Szczegółowa kontrola działalności Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Kielcach oraz Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Kielcach zakończyła się na początku tego roku. Inspektorzy przeczesali dokumentację za lata 2006-2008.
KONFLIKT INTERESÓW
NIK negatywnie oceniła realizację przez obie instytucje zadań związanych z udzielaniem zgody pracownikom stacji sanitarno-epidemiologicznych z terenu województwa świętokrzyskiego na wykonywanie dodatkowych zajęć zarobkowych. W przypadku wojewódzkiego sanepidu chodzi o jednego pracownika, a kieleckiego - o trzech.
Wszyscy oni uzyskali zgodę od swych przełożonych na prowadzenie prywatnej działalności, polegającej na uzgadnianiu dokumentacji projektowej jako rzeczoznawca do spraw sanitarno-higienicznych, na co zezwalają zresztą przepisy prawa.
Szkopuł tkwi w tym, że - jak ustalili inspektorzy - z zakresu udzielonej tym pracownikom zgody nie wyłączono zadań związanych z zadaniami stacji, co powodowało, iż wykonywane przez nich czynności pozostawały w sprzeczności z ich obowiązkami służbowymi oraz mogły wywoływać podejrzenie o stronniczość i interesowność.
Inny zarzut dotyczył sposobu podawania do publicznej wiadomości listy rzeczoznawców. Lista ta znajdowała się w sekretariacie, a nie na tablicy ogłoszeń, co zrodziło podejrzenia korupcyjne, ponieważ osoba udostępniająca spis mogła wskazywać zainteresowanym tylko wybranych rzeczoznawców.
PROCEDURY SĄ ZDROWE
- Nie zgadzam się z oceną NIK - mówi Grażyna Majewska, powiatowy inspektor sanitarny w Kielcach. - Nie było czegoś takiego, żeby pracownik robił sobie coś prywatnie, opiniował i z urzędu zatwierdzał. Ustawa dała zapis, że osoba, która prowadzi prywatną działalność, musi dostać na to zgodę, jeśli rozpatrzę, że jego praca prywatna nie koliduje z czynnościami służbowymi. Określiliśmy procedury, które pozwoliły na uniknięcie takich rzeczy. Procedura była zdrowa, zaakceptowała ją stacja wojewódzka w trakcie kilku kontroli - wyjaśnia.
Inspektor Majewska odnosi się również do "korupcjogennego" sposobu okazywania listy rzeczoznawców. - Stacja wojewódzka, która nas rok rocznie kontroluje, zawsze sprawdzała ten temat, ale pod kątem, czy w ogóle mamy listy. Nie poruszali kwestii, czy to ma być na korytarzu, w sekretariacie, czy w Internecie.
Po uwadze pana z NIK zamieściliśmy listę w Internecie - mówi Grażyna Majewska. - Jak ktoś prosi o listę, kserujemy ją i dajemy klientowi. Ludzie wolą kserokopię niż stanie na korytarzu i spisywanie. Mam na tyle zaufania do pani sekretarki, że wiem, iż ona nie wskazuje nazwisk, bo nie ma w tym żadnego interesu - podkreśla.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?