Tej inauguracji piłkarze, sztab szkoleniowy i sympatycy Nidy oczekiwali z niecierpliwością i z niepokojem. Drużyna bowiem w czerwcu zleciała z IV ligi do „okręgówki”, a utrzymała się miesiąc później przy zielonym stoliku – tylko dlatego, że Świętokrzyski Związek Piłki Nożnej pozwolił znaleźć się w czwartoligowej stawce rezerwom Korony Kielce i żeby tym samym nie było w rozgrywkach nieparzystej liczby drużyn. Obawy spotęgowała rewolucja kadrowa, czyli masowe odejście doświadczonych graczy i przyjście nowych, z niższych lig.
Pierwszą ekipą, która miała zweryfikować po przerwie letniej siłę pińczowian, była zgodnie z terminarzem Łysica Bodzentyn. Niestety, mecz pierwszej kolejki nie doszedł do skutku. Sobotnia ulewa zalała boisko przy ulicy Pałęki w Pińczowie i choć spotkanie było zaplanowane na niedzielę, musiało zostać przełożone. Wciąż jednak nie wiadomo, na kiedy – Świętokrzyski Związek Piłki Nożnej nie podał jeszcze nowego terminu.
Dlatego wszyscy w obozie Nidy musieli czekać do środy. Tego dnia nasi piłkarze mieli pierwszy wyjazd – do Końskich na pojedynek z Neptunem. Delegacja ta od razu była o najwyższym stopniu trudności. Konecczanie w zeszłym sezonie zajęli drugie miejsce i tylko nieznacznie ustąpili Czarnym Połaniec, którzy awansowali do III ligi. Po pińczowianach można było się więc spodziewać przede wszystkim uważnego grania w obronie, to jest murowania bramki. I tak też wyglądała sytuacja na murawie.
Neptun dominował przez całe spotkanie. Jego piłkarze lepiej operowali piłką, stąd częściej byli w jej posiadaniu. Nida potrafiła się jednak od czasu do czasu odgryzać, a najlepszą dla niej sytuację – w drugiej połowie – zmarnował Artur Karasek.
Pińczowianie strzelili dwa gole, ale obu nie uznał sędzia. Szkoda zwłaszcza pierwszego, bo bezpośrednio z rzutu rożnego piłkę do siatki posłał Artur Garula. Niestety, arbiter dopatrzył się faulu Piotra Gajdy. Drugą bramkę zdobył Marcin Szafraniec, ale z ewidentnego spalonego. Było to tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego, przy stanie 1:0 dla Neptuna. Chwilę wcześniej pięknym strzałem z rzutu wolnego Damiana Pałaszewskiego pokonał Karol Armata.
- Neptun to piłkarsko bardzo dobra drużyna. Była lepsza od nas, dlatego staraliśmy się przeszkadzać i grać mądrze taktycznie. Szkoda, że nie udało się dowieźć bezbramkowego remisu. Tak niewiele zabrakło. Natomiast dziwię się sędziemu, że nie uznał gola Garuli, bo takich starć jak to Piotra Gajdy z rywalem jest w trakcie meczów mnóstwo. To była po prostu typowa walka o piłkę - komentuje Artur Jagodziński, trener Nidy.
Porażka była więc pechowa. Mimo tego, że pińczowianie nie zdobyli nawet punktu, zaprezentowali się całkiem nieźle. Zagrali z dużym zaangażowaniem, walczyli o każdy metr boiska. To dobry prognostyk przed kolejnym meczem, a będzie nim spotkanie z MKS-em Zdrojem Busko-Zdrój. Zapowiada się jako równie ciężkie jak to z Neptunem, bo derby zawsze wyzwalają w zawodnikach dodatkową motywację.
- Będziemy grali o pełną pulę. Chcemy jak najlepiej wypaść przed swoją widownią. Jeśli piłkarze pokażą takie samo serce do walki jak w środę, to będzie dobrze, bo już będzie to oznaczać, że rywalom akcje nie przyjdą łatwo. Liczymy też, ze zaprezentujemy lepszą skuteczność i nie będziemy musieli mieć wielu sytuacji, by umieścić piłkę w siatce – mówi Artur Jagodziński.
Nida Pińczów z MKS-em Busko-Zdrój zagra u siebie w sobotę, 18 sierpnia, o godzinie 11. W składzie naszej ekipy na mecz znów znajdzie się Kamil Wijas, który zagrał już w spotkaniu z Neptunem – do Nidy dołączył z ŁKS-u Łopuszno kilka dni przed tym pojedynkiem jako ostatni nowy zawodnik.
POLECAMY RÓWNIEŻ:
ZOBACZ TEŻ: FLESZ: Jerzy Brzęczek nowym selekcjonerem reprezentacji Polski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?