MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oni wciąż pytają

Agata NIEBUDEK
Próba.
Próba. M. Stępnik

- Skupcie się! Zobaczymy, co wyszło z wczorajszej próby - prosi reżyser. Jego biała filiżanka z kawą wędruje na skraj sceny. Aktorzy w luźnych T-shirtach i dżinsach czają się za kulisami. Podglądamy jedną z ostatnich prób do "Iwony, księżniczki Burgunda" - sztuki, która za tydzień otworzy sezon w kieleckim Teatrze im. S. Żeromskiego. To fascynujące - obserwować, jak rodzi się spektakl.

- Była pani na próbie, na której nie powinna pani być - śmieje się już po fakcie reżyser "Iwony" - Piotr Szczerski. Czy w ogóle widz, który zasiądzie w wygodnym fotelu, by obejrzeć gotowy już spektakl, powinien podglądać jakąkolwiek próbę? Bez wątpienia dla kogoś z zewnątrz jest to niezwykle interesujące doświadczenie.

Dobrze, ale nie do końca

Na rozgrzanej, przedpołudniowej "Sienkiewce" gwar i tłok. To jeden z gorących wrześniowych dni. Otwieramy ciężkie drzwi, prowadzące do kieleckiego teatru. Na wewnętrznym dziedzińcu wre praca. Dwie zwieńczone ponętnymi, kobiecymi postaciami kolumny stoją jeszcze na podwórku, ale już za chwilę przeniosą się na scenę. Będą "grać" dwór Króla Ignacego, na którym rozgrywa się spora część dramatu Gombrowicza. Na razie scenografia ograniczona jest do kilku krzeseł i przecinających scenę wielkich ekranów.

Aktorzy w "cywilnych" ubraniach. W garderobach czekają na nich pełne przepychu i fantazji stroje, zapierające dech przestrzenne kreacje z syntetycznych jedwabi i tafty. Na razie jednak wystarczą T-shirty i dżinsy. Zza kulis aktorzy wlewają się gromadą na scenę, słychać głośne śmiechy. To scena dworska - jedna z pierwszych w "Iwonie, księżniczce Burgunda". Wysoko urodzone damy wyszydzają brzydką Iwonę, którą, ku zdziwieniu wszystkich, chce poślubić książę Filip.

- Wszystko jest dobrze, ale nie do końca - studzi dobre humory aktorów Piotr Szczerski. Wbiega na scenę i instruuje: - Musicie zachowywać się tak, jakbyście weszli do kościoła. Chce wam się śmiać, ale próbujecie zachowywać się cicho.

Aktorzy kilkakrotnie powtarzają scenę, ale reżyser wciąż ma jakieś uwagi. Nagle zza kulis wychodzi grany przez Pawła Kumięgę Książę w towarzystwie Iwony (w tę postać wcieliła się Agnieszka Kwietniewska). Piotr Szczerski odkłada na brzeg sceny filiżankę z kawą i obrazowo tłumaczy Pawłowi Kumiędze, jak ma wyglądać jego wejście: - To tak, jakbyś wchodził do swojego pokoju i zobaczył gości, którzy zjedli z kanapek szynkę, a chleb wyrzucili za kaloryfer.

Rola Agnieszki Kwietniewskiej jest prawie niema, przez cały czas trwania dramatu odzywa się ona zaledwie kilka razy. Teraz zasiada na ustawionym na środku sceny krześle, tuż za nią staje Książę. Damy dworu wymieniają między sobą kąśliwe uwagi. Obie zazdrosne są o Iwonę i złość wyładowują na sobie nawzajem. Jedna z nich, grana przez Ewelinę Gronowską, sączy do ucha Księcia gniew pomieszany ze smutkiem. Aktorkę dopadają wątpliwości.

- Nie wiem, czy mam do księcia tylko pretensje czy również żal? Na razie wydaje mi się, że tylko szczekam - mówi.

- Bo szczekasz - przyznaje reżyser. Próbuje podkręcić tempo spektaklu, znów wbiega na scenę i wyrzuca z siebie przerywane niecenzuralnymi słowami Gombrowiczowskie kwestie. - Wszyscy gracie za wolno! Robicie za duże pauzy, jakbyście grali w psychologicznej sztuce! A tekst musi iść w szybkim rytmie - instruuje.

Brzydula narzeczoną

Akcja znów rusza do przodu, aktorzy powtarzają te same kwestie, te same gesty. Szczerski w końcu zdaje się być usatysfakcjonowany.

Wątpliwości zgłasza Paweł Kumięga. Aktor nie rozumie, dlaczego grany przez niego Książę musi być cały czas skupiony. Według niego Filip jest wyluzowany, wie, że ma przewagę nad swoimi dworzanami.

- Ja wcale nie czuję się skrępowany, po to znalazłem sobie Iwonę, by ten cały dwór rozwalić - zapewnia reżysera. Szczerski znów wbiega na scenę i kręci głową: - Nie, nie... - mówi ściszonym głosem bardziej do siebie niż aktorów. Po dłuższej wymianie zdań aktor i reżyser dochodzą do kompromisu, próba rusza dalej.

Damy dworu, obrzucając się inwektywami, uciekają ze sceny. Zapada krótka chwila ciszy, po której Inocenty (grany przez Artura Słabonia) wyznaje, że kocha Iwonę.

Do premiery "Iwony" zostało zaledwie kilka dni. Piotr Szczerski mówi, że ma poczucie tego, że powoli zmierza do końcowego efektu. Ale każdego dnia pojawiają się jakieś pytania czy wątpliwości.

- Dobrze, jeżeli aktor, szczególnie ten młody, pyta. Taki spektakl to dla absolwentów szkoły teatralnej przyspieszony kurs praktyki. Oni nie do końca mają świadomość tego, że to nie jest kolejne ćwiczenie i że po drugiej stronie siedzi publiczność. Dlatego np. czasami ustawiają się na scenie nie tak jak potrzeba, bo część widzów w ogóle by ich nie widziała - mówi Szczerski. Po cichu dodaje, że z zespołem, który znalazł się w obsadzie dramatu Gombrowicza, pracuje mu się doskonale. - Oni wciąż pytają. Nie jest tak, że ślepo wykonują moje polecenia, nie próbując dociec, dlaczego wybrałem takie a nie inne rozwiązanie. Szukają swojej tożsamości emocjonalnej - dodaje.

- Spektakl to odpowiedź, ale trzeba umieć zadać odpowiednie pytanie - przekonuje Jerzy Sitarz, kierownik literacki kieleckiego teatru i autor scenografii do "Iwony".

Scena, którą podglądamy, najlepiej chyba oddaje istotę dramatu Gombrowicza. Młody Książe wybiera sobie brzydulę za żonę, by sprowokować żyjące w konwenansach otoczenie. Taki wydawałoby się niewinny blef wywołuje u dworzan reakcje, których nikt by się nie spodziewał. Dostojne damy, niczym ordynarne baby z magla, wypominają sobie sztuczny biust i krzywe zęby. Jazgoczą, machają rękami...

- Gombrowicz pokazuje, jacy ludzie są naprawdę po zdjęciu masek. W tej sztuce nie ma wielkich tragedii - ot, robimy małe świństewka, jesteśmy podli - mówi reżyser "Iwony".

Próby do sztuki Gombrowicza trwały długo. Szczególnie te "stolikowe", bo aż półtora miesiąca. Bywa, że przez taki czas przygotowywany jest od początku do końca cały spektakl.

- Próby stolikowe służą temu, by odnaleźć właściwą intencję. Nie wierzę, że bez tego można wejść na scenę - twierdzi Szczerski.

* * *

Już dawno minęło południe. Próba zbliża się ku końcowi. Ze spaceru po "Sienkiewce" wraca jamnik szorstkowłosy Piotra Szczerskiego. Pospiesznie pokonuje dostojne teatralne schody. Już czas na przerwę. Premiera za tydzień.

Młodzi na scenie

W "Iwonie, księżniczce Burgunda" zobaczymy na scenie prawie cały zespół kieleckiego teatru. Wśród odtwórców znaleźli się aktorzy debiutujący na naszej scenie - Paweł Kumięga, którego reżyser rzucił na głębokie wody, powierzając mu jedną z głównych ról - Księcia Filipa. Paweł Kumięga jest tegorocznym absolwentem krakowskiej szkoły teatralnej. Tę samą uczelnię ukończyła Justyna Sieniawska, która w sztuce gra Izę. Natomiast z teatru tarnowskiego przyszli do Kielc Dawid Żłobiński i Beata Pszeniczna. Zagrają oni w "Iwonie" - Cyryla i jedną z dam dworu.
W postać tytułowej bohaterki wcieliła się Agnieszka Kwietniewska, do końca ubiegłego sezonu etatowa aktorka kieleckiej sceny, dziś występuje tu gościnnie.

Gombrowicz tak rzadko

- Kielecki Teatr im. S. Żeromskiego rzadko sięgał po sztuki Witolda Gombrowicza, mimo że pisarz pochodził z Kielecczyzny. Być może dlatego, że autor "Ferdydurkę" pod koniec lat 50. nie zgodził się na pokazanie tu "Ślubu". Irena i Tadeusz Byrscy chcieli dać w Kielcach prapremierę tego dramatu, podobno prace nad spektaklem były już zaawansowane. Korespondencja z pisarzem trwała długo, ale w końcu Gombrowicz nie wyraził zgody, by "Ślub" miał swoją prapremierę w tak prowincjonalnym mieście.
"Ślub" pokazano w Kielcach dopiero w 1987 r., za czasów dyrektora Bohdana Augustyniaka. On też był reżyserem spektaklu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie