Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oczyszczony z podejrzeń, ale bez stanowiska

Monika Wojniak
Nie chodzi o to, że zniszczono mi karierę. Chodzi o moje życie, moją rodzinę. I o młodzież. Jaki to jest dla niej przykład? Jakich wartości dziś ją uczymy? - pyta Krzysztof Cegliński.
Nie chodzi o to, że zniszczono mi karierę. Chodzi o moje życie, moją rodzinę. I o młodzież. Jaki to jest dla niej przykład? Jakich wartości dziś ją uczymy? - pyta Krzysztof Cegliński. Ł. Zarzycki
Dyrektor szkoły w Ostrowcu, obwiniany o molestowanie uczennic, oczyszczony z podejrzeń. Stracił jednak stanowisko i zdrowie.

Cała Polska zobaczyła, jak uczennica rzuca pod jego adresem najgorsze oskarżenia, jakie mogą spotkać nauczyciela - że nagabywał ją, składał dwuznaczne propozycje. Oczyszczono go z tych podejrzeń.

- To była nagonka - mówi dziś Krzysztof Cegliński, dyrektor III Liceum Ogólnokształcącego w Ostrowcu. - Miałem głuche telefony. Gdy szedłem ulicą, mijające mnie samochody trąbiły. Do szkoły dzwonili ludzie, podający się za oficerów Centralnego Biura Śledczego - te ostatnie miesiące dla Krzysztofa Ceglińskiego nie były łatwe. - Bałem się o siebie, o swoją rodzinę. Zastanawiałem się nawet, czy się nie wyprowadzić.

Sprawia wrażenie człowieka spokojnego. Widać, że szkoła jest jego życiem. Wymienia sukcesy, jakie liceum osiągnęło pod jego rządami: certyfikaty, wysokie notowania w ogólnopolskich rankingach, stuprocentowa zdawalność matury, wysoka średnia ocen, olimpijczycy na szczeblu krajowym. - Takich osiągnięć nie ma żadna inna szkoła w Ostrowcu - podkreśla. - Myślałem o wprowadzeniu międzynarodowej matury.
Zamiast tego przechodzi na emeryturę. Już wybrano jego następcę. Dlaczego tak się stało?

SKANDAL Z SMS-A

Afera wybuchła pod koniec lutego. W ogólnopolskiej telewizji komercyjnej pokazano materiał, w którym uczennica III Liceum Ogólnokształcącego w Ostrowcu Świętokrzyskim wraz z matką oskarża dyrektora o to, że składał dziewczynie dwuznaczne propozycje, w zamian za lepszą ocenę z historii. Opowiadały o telefonach i sms-ach z - ich zdaniem - seksualnym podtekstem. "Czy mam powiedzieć matce o twoim zagrożeniu z przedmiotu". Lub: "Nie odbieram telefonu wieczorem to wyślij sms i konkretnie". Albo: "Jutro jestem w domu, czy mogłabyś przyjść i pisać".

Tego typu teksty pokazuje nastolatka w telewizji. W nagranej rozmowie telefonicznej słychać też męski głos, który namawia ją do przyjścia do mieszkania na osiedlu, gdzie mieszka dyrektor. - Nigdy nie powiedział mi wprost, że chce ode mnie seksu. Ale tak pisał i tak się zachowywał, że ja czułam, że chodzi właśnie o seks - mówiła w telewizji uczennica.

W mieście zawrzało. W samej szkole też. Następnego dnia kilkuset uczniów zorganizowało pikietę, aby wyrazić swoje poparcie dla dyrektora. Na korytarzu wywiesili transparent z napisem "Bronek z dyrektorem" - liceum nosi imię Władysława Broniewskiego, dlatego uczniowie mówią o szkole "Bronek".

WYJAŚNIENIA

Co dyrektor wtedy poczuł? - Byłem zaskoczony. Zastanawiałem się nad tym, co dzieje się teraz z oświatą, jaki system wartości obowiązuje dziś w szkole - na początku Krzysztof Cegliński jakby unika bardziej intymnej odpowiedzi. Ale później to z siebie wyrzuca. - To były trudne chwile. Przetrwałem tylko dzięki oparciu rodziny, przyjaciół, współpracowników. Kosztowało mnie to wiele zdrowia. Miałem stan przedzawałowy. Schudłem od tego czasu 13 kilogramów.

Na jednym telewizyjnym materiale się nie skończyło. Stacja pokazała kolejne dwie dziewczyny, absolwentki liceum, które twierdziły, że podczas lekcji przysposobienia obronnego dyrektor dotykał je w niewłaściwy sposób, mówił dwuznaczne rzeczy.
Wyjaśnianiem historii najpierw zajęło się Starostwo Powiatowe, organ prowadzący szkoły. - Matka licealistki przyszła do mnie w styczniu - mówił nam wtedy Maciej Kuszewski, naczelnik Wydziału Oświaty. - Rozmawiałem z dyrektorem, sondowałem środowisko uczniów i rodziców. Nigdy wcześniej takich zarzutów nie było. Pan dyrektor przyznał, że z tą uczennicą i z innymi kontaktował się za pomocą sms-ów. Było to w związku z koniecznością poprawy ocen z historii, którą dyrektor wykłada. I tylko w tym celu były te kontakty. Uczennicy groziła ocena niedostateczna i została przepytana przy całej klasie.

Gdy sprawa stała się głośna w mediach, jej wyjaśnianiem z urzędu zajęła się prokuratura. - Wcześniej nikt, ani uczennica, ani jej matka nie zawiadomiły organów ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa przez dyrektora - mówi Waldemar Pionka, szef Prokuratury Rejonowej w Ostrowcu.
ODDECH NA PLECACH

- Nagonka - tak Krzysztof Cegliński określa to, co wówczas działo się wokół niego. - Dostawałem głuche telefony. Do szkoły dzwonili ludzie, podający się za oficerów Centralnego Biura Śledczego. Wypytywali, gdzie jestem, co robię. Bałem się o swoją rodzinę. Na forum internetowym pojawiły się różne groźby. Bywało, że szedłem ulicą i w mijających mnie samochodach kierowcy naciskali na klaksony. To małe miasto. Czułem, jak ludzie mi się przyglądają, czułem ich oddech na plecach.

Prokuratura badała trzy odrębne historie - każdej z dziewczyn z osobna. - Wynikać mogło podejrzenie, że dyrektor szkoły, przy wykorzystaniu stosunku zależności miał usiłować doprowadzić je do poddania się obcowaniu płciowemu lub innej czynności seksualnej - mówi prokurator Pionka. Oczywiście najważniejsza była sprawa tej licealistki, od której wszystko się zaczęło. Tu prokuratura badała też drugi wątek. - Z jej zeznań można było wysnuć podejrzenie, że dyrektor mógł dopuścić się elementów znęcania psychicznego, czyli dręczyć ją jako uczennicę - wyjaśnia prokurator.
Śledczy zabrali się do sprawy poważnie. Zbadali zapisy rozmów, przeanalizowali sms-y, wysłuchali świadków, zajrzeli do dokumentów.

KONTEKST

- Trzeba znać kontekst tej historii - przekonywali od początku nauczyciele z liceum. Jaki jest ten kontekst? Otóż z materiałów zgromadzonych w sprawie wynika, że w pierwszym semestrze dziewczyna opuściła ponad 170 godzin lekcyjnych. Z historii, której uczył jej klasę dyrektor, groził jej niedostateczny. Na lekcję przyszła dopiero w połowie grudnia, a do początkowych dni stycznia klasa maturalna musiała mieć wystawione oceny semestralne. Dużo czasu na poprawki nie było. Nie stawiła się w szkole w terminie, gdy miała odpowiadać. Czasu było mało, zaczynały się ferie świąteczne. Stąd - według ustaleń postępowania - padające w sms-ach stwierdzenia, że może ewentualnie odpowiadać u dyrektora w domu.
Prokuratura umorzyła postępowanie. - W treści sms-ów i rozmów nie ma nic, co może pozwolić na wniosek o ich podtekście seksualnym - mówi prokurator Pionka. Licealistka się zażaliła, ale sąd podtrzymał decyzję prokuratury.

Z dwóch absolwentek, pokazanych w telewizji, tylko jedna złożyła w prokuraturze oficjalne doniesienie. Ale śledczy zbadali obie sprawy. I znów okazało, że "kontekst" to kluczowe słowo. Otóż jedna z dziewcząt w telewizji cytowała słowa dyrektora, który miał jej kazać opuścić niżej spodnie. - Zwraca uwagę fakt, że w pokazanej w audycji wypowiedzi byłej uczennicy zachodzą istotne braki, jeśli porównać ją z wersją udostępnioną prokuraturze - mówi prokurator Pionka. - W audycji nie zamieszczono końcowego, istotnego fragmentu tej wypowiedzi, dotyczącego przebiegu zdarzenia z udziałem dyrektora. A z tej części słów dziewczyny wynika, że odpowiedziała dyrektorowi, iż spodni opuścić niżej nie może, bo nosi biodrówki z tak niskim stanem, że niżej się nie da. Jasno więc widać, że chodziło o sarkastyczny ton wypowiedzi dyrektora, a nie o próbę molestowania.

MŁODZIEŻ NIE JEST TRUDNA

- Czy trzeba było aż takich sposobów, aby pozbawić mnie stanowiska? - pyta dyrektor Cegliński. Jego zdaniem, to właśnie taki był cel tej historii. Jest przekonany, że sprawa ma podtekst polityczny. - Wszystko zaczęło się w momencie, gdy przedłużono mi kadencję - mówi. - Nie chodzi o to, że zniszczono mi karierę. Chodzi o moje życie, moją rodzinę. I o młodzież. Próbowano nią manipulować. Jaki to jest dla niej przykład? Jakich wartości dziś ją uczymy? Młodzież wbrew pozorom nie jest trudna. Tylko trzeba znaleźć z nią właściwe relacje. Ale jak będzie wyglądała nasza oświata, skoro takimi sposobami niszczy się wszelkie wartości?

Czy czegoś żałuje? - Można było nie wysyłać tych sms-ów, tylko napisać oficjalne pismo - przyznaje. - Ale takie są formy komunikowania się. Na pewno nie wysyłałem tyle sms-ów, ile pokazano w telewizji. Nigdy nie udzielałem korepetycji, nie przyjmowałem w związku z tym uczniów w domu. Z matką tej dziewczyny kontaktowałem się telefonicznie, z telefonu szkolnego, w sprawie ocen córki. Może powinienem był po prostu postawić jedynkę tej uczennicy…

Zapowiada, że sprawy nie zostawi. - Naruszono moje dobra osobiste, to odbiło się na moim zdrowiu. Jeszcze usłyszałem, że upiekło mi się, bo mam znajomych w prokuraturze i sądzie. Nie chodzi o kwestie finansowe, ale o moje dobre imię - mówi. - Jestem jeszcze w sile wieku. Szkoda, że muszę odejść. Może starostwo powinno mnie było tylko zawiesić do czasu wyjaśnienia sprawy? Ale może kiedyś wrócę do pracy w oświacie.

Licealistka, która go oskarżyła, skończyła właśnie szkołę. Czeka na wyniki matury. Chcieliśmy się z nią spotkać. - Nie będę rozmawiać z "Echem Dnia" - powiedziała w rozmowie telefonicznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie