W środę około godziny 3 kielecki cukiernik Zygmunt Pańszczyk przyjechał do swej piekarni na ulicę Małą. Zakład znajduje się w podwórku, to zaś jest nieco poniżej poziomu ulicy.
- Na podwórku prawie nic nie było widać. Najpierw pomyślałem, że to mgła. Dopiero później zobaczyłem, że dym uchodzący przez okno z mieszkania na parterze - opowiada cukiernik.
Mieszkanie, z którego się dymiło, zajmował 64-letni mężczyzna. Mieszkał samotnie. Do lipca miał współlokatora, ten jednak zmarł.
Zygmunt Pańszczyk zapukał do drzwi mieszkania po sąsiedzku i kazał wezwać straż pożarną. Zajrzał tam gdzie się paliło.
- Nie sposób było wejść tyle było dymu. Pobiegłem do zakładu po latarkę i dwa pięciolitrowe wiadra. Kiedy jedno się napełniało wodą, ja z drugim pełnym leciałem gasić - opowiada.
Na łóżko, na którym leżał 64-latek wylał cztery wiadra. Potem gasił już przez okno, bo w mieszkaniu nie sposób było wytrzymać.
- Nagle poczułem się tak, że za chwilę i mnie musieliby ratować - mówi cukiernik.
Oficer dyżurny straży skierował na miejsce pięć jednostek. Strażacy przyznają, że ważne było, aby ogień nie przeniósł się do sąsiednich pomieszczeń. Ugasili go. Życia 64-latka nie udało się uratować. Według wstępnych ustaleń, mężczyzna mógł zasnąć z zapalonym papierosem. Od żaru zaczęło tlić się łóżko. 64-latek najprawdopodobniej zaczadział.
- Może gdybym nie był sam. Gdyby gasił ze mną ktoś jeszcze, to udałoby się go uratować. To była sytuacja działaj albo zgiń, a ludzie stracili w niej głowę. Ja nie pierwszy raz gasiłem pożar. Kiedyś w drodze do pracy zdarzyło mi się zauważyć ogień w domu przy ulicy 1 Maja. Wtedy też wszcząłem alarm - mówi Zygmunt Pańszczyk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?