Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Norwegowie znaleźli sposób na Polaków. Pierwsza porażka (WIDEO, zdjęcia)

red, aip
Pierwszej porażki na rozgrywanych w Polsce mistrzostwach Europy piłkarzy ręcznych doznali gospodarze. Polaków pokonali Norwegowie.

Polska – Norwegia 28:30 (15:16)

Polska: Szmal (1-20, 31-60 i na jednego karnego, 4 obrony), Wyszomirski (20-30, 1 obrona) – Krajewski, Wiśniewski – Bielecki 10 (4), Chrapkowski – M. Jurecki 9, Konitz, Gliński – Lijewski 2, Szyba 3 – Daszek 2, Łucak – Syprzak 2, Grabarczyk, Gębala.

Norwegia: Christensen (1-60, 7 obron), Erevik (na jednego karnego, 0 obron) – Jondal 5 (1) – Hansen 8, Mamelund – Sagosen 4, O’Sullivan 1 – Reinkind 1, Tonnesen 6 (1), Kristensen – Bjornsen 4 – Myrhol 1, Hykkerud, Overby, Gullerud.

Karne. Polska: 4/6 (rzuty M. Jureckiego i Bieleckiego obronił Christensen). Norwegia: 2/4 (rzut Bjornsena obronił Szmal, Jondal rzucił nad bramką). Kary. Polska: 8 minut (Bielecki, Grabarczyk, Gliński, Szyba po 2). Norwegia: 10 minut (Mamelund 4, Tonnesen, Reinkind, Hansen po 2).

Sędziowali: O. Lopez Raluy i A. Ramirez Sabroso (Hiszpania). Widzów: 14.600.

Przebieg: 1:0, 1:1, 3:1, 3:2, 5:2, 5:3, 6:3, 6:5, 7:5, 7:7, 8:7, 8:9, 9:9, 9:10, 10:10, 10:11, 11:11, 11:12, 12:12, 12:15, 13:15, 14:15, 14:16, 15:16 – 15:18, 16:18, 16:19, 17:19, 17:20, 18:20, 18:21, 20:21, 20:23, 21:23, 21:24, 23:24, 23:25, 24:25, 24:27, 26:27, 26:28, 27:28, 27:29, 28:29, 28:30.

Norwegowie znaleźli sposób na Polaków. Sposób naszywał się szybkość. Rywale przez cały mecz wykorzystywali swoją przewagę w tym elemencie, zarówno w obronie, jak i w ataku. W ofensywie szybko rozgrywali akcje, oddawali niesygnalizowane, mocne rzuty głównie z rozegrania, w obronie skutecznie ograniczali rozgrywanie akcji (mimo że lider ich defensywy, Erlend Mamelund, już po 15 minutach miał na koncie dwie kary), zmuszając naszych zawodników do indywidualnych inicjatyw, często stosowali szybkie wznowienia od środka, zaskakując i tak niezbyt pobudzoną polską defensywę, jeśli popełniali błędy, to błyskawicznie wracali do defensywy, uniemożliwiając rozwinięcie kontrataków. Z tego ostatniego elementu zdobyliśmy tylko jednego gola.

Historia polsko-norweskich pojedynków na mistrzowskich imprezach obfitowała w ciekawe wydarzenia. W 2008 roku, na mistrzostwach Europy w Norwegii, padł remis, a sędziowie pokazali aż cztery czerwone kartki. Rok później, na mistrzostwach świata w Chorwacji, po słynnym rzucie Artura Siódmiaka, wygraliśmy jednym golem. Ale od tego czasu na wielkich imprezach nie spotykaliśmy się z tym zespołem, jedynie na ubiegłorocznym turnieju w Hiszpanii przegraliśmy z nim pięcioma golami. Norwegia jest uważana za „czarnego konia” mistrzostw w Polsce, ma młody, głodny sukcesu zespół, który może być groźny dla każdego. Przekonaliśmy się o tym i my.

Biało-czerwoni nieźle rozpoczęli mecz. Rozegrali kilka składnych akcji w ataku, skasowali kilka akcji Norwegów i w 10 minucie prowadzili 6:3. Od tego momentu w dość sprawnie funkcjonującej polskiej maszynie zaczęły się pierwsze tarcia. Nie wykorzystywaliśmy gry w przewadze, obrona nie dawała sobie rady z potężnymi rzutami norweskich rozgrywających, którzy trafiali bez kontaktu z obrońcami, co nie ułatwiało pracy naszym bramkarzom, broniącym w tej sytuacji bez wyczucia. Nic nie pomogła zmiana Sławomira Szmala na Piotra Wyszomirskiego. Przed przerwą Szmal odbił jeden rzut, Wyszomirski żadnego, po przerwie Szmal miał trzy udane interwencje.

Szczególnie niebezpieczny był Espen Lie Hansen. Lewy rozgrywający austriackiego Bregenz, znany zawodnikom Vive Tauronu Kielce z gry we francuskiej Dunkierce, w pierwszej połowie trafił aż sześć razy. W 16 minucie był remis 7:7, a potem inicjatywę przejęli Wikingowie, którzy w 26 minucie wygrywali 15:12.

W drugiej połowie chwilami nieco żwawiej zaczęła grać nasza defensywa i piłki zaczął odbijać Szmal, ale nie na tyle, żeby miało to znaczący wpływ na wynik. Rzadziej, niż w poprzednich meczach korzystaliśmy z naszego kołowego, ale trzeba przyznać, że Norwegowie skutecznie przygasili Kamila Syprzaka, nie żałując mu kuksańców. Nasza myśl w akcjach ofensywnych polegała głównie na przekonaniu, że „Dzidzia coś wymyśli, albo Karol coś rzuci”. I to się w sumie sprawdzało, ale brak zespołowości był aż nadto widoczny. Michał Jurecki i obchodzący w sobotę 34. urodziny Karol Bielecki w sumie zdobyli aż 19 bramek, ale zabrakło im zdecydowanego wsparcia. Poza tym nie mogli być stuprocentowo skuteczni i kilku piłek nie zmieścili w bramce.

Polacy kilka razy zbliżyli się na odległość strzału, czyli jednej bramki, ale brakowało kropki nad i. I przede wszystkim pomocy z obrony, którą bezskutecznie pobudzał zbiegający do ławki rezerwowych Bielecki. Ostatni raz złapaliśmy kontakt (28:29) na niespełna dwie minuty przed końcem po golu Michała Szyby. Gdyby udało się wybronić kolejną piłkę… Ale Norwegowie zarobili karnego, którego na gola zamienił Kent Robin Tonnesen i nic nam nie pomogło wycofanie bramkarza na ostatnią minutę.

Mimo porażki biało-czerwoni nadal mają wielką szansę na awans do półfinału. Kolejny mecz grają w poniedziałek, o godzinie 20.30 zmierzą się z Białorusią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie