dostałam, na nic siły nie mam, ani chęci do życia. I sprzątać nam, starym, ciężko, czekam na pomoc, jak syn i córka z miasta przyjadą.

- Z ludźmi trzeba teraz delikatnie. Każdy jest rozżalony, nerwy ma napięte, bo najpierw woda zalała wszystko, a teraz trzeba się zabierać do sprzątania, jakoś ogarnąć ten bałagan - tłumaczy mi Waldemar Maruszczak, wiceprezes zarządu powiatowego Ochotniczej Straży Pożarnej w Sandomierzu. Nie liczy już godzin spędzonych w pracy. Jego ludzie mają nieustający dyżur od 18 maja. Strażacy ze Szczytnik w swoich domach też mają nerwy, każdego zalało, demokratycznie, jak resztę wsi.

U Zbigniewa Rybaka woda sięgała do 1,5 metra. Od dwóch tygodni żyje z rodziną na pierwszym piętrze. Wraca do domu wieczorem, kiedy skończą pompowanie wody na wsi. - A u nas, kiedy się zabierzesz za robotę? - pyta żona coraz bardziej nerwowo. - U siebie się robi na końcu, bo co by ludzie powiedzieli - tłumaczy Rybak.

Najgorzej, że nie ma czym robić. Ta powódź pokazała, że jednostki ochotniczej straży pożarnej, mimo że znajdują się w Krajowym Rejestrze Ratownictwa i w czasie klęsk stają na pierwszej linii, często nie mają podstawowego sprzętu. Brakuje motopomp, agregatów prądotwórczych, pił mechanicznych, łodzi, lekkich mundurów, bo w kombinezonach, które sprawdzają się podczas pożarów, strażak przy powodzi rusza się jak mucha w smole. Wodery (wysokie gumowce) dla strażaków ze Szczytnik i Słupczy kupił burmistrz Strzelców Krajeńskich na drugim końcu Polski. Łódkę z napędem silnikowym pożyczyli od księdza Lecha Siekierskiego, kapelana strażaków w diecezji sandomierskiej. Potem dostali pomoc od jednostek straży z Klimontowa, Obrazowa, Wilczyc, nawet z Jędrzejowa. Chociaż, żeby tak całkiem byli bez łodzi, to nie można powiedzieć. Przed remizą w Szczytnikach stoi wielka, okuta żelazem krypa, ciężka jak drzwi gnieźnieńskie. - 10 lat temu jak była wymiana sprzętu, dostaliśmy dwie takie łodzie. Żeby coś takiego ruszyć z miejsca, potrzeba ośmiu ludzi przy wiosłach - wyjaśnia Ryszard Smoliński. - A gdzie posadzić ludzi, których mamy ratować, dobytek?

SZKOŁA W WINIARACH: KŁĘBEK ROZPACZY

Szkoła Podstawowa w Winiarach. Tu schronili się uciekinierzy z Winiar, Winiarek i Kępy Chwałowskiej, kiedy pękły wały na Opatówce i Wiśle. Teraz, prawie trzy tygodnie po powodzi pozostali tylko ci, których domy zalało po dach. Rano wychodzą sprzątać, wywalają śmieci i spuchnięte od wilgoci meble, wracają pod wieczór. Siadają w kuchni, przy kawie, rozpamiętują stracone tapczany, płytki, pralki, kredyty pobrane pod posadzone truskawki, pomidory, ogórki, sałatę. Niektórzy jeszcze nie odreagowali strachu.

- Ciągle mam w uszach szum tej wody, jakby pędziły za mną dwa pociągi - opowiada pani Kaczmarska, nauczycielka z Winiar. - Uciekliśmy w ostatniej chwili. Jak poszła fala, na powierzchnię wystawał tylko czerwony dach naszego domu.

Agnieszka Kruk z Kępy Chwałowskiej razem z mamą, Wandą Lachowską zajmują malutką klasę po zerówce na parterze. Kuchnia i sypialnia w jednym. Brakuje 8-letniego Gabrysia, syna Agnieszki, jest na "zielonej szkole" nad morzem. Pani Wanda choruje na nogi, nie wychodzi z klasy, tyle co do toalety idzie opierając się na dziecinnym krzesełku. Nie zdążyły zabrać z domu wózka inwalidzkiego. Agnieszka, chuda, drobna, żylasta, co chwilę coś podjada nerwowo. - Wie pani, najgorzej jak człowiek tak siądzie w szkole wieczorem, po sprzątaniu we własnym, śmierdzącym domu. Aż się tam nie chce wracać - otrząsa się.

- Wy tu spisujecie, co woda zabrała? - dopytują się ludzie. - A byliście w Winiarkach? W Winiarach? Do Kępy Chwałowskiej jedźcie…

WINIARY 114 A: NIE PRZEWIDZIAŁEM TEGO SCENARIUSZA

W parterowym domu Wiesławy i Jana Jakusów pod numerem 114 A w Winiarach mieszkały do 6 czerwca trzy rodziny. Teraz nie mieszka nikt. - Jedna córka z zięciem mieszkają u dobrych ludzi w Sandomierzu w domu w stanie surowym, druga córka z mężem i córeczką też u ludzi w Gierlachowie, ja u jednej pani w bloku koło Igloopolu - rozcapierza palce Wiesława Jakus. Nie może sobie poradzić z tak rozbitą rodziną. Chociaż ma prawie 80 lat, kursuje na starym składaku między Winiarami i Gierlachowem.

W domu od dwóch tygodni pracuje Mirosław Nowocień, zięć pani Wiesławy, z żoną Alą. Skuli już cały tynk aż pod sufit. Woda nie tknęła tylko żyrandoli, resztę dobytku zamieniła w bezładne kłębowisko śmieci. Mirosław Nowocień pokazuje zdjęcia, które robił dla PZU, jak wrócili do domu: na szafkach w kuchni stoi lodówka, w łazience na półce nad sedesem zakotwiczyła pralka. - Człowiek, by tak w życiu nie wpasował - nie może wyjść z podziwu. Dziś właśnie kończy mu się urlop (jeździ busem w Sandomierzu), a komisji z nadzoru budowlanego z gminy jak nie było, tak nie ma. - Chodzą, a jakże po drugiej stronie drogi, tam gdzie zalało ludziom piwnice, a do takich jak my, co mają domy zalane po sam dach, się nie kwapią - zapala papierosa (już drugiego odkąd rozmawiamy). - Zadzwoniłem do gminy, to mnie pani urzędniczka opieprzyła, że oni wiedzą, kiedy mają chodzić. A ja nie mogę czekać bezczynnie. Muszę wiedzieć, czy da się uratować dom, czy nie.

- A co będzie, jeśli nie da się uratować? - pytam.

Mirosław Nowocień nie odpowiada. Zaciąga się dymem. - Takiego scenariusza nie przewidziałem - mówi w końcu. Nie stać ich na budowę nowego domu. Do 6 czerwca mieli 52 ary pola - żyto, jęczmień, ziemniaki. Teraz mają 52 ary błota. Kto to kupi?

- Tu miałam placówkę po tacie, gdzie teraz pójść, gdzie żyć? - Wiesława Jakus chodzi po obejściu, dotyka rękami mokrych ścian, jakby badała, czy bije w nich puls. Za nią błąka się owczarek szkocki ze skołtunioną sierścią, otumaniony odorem powodzi.

WINIARKI 15 A: TRZEBA JAKOŚ ŻYĆ

- Co za pieroństwo w tej wodzie było? - zastanawia się Andrzej Starzomski, spłukując strumieniem wody z węża ściany w swoim domu pod numerem 15 A w Winiarkach. Już trzeci dzień zmywa ściany z brunatnego szlamu, a brud i tak wychodzi. Stracili wszystko. - Do nocy byłem na wałach, a potem jak woda przerwała, zdążyłem tylko samochód wyprowadzić na górę do Winiar. I patrzyłem jak mi z podwórka odpływają sprzęty, 300 nowiutkich skrzynek uniwersalek, plastików - opowiada. Na pokrytych szlamem gałęziach orzecha wiszą jeszcze dwie drewniane skrzynki - jak ironiczne zabawki na choince.

- Ale dom, sprzęty to nic. Najgorsze uprawy - mówi. Mają 5 hektarów ziemi w Winiarkach i 1,5 hektara sadu wiśniowego. Posadzili wiosną pomidory, ogórki, sałatę. Samej sałaty nasadzili na 100 tysięcy złotych. - "Aleśta obsadziły" - zazdrościli nam ludzie, bo sałata w tym roku wyjątkowo pięknie wyrosła. Proszę, co nam zostało - Maria Starzomska prowadzi nas na wyschnięty ugór, gdzie jak okiem sięgnąć ciągną się w równych odstępach dziwne placki błota. - To moja sałata.

Idziemy do szkieletu tunelu foliowego, gdzie przed powodzią posadzili ogórki. Teraz między drewnianymi żerdziami wiszą oblepione błotem strzępy. Wiatr kołysze płatami porwanej folii.

Wiśniowy sad zalało po same czubki. - Nie wiem, czy się drzewa odbiją, w tej wodzie były różne świństwa, chemikalia. Maszyny mi rdza przeżarła od razu, a rośliny mają przetrzymać? - nie wierzy Andrzej Starzomski. - Na ten rok zostaliśmy bez dochodu, a nie wiem, czy odbijemy się na przyszły, czy skażona ziemia w ogóle będzie rodzić. Za odszkodowanie nie wiadomo, czy najpierw remontować dom, czy kupować włókninę, folię do tuneli, bo wszystko nam odpłynęło. Na samą włókninę muszę wydać 45 tysięcy, do tego folia za 5 tysięcy złotych - liczy wstępne koszty. Na razie remontuje dom, zaprosił do pomocy znajomego z Tarnobrzega, razem skuwają ściany, wylewają wodę z pieca do centralnego ogrzewania, przenieśli na pierwsze piętro kuchenkę na butlę gazową. - Trzeba jakoś żyć dalej - mówi Andrzej Starzomski.

KĘPA CHWAŁOWSKA: CAŁE ŻYCIE DO KONTENERA

Po obu stronach drogi w Kępie Chwałowskiej stoją wielkie kontenery, z których sterczą nogi stołów, pęcznieją fotele i kanapy, wzdęte jak brzuchy padłych zwierząt. Szczerzą zardzewiałe wnętrzności pralki, kuchenki, lodówki. - My tu teraz wszyscy tak: dorobek całego życia - do kontenera! - energicznie macha rękami Agnieszka Kruk. Jak Wisła przerwała wał w Winiarach po pierwszej w nocy 7 czerwca, zdążyła tylko zabrać z domu komputer, złapała indyczkę i wypuściła kury. Schorowaną mamę i 8-letniego syna wywiozła wcześniej do szkoły w Winiarach. Wyłączyła lodówkę, wstawiła telewizor na stół. - Liczyliśmy, że wody będzie z 50 centymetrów, a tu zalało wszystkich po dach - mówi.

Cztery lata temu przerobiła na dom budynek po chlewie, ociepliła. Teraz wszystko musiała zerwać, żeby woda zeszła ze ścian. Podłoga odpadła sama. W kącie dużego pokoju stoją oblepione szlamem paprocie - duma Agnieszki (miała zawsze najładniejsze kwiatki we wsi). Z pamiątkowego obrazu po dziadku patrzą oczy świętej rodziny dotkniętej powodzią. Agnieszka przychodzi do tego domu codziennie, segreguje i wyrzuca kolejne sprzęty, pierze ubrania i suszy na sznurkach. - Przecież wszystkiego nie wywalę. Ile możemy dostać odszkodowania, 20 tysięcy? Trzeba będzie wyremontować dom, kupić nowe meble - wylicza. Nie ma żadnych oszczędności, żyje z renty mamy i alimentów na syna, czasem dorabia u ludzi. - Przydałaby się jakaś pomoc - mówi. - Tu na Kępie zostali sami starzy ludzie. Starym ciężko sprzątać. Zresztą, jak człowiek popatrzy, ile ma do roboty, ręce opadają.

Frekwencja w pierwszej turze wyborów prezydenckich w gminie Dwikozy była najniższa w województwie świętokrzyskim (35,66 procent). W szkole w Winiarach, gdzie mieściła komisja wyborcza, na 610 uprawnionych, 20 czerwca głos oddały 183 osoby (30 procent - najmniej w całym regionie). W pierwszej turze wygrał tu Jarosław Kaczyński (dostał 58 głosów) przed Bronisławem Komorowskim (45 głosów).

- Wybory? - wzrusza ramionami pan w szarym swetrze. - Kto miał głowę do wyborów? Każdy był zajęty wybieraniem wody z własnego domu. Jak człowiek nie ma dachu nad głową, to się polityką nie zajmuje.
Mirosław Nowocień: - Nie głosowałem. A co to zmieni? Jak przez te ostatnie dwadzieścia lat patrzę na Polskę, nabieram przekonania, że jaka by ekipa nie rządziła, prostym ludziom żyje się ciężko. Nikt się tu o nas w Winiarach nie martwi. Wybory wyciszyły sprawę powodzi, druga tura ostatecznie zamknie temat i państwo zostawi samorządy z tym problemem. Podobno gdzieś w Polsce ludzie do tej pory mieszkają w kontenerach, co je dostali po powodzi w 1997 roku.

Agnieszka Kruk: - Nie byłam, chociaż głosowanie miałam pod nosem. Tak się wściekłam, że wszyscy nas zostawili. Do Sandomierza to jeździli, i Tusk, i ojciec Mateusz. Do nas pies z kulawą nogą nie zajrzał, chociaż my bardziej ucierpieliśmy, bo ludzie potracili wszystko.

Andrzej Starzomski: - Na początku powiedziałem sobie "nie pójdę", dom trzeba było wysprzątać ze śmieci. I zły byłem, że tak nas to wszystko spotkało. Ale jak podali w radiu, że u nas w gminie najgorsza frekwencja w Polsce, to się wieczorem zmobilizowałem, wpół do ósmej pojechałem i zagłosowałem. No przecież trzeba jakoś żyć dalej.

Strażacy w Szczytnikach nie chcą rozmawiać o polityce. Wystosowali podanie do Jurka Owsiaka i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z prośbą o pomoc przy zakupie łodzi z napędem silnikowym - "Tak niezbędnej w naszych działaniach" - napisali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie