Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O wilku morskim i szczurach – nie tylko lądowych, wywiad uczennicy Liceum Mickiewicza w Skarżysku-Kamiennej z matem Januszem Skórskim

Zuzanna Skuza
Mat Janusz Skórski w latach 50 - tych ubiegłego wieku służył na niszczycielu ORP "Błyskawica".
Mat Janusz Skórski w latach 50 - tych ubiegłego wieku służył na niszczycielu ORP "Błyskawica". Dariusz Turek, Muzeum imienia Orła Białego
Zuzanna Skuza z II Liceum imienia Adama Mickiewicza w Skarżysku-Kamiennej w ramach konkursu dziennikarskiego przeprowadziła wywiad z matem Januszem Skórskim, który służył na niszczycielu ORP "Błyskawica". Zdobyła pierwsze miejsce w kategorii szkół średnich i statuetkę Złote Pióro. Publikujemy wywiad i archiwalne zdjęcia ze zbiorów mata Janusza Skórskiego.

Wywiad uczennicy Liceum Mickiewicza w Skarżysku-Kamiennej z matem Januszem Skórskim

Jak to się stało, że trafił Pan na okręt wojenny ORP Błyskawica?
Początkowo chciałem zostać pilotem. To z samolotami wiązałem swoją przyszłość, ale
szkoła lotnicza była za daleko. Mama się bała mnie puścić. Obawiała się, że coś nabroję,
wybrałem więc marynarkę, do której przygotowania odbywały się w naszym mieście –
Skarżysku.

To właściwie jak wyglądało pana życie przed powołaniem?
Uczyłem się. Po szkole pracowałem na zakładach metalowych. Pracowałem na wydziale ze
spirytusem, czyściłem broń. Przez to po powrocie do domu byłem obwąchiwany przez moją
mamę. Była przekonana, że na pewno piję, chociaż tak oczywiście nie było. Mimo to rodzice
napisali pismo i mnie przenieśli na inny wydział. Nadal pamiętam Panie pracujące obok. Jakie
one rzeczy wyprawiały. Ja byłem młody, wstyd było patrzeć, ale i tak patrzyłem (chichocze).

Z tekstów które czytałam, wynika, że życie na statku może być bardzo ciężkie. Jak u Pana
było? Jak wyglądała załoga?

Wchodząc na statek, dostawaliśmy ubrania. Białe grube koszulki, które były tak sztywne,
że musiałem skrobać kołnierz drucianą szczotką, by mnie nie obcierał. Przy ich odbieraniu,
mój komplet zniknął. Zrobiłem więc to, co kolega przede mną. Wziąłem pierwszy wolny. Na
okręcie nic nie ginie, wszyscy pożyczają. Jednak ten ktoś musiał być sporo niższy ode mnie,
nogawki sięgały mi kostek. Załoga składała się z 115 osób, żadnych kobiet - teoretycznie.
Ludzie byli różnorodni. Jak w wojsku, nie liczyła się historia, tylko para rąk do pracy. Mieliśmy
na pokładzie malarzy, rabusiów, śpiewaków, nawet stworzyliśmy cały zespół i graliśmy w
wolnych chwilach dla relaksu. Nadal mam widokówki, na których kolega rysował Marilyn
Monroe.

Potocznie wiadomo, że kobiety przynoszą pecha na okręcie. Z pańskiej wypowiedzi
jednak okazuje się, że były jakieś wyjątki…

Zgadza się. Działo się to gdy przybijaliśmy do portów i schodziliśmy na ląd. Czasem
wróciło na okręt więcej osób niż z niego wysiadło. W kolejnych portach jednak trzeba się
było rozstać. Pamiętam również jak na statek zawitała żona kapitana. Przynajmniej miała taki
zamiar. Gdy wchodziła po mostku, nie jestem pewien, jak to się stało, ale wpadła do wody.
Chcieliśmy jej pomóc, gdy usłyszeliśmy głos kapitana – Zostawcie, da sobie radę. Więc
patrzyłem z burty jak walczy z sukienką ograniczającą jej ruchy. Nic nie mogłem zrobić,
rozkaz to rozkaz.

Czym pan się zajmował? Obowiązywały jakieś kary?
Byłem elektrykiem. Utrzymywałem natężenie 50 herców prądu zmiennego, by można było
strzelać. Karami były dodatkowe baki za spóźnienie lub przeklinanie, czyli dodatkowe dyżury.
Były też nagrody za złapanie szczura z pokładu. Zżerały nam jedzenie. Gra była o dodatkową
jednodniową przepustkę do domu. Po czasie się wycwaniliśmy i pokazywaliśmy oficerowi
dyżurnemu buraki w worach zamiast szczurów. Nie trwało to niestety długo. Wór za głośno
obił się w tafli morza. Zorientowali się, że moje szczury są za ciężkie, żeby były prawdziwe.
(śmiech)

Była taka sytuacja, w której bał się Pan o swoje życie?
Oczywiście. Codziennie. Była taka sytuacja, gdy mój kolega czyścił broń. To było jego
zadanie w załodze. Na koniec czyszczenia zawsze oddawał strzał. Tamtego razu, przekonany,
że broń nie wystrzeli, strzelił w ścianę zbrojowni, zamiast w piach. Zaraz obok znajdowała się
bomba oceaniczna. (mówi z uśmiechem). Przypomina mi się również sytuacja, gdy upiliśmy
Francuzów. Jeden chciał nam pokazać coś fajnego. Stojąc na francuskiej burcie, oglądaliśmy
jak naciska jakiś guzik. Wtedy w jednym momencie wszystkie francuskie armaty skierowały
się w stronę naszego okrętu (chichocze). Pogoda również dawała nam w kość. Sztormy i
wiatry to było coś. Gdy statkiem zarzuciło, wnet wszystko leciało na jedną stronę. Ratowały
nas tylko liny, których się trzymaliśmy. Najśmieszniej się jadło. W zależności jak gibnęło
statkiem, jadła jedna albo druga strona stołu.

Gdyby mógł Pan wrócić do tamtych chwil, zrobiłby Pan to?
Tak. Dobrze mi się tam żyło. Załoga była dla mnie jak rodzina, ale bardzo tęskniłem za
żoną, która czekała na mnie 3 lata…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie