MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ola odwiedzi Polskę

Iwona Rojek [email protected]
Ola jest bardzo towarzyska, chętnie bawi się z bratem, ale ma też wiele innych przyjaciół w szkole i sąsiedztwie. Bardzo lubi spacery z tatą i psem Sarą.
Ola jest bardzo towarzyska, chętnie bawi się z bratem, ale ma też wiele innych przyjaciół w szkole i sąsiedztwie. Bardzo lubi spacery z tatą i psem Sarą. N. Pancewicz
Dziewczynka wie, że jest adoptowana, ale pokochała nowych rodziców. Dziś trzecia i ostatnia część naszej relacji z wizyty w jej nowym amerykański domu.
Dziewczynka tak lubi czytać, że jej rodzice cieszą się, że w przyszłości chętnie sięgnie do książek zgromadzonych w domowej bibliotece.
Dziewczynka tak lubi czytać, że jej rodzice cieszą się, że w przyszłości chętnie sięgnie do książek zgromadzonych w domowej bibliotece. N. Pancewicz

Dziewczynka tak lubi czytać, że jej rodzice cieszą się, że w przyszłości chętnie sięgnie do książek zgromadzonych w domowej bibliotece.
(fot. N. Pancewicz)

Wizyta u Oli, poparzonej dziewczynki, którą dwa lata temu zaadoptowali Amerykanie, a wcześniej mieszkała w kieleckim Domu Dziecka "Kamyk", była niesamowitym przeżyciem. Przekonaliśmy się, że jej życie odmieniło się i może teraz cieszyć się szczęśliwym dzieciństwem. Co nie oznacza, że już zapomniała o przeszłości.

U rodziny amerykańskiej, Karen i Kurta, mieszkających koło Chicago, którzy wcześniej zaadoptowali chłopca Daniela, obecnie ma on 7 lat, Ola mieszka już ponad dwa lata. Ale mimo że przyzwyczaiła się do nowych warunków, to nadal
bardzo dobrze pamięta swoje poprzednie życie. - Ola najczęściej wspomina kielecki Dom Dziecka "Kamyk", do którego trafiła po poparzeniu - opowiada jej mama. - Pamięta budynek, mówi często o tym jak wyglądał jej pokój, plac zabaw, podwórko, wspomina wychowawczynie Agnieszkę, Kasię, Monikę i dyrektorkę Zosię. Wszystkie te osoby kojarzą jej się bardzo dobrze, ma z tego miejsca bardzo dobre wspomnienia. Opowiada jak się nią zajmowano, o tym, że Agnieszka jeździła z nią do szpitala, że wszyscy byli dla niej dobrzy, przyznała, że tęskni do swoich ukochanych pań i chciałaby się z nimi zobaczyć.

ADOPCJA TO NIE TAJEMNICA

- Nam też jak najlepiej kojarzy się okres załatwiania wszelkich formalności adopcyjnych w Kielcach - mówi Kurt. - Ludzie, którzy nam pomagali byli mili, otwarci, dzięki serdeczności wszystkich, również pani dyrektor Zosi, pracownic ośrodka adopcyjnego całą procedurę bardzo dobrze znieśliśmy. Obydwoje rodzice przyznają, że Ola pamięta też swoją biologiczną matkę, wie jak wyglądała i jak się zachowywała, ale nie chce o niej rozmawiać. Dziewczynka ma świadomość tego, że nie jest ich rodzonym dzieckiem, wie, że jest adoptowana, że urodziła się w Kielcach, w Polsce, rozmawiają na ten temat, ale nie jest to dla nikogo problemem.

- W Ameryce podchodzimy do adopcji zupełnie normalnie - wyjaśnia Karen. - Adoptowane dziecko jest takie samo jak każde inne, żadne nie czuje się z tego powodu gorzej. Przysposobienie dziecka nie jest tematem tabu, jest czymś zwykłym. Słyszałam, że w Polsce kobieta, która nie może mieć dzieci jest w jakiś sposób napiętnowana, u nas czegoś takiego nie ma. W szkole Oli jest wiele adoptowanych dzieci z różnych stron świata: z Chin, Rosji, Polski i nikt nie robi z tego tajemnicy. Moim zdaniem adoptowane dziecko kocha się jeszcze bardziej niż własne, bo to świadomy wybór i jest oczekiwane. Co nie znaczy, że pozwalamy naszym pociechom wejść nam na głowę, pewna dyscyplina musi być.

Karen i Kurt zapowiadają, że za jakiś czas na pewno odwiedzą Polskę i Kielce. - Myśleliśmy nad tym i doszliśmy do wniosku, że taką wyprawę zorganizujemy za trzy, cztery lata - mówi Kurt. - Tak chyba będzie najlepiej dla Oli i Daniela, teraz wspomnienia byłyby zbyty świeże i bolesne. Dzieci muszą się u nas zakotwiczyć, poczuć się bezpiecznie, nawiązać mocne związki uczuciowe. Ale w przyszłości na pewno odwiedzimy Kielce, Kraków, Gdańsk razem z moją siostrą i jej adoptowanymi dziećmi z Polski. Wtedy chętnie zajrzymy do kieleckiego Domu Dziecka, do ludzi których znamy, pochodzimy po Kielcach, zaglądniemy do waszej redakcji.

Aby Ola mogła się porozumieć z polskimi przyjaciółmi już od przyszłego roku zamierzamy ją i Daniela zapisać do polskiej szkoły sobotniej, oddalonej o 15 minut jazdy samochodem od nas. Obydwoje z Karen uważamy, że dzieci powinny znać swoje korzenie i język kraju, w którym się urodziły. Może być tylko problem z odrabianiem lekcji, ale swoją pomoc obiecała nam nasza sąsiadka Polka, Wiesia Makowski. Nam nie za bardzo idzie nauka polskiego, znamy zaledwie kilka słów.
OLA LUBI POLSKIE JEDZENIE

Mimo sympatii do Polski Amerykanie najlepiej czują się u siebie. Mówią, że bardzo lubią Chicago, ale w centrum, słynnym Down Town z racji odległości udaje im się być tylko trzy, cztery razy w roku, najczęściej jadą tam na większe zakupy. Do miejscowości, gdzie teraz mają dom przeprowadzili się pięć lat temu, wcześniej mieszkali z drugiej strony miasta w Mount Prospect. - Ale nie zamierzamy tu siedzieć całe życie - śmieje się Kurt. - Za pięć lat chcemy się przenieść do innego stanu, może kupić większy dom, z większym ogrodem. Dziś jeszcze dokładnie nie wiemy gdzie, może bliżej rodziców Karen. A na razie obydwoje prowadzą pracowite życie.

- Wstajemy tak jak większość Amerykanów dość wcześnie, około godziny 5 - opowiada Karen. - Lubimy wtedy wypić kawę, poczytać prasę. Jak za jakiś czas budzi się Ola, zawsze nam towarzyszy przy czytaniu gazet, chętnie je przegląda. Bardzo lubi też jak jej się czyta bajki i każdego dnia sporo jej czytam. Cieszę się, że stan zdrowia Oli pozwolił mi na podjęcie pracy zawodowej. Wyjeżdżam do pracy pierwsza, pracuję w firmie handlowej, w biurze, potem Kurt odwozi dzieciaki na przystanek, dojeżdżają do szkoły szkolnym autobusem i sam jedzie do pracy w firmie transportowej. Przed 16 odbieram dzieci ze szkoły, przyjeżdżamy do domu, gotuję obiad, bawimy się, odrabiamy lekcje. Karen przypomina, że oprócz nostalgii za ludźmi Ola na pewno tęskni też za polskim jedzeniem.

- Jakoś nie przypadły jej do gustu amerykańskie śniadania i obiady, nie chce jeść syria z mlekiem, woli coś ciepłego: jajecznicę, parówki, a za zupami to wręcz przepada. Już na śniadania mogłaby jadać tylko same zupy: pomidorową, rosół, różne kotlety, ziemniaki. Lubi też kluski i kurczaki. Staram się jej takie rzeczy przyrządzać, powiem szczerze, że lubię gotować. Wieczorami kiedy wraca z pracy Kurt, Ola bardzo lubi chodzić z tatą i psem Sarą na spacery, a ja w tym czasie mogę oddać się lekturze, bo uwielbiam czytać. Karen przyznaje, że przy dwójce małych dzieci czuje się często zmęczona i szczęśliwa jest wtedy, kiedy dzieciaki usną, a ona może rozłożyć się wygodnie z kubkiem kawy na kanapie i poczytać.

Danielowi zdarza się czasami przespać w ciągu dnia, ale Ola nie łapie drzemki nigdy. Zdradzają, że nie mają w planach adopcji trzeciego dziecka, mówią, że marzyli o parce, synu i córce i teraz są zadowoleni, że wszystko udało się szczęśliwie przeprowadzić.

Codzienne zmęczenie rekompensują im radości, jakie wiążą się z wychowaniem dzieci. - Cieszę się, że Ola jest tak towarzyska, wygadana i pogodna - mówi Karen. - Myślałam, że z racji nieznajomości języka będzie bardziej sfrustrowana. A ona nie usiedzi na miejscu, ma mnóstwo energii, od razu zachowywała się tak jakby tu żyła, obok nas mieszka ponad dwadzieścia dzieciaków i z wszystkimi się zna. Zaprasza je do domu, lubi do nich chodzić. Gra z nimi w piłkę, jeżdżą na rowerach, chętnie się z nimi wszystkim dzieli. W szkole też ma bardzo dużo przyjaciół.

Karen opowiada, że córka pomaga jej sprzątać, chętnie wykonuje polecenia, czasami bywa uparta, ale bardziej w stosunku do brata niż do nich. W weekendy jeżdżą na basen, chodzą do kina, grają w gry. Cała rodzinka już myśli o zbliżających się wakacjach, wtedy zwykle wyjeżdżają do rodziców Karen, do Connecticut, zwiedzając po drodze inne stany. - A tam czujemy się jak w raju, łowimy ryby, chodzimy na wycieczki, Ola nie rozstaje się z dziadkiem - wspomina mama.

Marzenia obojga, tak jak większości rodziców są związane głównie z dziećmi. - Chcielibyśmy, aby Ola z Danielem skończyli dobre szkoły, znaleźli pracę, a potem założyli rodziny i dali nam wnuki - śmieją się. - Ja bez wnuków nie wyobrażam sobie życia - zaznacza Karen. - Muszą być. Kurt i Karen mówią, iż mają nadzieję, że dzieci będą z nimi w Ameryce szczęśliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie