Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykłe opowieści Katarzyny Gärtner

Marzena Kądziela
O wielkiej przyjaźni z Agnieszką Osiecką, życiu “na warszawskim dworze”, chorobie, kieleckich piaskach, kozim mleku i wielkim pożarze. Katarzyna Gärtner wystąpiła po raz pierwszy po chorobie i rekonwalescencji.

To było niezwykłe wydarzenie, bo przypomniało o tym, jak wielką artystką jest mieszkająca od 30 lat pod Końskimi kompozytorka Katarzyna Gärtner. Każda jej piosenka śpiewana w Stajni Artystycznej w Marcinkowie przez duet “El of B” czyli Elwirę Sibigę i Bartka Gärtnera to perełka. Nic dziwnego, że z wielką ochotą kompozycje pani Kasi wykonywali między innymi Maryla Rodowicz, Urszula Sipińska, Halina Frąckowiak, zespół “Dwa plus jeden” i wiele innych polskich sław.

Ogromny pożar w mroźną noc
Od kilku lat naszej genialnej kompozytorce nie wiedzie się nie tylko na niwie zawodowej, ale i prywatnej. Przypomnijmy ogromny pożar w niesamowicie mroźną styczniową noc 2012 roku, który strawił nie tylko dom Katarzyny Gärtner i jej męża aktora i reżysera Kazimierza Mazura, ale i jej pokaźny dorobek zawarty w nutach. Budynek po akcji strażaków wyglądał jak pałac lodowy. Niestety, w takim pałacu nie dało się żyć. Ogromny stres spowodował wtedy u artystki niedowład nóg. Pani Katarzyna trafiła do koneckiego szpitala, ale nie zabawiła w nim długo. Jak tylko jej stan poprawił się na tyle, by stanęła na nogi, natychmiast wróciła na swój Kwas. – Nie było czasu na roztkliwianie się nad sobą – przyznaje. – Trzeba było zabrać się za odbudowę domu.

Pomoc od artystów i ludzi dobrej woli
“Echo Dnia” jako pierwsze zjawiło się na Kwasie, gdy strażacy w piękny słoneczny i bardzo mroźny poranek dogaszali jeszcze zgliszcza. Słupek rtęci spadł wtedy poniżej minus 20 stopni Celsjusza. Od razu zaapelowaliśmy do samorządowcóów, przedsiębiorców, ludzi dobrej woli o pomoc dla zrujnowanej artystki. Do akcji pomocy włączyli się polscy artyści z Marylą Rodowicz na czele. Do Kwasu koło Komaszyc przyjeżdżały auta z materiałami budowlanymi i z ludźmi deklarującymi pomoc. Powoli budynek przekszałcał się z lodowego pałacu w dom. Niestety, zdrowie zaczęło najsłynniejszej mieszkance ziemi koneckiej mocno szwankować.

Artystka przeszła dwa udary. - Przywrócili mnie do życia w koneckim szpitalu - zdradza pani Katarzyna. - Jestem ogromnie za to wdzięczna naszym medykom na czele z doktorem Waldemarem Brolą. Do całkowitej sprawności jednak potrzeba jeszcze wiele. Muszę ćwiczyć, by normalnie funkcjonować i komponować. Potrzebny jest mi sprzęt do rehablilitacji. W jego zdobyciu pomaga mi Fundacja Jaś i Małgosia z Łodzi.

Agnieszka goniąca za miłością
Ale w Marcinkowie Katarzyna Gärtner nie roztkliwiała się zbytnio nad swym losem. Usłyszeliśmy też barwną opowieść o jej przyjaźni z jedną z najwspanialszych polskich poetek Agnieszką Osiecką.

- Od razu zorientowałyśmy się, że jesteśmy bratnimi duszami, że nadajemy na tych samych falach, mimo że bardzo się od siebie różniłyśmy - wspominała artystka. - Spędzałyśmy ze sobą mnóstwo czasu, szczególnie nad jeziorami - na Kaszubach czy na Mazurach. Mimo że Agnieszka nie powiedziała mi tego wprost, wiem, że nigdy nie spotkała prawdziwej miłości. Wciąż za nią goniła, ale bez wielkiego rezultatu. Miała wielu partnerów, jednak żaden z nich nie był dla niej wystarczająco dobry. Nie musiała mi się zwierzać, abym wiedziała, w jakim aktualnie jest stanie. Wystarczyły mi jej teksty. A teksty tworzyła fantastyczne. Muzykę do nich pisało mi się bardzo łatwo, bo naprawdę czułam jej wiersze. Moim marzeniem jest napisać operę o Agnieszce. Mam już koncepcję, ale do jej realizacji potrzebny jest mecenas. Wierzę, że mogłoby to być fantastyczne dzieło.

Białaczka, warszawski “dwór” i kozie mleko
Bohaterka spotkania przypomniała też widzom, dlaczego z gwarnej Warszawy, gdzie była prawdziwą gwiazdą, przeniosła się w połowie lat 80 XX wieku do starego młyna w lesie pod Końskimi.

- Zachorowałam na białaczkę - przyznaje. - Doświadczony starszy lekarz pochodzący z Szydłowca, a mieszkający w Szwajcarii dał mi kilka wskazówek. Chcesz żyć, mówił, zamieszkaj na piaskach kieleckich, pij ukwaszone kozie mleko, jedz jajka od wiejskich kur, zapomnij o wielkomiejskim hałasie. Łatwo powiedzieć. W Warszawie miałam wszystko. Nie ukrywam, że wtedy najlepiej żyło się tym, którzy byli blisko “dworu” – ludzi, którzy decydowali o wszystkim. Ja nie tylko byłam blisko, ja byłam członkinią tego dworu. Tworzyłam wtedy bardzo dużo, moje piosenki śpiewali najlepsi wokaliści, najwspanialesze zespoły. Moje spektakle grane były na deskach najlepszych teatrów. Ale rzuciłam wszystko, kupiłam stary młyn, kozy i... po roku byłam zdrowa. Pływałam w stawie, doiłam kozy, chodziłam po łące w poszukiwaniu ziół, a do Warszawy jeździłam tylko wtedy, gdy musiałam. Byłam szczęśliwa, wyszłam za mąż za mojego Kazia.

Chcę, by moje ręce znów śmigały po fortepianie
Obecnie Katarzyna mieszka w częściowo odbudowanym domu z mężem Kazimierzem Mazurem, siostrzeńcem – świetnym gitarzystą i kompozytorem Bartkiem Gärtnerem i jego partnerką – wokalistką Elwirą Sibogą. Muzyka jest w ich domostwie obecna od rana do wieczora.

- Gdy Niebiosa zdecydowały, że jeszcze nie nadszedł mój czas, dostałam takiej energii, takiej siły, że jestem przekonana, iż wkrótce powstaną tu świetne muzyczne projekty – kończy kompozytorka. – Potrzebuję jeszcze tylko trochę rehabilitacji, by moje ręce znowu mogły śmigać po fortepianie i zapisywać nuty. Z pomocą przyjaciół, którzy pomogą w zakupie sprzętu do rehabilitacji na pewno się to uda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie