(fot. Straż Pożarna Kielce)
- To był jeden z największych i najtrudniejszych pożarów w tym roku w Kielcach. Porównać go można z pamiętnym pożarem hal Vive sprzed kilkunastu lat - mówił Robert Sabat, dowódca akcji w nocnym pożarze hali produkcyjnej w podkieleckim Radlinie. Strażacy przez pięć godzin walczyli z ogniem. Straty są gigantyczne, wstępnie przyjęto, że mogło to być podpalenie.
Piętnaście minut przed godziną trzecią nad ranem w niedzielę strażacy dostają sygnał o ogniu, który wydobywa się z hali jednej z firm w Radlinie. Metalowa, olbrzymia konstrukcja o powierzchni ponad tysiąca metrów praktycznie cała objęta była pożarem. W chwili, gdy pierwsze zastępy dojeżdżały na miejsce budynek był już częściowo zawalony, a ogień do sięgnął także dwie przyczepy, które stały tuż przy hali.
- Od razu zadysponowano duże siły, bo w sumie w akcji brało udział 18 zastępów zawodowej straży i ochotnicze jednostki z powiatu kieleckiego. W sumie z ogniem walczyło 80 strażaków - wyliczał Robert Sabat, który dowodził strażakami podczas tego pożaru.
Akcja gaszenia ognia nie była łatwa. Strażacy musieli dostać się do środka hali, której ściany były wykonane z podwójnej, ocieplanej blachy. - Musieliśmy ciąć i odginać blachy, aby móc podać wodę do środka hali. To była mozolna i ciężka przeprawa, ratownicy bosakami odginali fragmenty ściany. Ze względu na ogromne zadymienia strażacy pracowali w aparatach ochrony dróg oddechowych. Aby ich nie zabrakło w trakcie działań, postanowiliśmy sprowadzić nasz kontener z zapasem aparatów - tłumaczył Robert Sabat, zastępca komendanta miejskiego kieleckich strażaków.
W trakcie akcji podzielono działania na trzy odcinki bojowe. - Po pierwsze musieliśmy mieć stały zapas wody, bo gasiliśmy halę kilkoma prądami wody. W sumie zużyliśmy około 160 metrów sześciennych wody. Druga grupa zajmowała się lokalizacją ognia i jego gaszeniem, a trzecia cały czas wycinała konstrukcję budynku przy użyciu między innymi pił do cięcia metalu, a także wyciągarki samochodowej do odciągania warstw blachy - opowiadał Robert Sabat i dodawał: - W naszej nomenklaturze pożar hali określany jest jako bardzo duży. Można go porównać tylko z pamiętnym pożarem hal Vive sprzed kilkunastu lat. Podobny typ budynku, ale na szczęście dużo mniejszy obszar pożaru.
O godzinie 8 rano zastępy zakończyły działania, sprawdzając wcześniej kamerą termowizyjną, czy w środku nie ma już zarzewi ognia. - Niestety sygnał o pożarze dostaliśmy za późno, ogień zdołał już opanować niemal całe wnętrze hali, w którym oprócz maszyn do produkcji owaty, czyli wypełnienia na przykład mebli tapicerowanych, kołder czy pluszowych zabawek, były jeszcze beczki z tysiącem litrów oleju napędowego. To mogło sprawić, ze pożar tak szybko się rozprzestrzenił - dodawał Robert Sabat. Strażakom udało się uratować ciężarowe volvo z naczepą, które stało opodal palącego się budynku.
Jako wstępną przyczynę wybuchu ognia przyjęto podpalenie. Policja na razie jest jednak ostrożna w jednoznacznej ocenie. - Powołany zostanie biegły z zakresu pożarnictwa, który stwierdzi co było przyczyną pożaru - tłumaczył Grzegorz Dudek, rzecznik prasowy świętokrzyskiej policji.
Straty wstępnie oszacowano na około 1,5 miliona złotych.
(fot. Straż Pożarna Kielce)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?