Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O miłości do ziemi kieleckiej opowiedziała nam w wyjątkowym wywiadzie Małgorzata Tusk, żona premiera Rzeczpospolitej Polskiej

Dorota KLUSEK
Dawid Łukasik
Jej życie jest związane z Pomorzem, ale Kielecczyzna też zajmuje w nim ważne miejsce. Tu wracała w każde wakacje i, choć rzadziej, dziś powraca nadal. Świętokrzyska wieś kojarzy się jej z pracą, ale także ze wspaniale pachnącymi pieczonymi grzybami.

Małgorzata Tusk

Małgorzata Tusk

Panieńskie nazwisko Sochacka. Ma 52 lata. Z wykształcenia jest historykiem. Mieszka w Sopocie. Ma dwoje dzieci: syna Michała - 27 lat i córkę Kasię - 22 lata. Od kilku miesięcy cieszy się wnukiem - Mikołajem.

* Dziadkowie i rodzice pochodzą z województwa świętokrzyskiego, a gdzie był pani rodzinny dom?
- Na Pomorzu, w Gdyni. Ale zawsze od końca czerwca do połowy sierpnia wakacje spędzałam tutaj, na Kielecczyźnie. Połowę wakacji u jednej babci - pod Samsonowem, a połowę u drugiej - w Dębnie pod Bodzentynem.

* Jak pani spędzała wtedy czas?
- Pomagałam przy żniwach. To była ciężka praca. Odbierałam pokosy i wiązałam snopki. Ale w gruncie rzeczy mile to wspominam. Mężczyźni kosili, kobiety szły za nimi i odbierały pokos, a za nami jeszcze szły bociany. Teraz to się wydaje jak z bajki. Takich sympatycznych wspomnień jest więcej.

* To były bardzo pracowite wakacje.
- W pewnym sensie tak. Ale był czas na zabawę, z moimi kuzynami, którzy mieszkali koło Samsonowa. Jedna moja ciocia miała pięciu synów, druga trzech. Z nimi oraz z moją młodszą siostrą chodziliśmy do lasu. Łapaliśmy zaskrońce, robaki. Zbieraliśmy też grzyby, które się potem, posolone, piekło na węglowym piecu. Teraz zupełnie inaczej się je przyrządza, piecze się z cebulą na patelni, a wtedy tak się je jadło.

* Zaskrońce, robaki? Jakim typem dziecka pani była: ruchliwym łobuzem czy może grzeczną, ułożoną dziewczynką?
- Byłam grzeczna i wszystkiego się bałam. Pamiętam, że kazano mi paść krowy i gęsi. Krowy się bałam, a gęsi zawsze mi uciekały. Nie potrafiłam dać sobie z nimi rady (śmiech).

* Czym się różniły te domy świętokrzyskie, babcine, od tego na Pomorzu?
- Tu były gospodarstwa, zwierzęta, naokoło piękna przyroda. A tam normalny blok. Miasto nie ma porównania ze wsią.

* Czy jakieś tradycje, zwyczaje wyniosła pani od babć?
- Nie, chyba nie. Chociaż… Tak, sernik. Jest taki typ sernika, którego u nas się nie piecze, a wy pieczecie. Na górę ciasta układa się kratkę z ciasta i polewa się to białkiem. Zawsze robimy tak z mamą i siostrą.

* Ma pani jakieś szczególnie ulubione miejsca w województwie świętokrzyskim, które koniecznie chciała pani pokazać dzieciom?
- Tak. Jadąc dziś z Warszawy, przejeżdżałam przez Tumlin i Kołomań. W Kołomani było dużo walk partyzanckich w czasie drugiej wojny światowej. Stryj mojej mamy nazywał się Stępień, pseudonim "Gryf". Był dowódcą oddziału. Walczył tam. Są dwa pomniki, które upamiętniają tych, którzy wtedy zginęli. Mam taką książkę "Mój Samsonów", w którym są oba opisane. Jeden wiem gdzie jest. Ale szukałam drugiego pomnika, gdzie oddział "Gryfa" wpadł w zasadzkę, gdzie zginęło także dwóch braci mojej babci, którzy się nazywali Kwaśniewscy. Ten drugi pomnik jest gdzieś głębiej w lesie. Jak byłam mała, to pamiętam że ten pomnik był. Dziś znów próbowałam go odnaleźć, chciałam zrobić zdjęcia, pokazać je dzieciom, ale niestety, nie udało mi się. Jestem bardzo nieszczęśliwa z tego powodu.

* Kiedy skończyły się te regularne przyjazdy na Kielecczyznę?
- Kiedy miałam już dwójkę dzieci i trudno było tu przyjeżdżać ze względów logistycznych. Zmarł też jeden dziadek, drugi, babcia. Z kolei ta druga babcia z Dębna przeprowadziła się do Kielc. Mieszkał tam ktoś z dalszej rodziny, ale te kontakty się urwały. Poza tym ciężko było do kogoś przyjeżdżać czteroosobową rodziną i siedzieć przez dwa czy trzy miesiące. Wpadaliśmy tylko przejazdem.

Ważne

Ważne

Małgorzata Tusk podczas pobytu w Kielcach z sentymentem wspominała wakacje spędzane u dziadków na Kielecczyźnie. W Dębnie koło Bodzentyna mieszkali dziadkowie ze strony ojca. Koło Samsonowa mieszkali dziadkowie ze strony mamy. Dziś w Kielcach mieszka babcia pani premierowej, ma 97 lat.

* A teraz jak często pani tu wraca.
- Ostatni raz byłam tu rok temu. Za miesiąc moja babcia kończy 97 lat, więc nie wiem, czy przyjadę, skoro teraz jestem.

* Dlaczego przyjęła pani zaproszenie od Stowarzyszenia Świętokrzyski Fundusz Lokalny, by zostać twarzą Kalendarza Filantropa?
- Jestem związana z tym regionem, pomyślałam też, że moja obecność może wzmocnić stowarzyszenie. Byłam bardzo szczęśliwa, gdy pani Migoń zaproponowała mi obecność na uroczystości wręczenia stypendiów. Zawsze chciałam zrobić coś dla innych i tutaj mogłam.

* Angażuje się pani w działalność filantropijną?
- Angażuję się, ale uważam, że w obecnych czasach działalność społeczna powinna zmienić swój charakter. Nie powinna wyglądać tak, że kobiety spotykają się w pięciogwiazdkowych hotelach i rozmawiają na temat biedy na świecie, ale właśnie powinna przybierać formę takich małych, drobnych sytuacji. Jak masz pomóc drugiemu człowiekowi, to pomóż mu, a nie pokazuj się w górnolotnych akcjach, w blasku fleszy. W XXI wieku pomoc powinna docierać do ludzi, a nie tworzyć przedsięwzięcia wizualne.

* Pomorze czy Góry Świętokrzyskie, gdzie jest pani serce?
- Straszne pytanie. Jestem rozbita. Trudno mi powiedzieć… Nie wiem. Tak naprawdę to chciałabym mieć dwa serca, jedno tu, a drugie w Sopocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie