Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pięcioraczki budują dom. Za tydzień wielki koncert charytatywny (zdjęcia)

Iwona ROJEK [email protected]
Rodzice z pomocą cioć i dziadka dzielnie radzą sobie z całą piątką.
Rodzice z pomocą cioć i dziadka dzielnie radzą sobie z całą piątką. Ł. Zarzycki
Dziewczynki są śliczne i zdrowe, rosną jak na drożdżach. Potrzebne jest większe mieszkanie. Za tydzień odbędzie się wielki koncert charytatywny.

Kieleckie pięcioraczki: Maja, Julia, Oliwia, Natalia i Karolinka skończyły już półtora roku. Wszystkie chodzą, uśmiechają się, są zdrowe i pogodne. Do pełnego szczęścia brakuje im własnego domu, mamy nadzieję, że najbliższy koncert charytatywny przybliży rodzinę do tego celu.

- To prawdziwy cud, że wszystkie wnuczki są zdrowe i rosną jak na drożdżach - mówi szczęśliwa babcia Urszula Sobierajska. - W opiekę nad nimi włączona jest cała nasza dalsza i bliższa rodzina, ale warto było się tak poświęcać, bo widać wspaniałe efekty, dziewczynki znakomicie się rozwijają.

Niestety rodzinę dopadły kłopoty mieszkaniowe. Rodzice pięcioraczków opowiadają, że dwupokojowe mieszkanie na kieleckim Barwinku zamieniło się w zasadzie w pralnio suszarnię. Kiedy dziewczynki zaczęły chodzić ciasnota stała się bardzo uciążliwa. W dodatku zaczęły dawać znać o sobie negatywne skutki dużej wilgotności w mieszkaniu. Szczęśliwie się złożyło, że dwa miesiące temu, dzięki wsparciu rodziny i pomocy ludzi dobrej woli udało się im wynająć większe lokum, a tym samym dziewczynki mają więcej przestrzeni do prawidłowego rozwoju.

STALE NAPIĘTY PLAN

W czasie kiedy odwiedzamy pięcioraczki dwie z nich śpią, dwie jedzą, a jedna bawi się z dziadkiem. W domu oprócz rodziców dziewczynek przebywa jeszcze babcia, dziadek, ciocia, siostra mamy, jej dwie córeczki i wszyscy mają pełne ręce roboty. Teresa Polak, ciocia Pauliny nosi na rękach Oliwkę, dziadek huśta Majeczkę, babcia Urszula przygotowuje kolację, a siostrzenice Jessika i Milena porządkują porozrzucane zabawki.

- Każdy dzień mamy dokładnie zaplanowany - mówi Paulina Szymkiewicz - Nie możemy pozwolić sobie na żaden chaos. Wstajemy koło godziny szóstej rano, mąż przygotowuje się do pracy, a ja szybko przyrządzam śniadanie, bo dziewczynki pierwszy raz jedzą skoro świt. Potem zaczyna się przebieranie, podawanie odżywek, zabawa i przygotowanie do prawdziwego śniadanie, następnie spaceru. Po powrocie nadchodzi czas obiadu, a po karmieniu niektóre dziewczynki zapadają w krótką drzemkę, inne w tym czasie chcą się bawić, albo popłakują. Czas mija nam błyskawicznie. Mamy to szczęście, że dzieci tak bardzo nie chorują, a nawet jak zdarzy im się choroba mogą liczyć na pomoc znakomitego pediatry Zdzisława Domagały, zastępcy dyrektora szpitala dziecięcego w Kielcach. Gdy potrzeba przyjeżdża o każdej porze dnia i nocy, za co rodzice są mu bardzo wdzięczni.

Od urodzin dzieci nie mieli ani jednego dnia wolnego, oczywiście nie było mowy o wakacjach. Nie dało się opuścić dzieci nawet na moment. - W zasadzie nie zdążyliśmy nawet z podróżą poślubną - śmieją się oboje. Mają nadzieję, że uda im się nadrobić to w przyszłości. Ale Paulina mówi, że na razie się na to nie zanosi. - Bo prawdę mówiąc im dziewczynki są starsze, tym jest więcej roboty - zauważyła. - Ale mimo nawału obowiązków, chciałabym jednak wrócić do swojej pracy, może kiedy dziewczynki skończą cztery lata pójdą do przedszkola.

- Jakoś nie widzę siebie w roli kobiety, zajmującej się tylko domem - mówi Paulina. - Myślę, że uda mi się podzielić swój czas między opiekę nad dziećmi i pracę zawodową. Kończyłam budownictwo lądowe, lubię być aktywna. Mąż nie ma nic przeciwko temu. Piotr dopowiada, że żona zawsze była osobą energiczną i na pewno nie będzie protestował jeśli będzie chciała spełniać się zawodowo.

- Ale wtedy, my babcie będziemy musiały jeszcze więcej pomagać, bo ja nie wyobrażam sobie tego, żeby podołali sami wszystkim obowiązkom - odzywa się druga babcia Maria Szymkiewicz.

Piotr z Pauliną cieszą się, że mimo tak ogromnych stresów, jakie mieli w ostatnich latach i nawału zajęć nie osłabło między nimi uczucie. Nawet nie mają czasu się kłócić, tyle rzeczy jest do zrobienia. Ale odczuwają, że już nic nie jest takie jak było, już nigdy nie będą mieli dawnego komfortu. Bo zarówno obecny czas, jak i wiek przedszkolny, potem szkolny, okres dojrzewania, pierwsze miłości i małżeństwa córek oznaczają ciągłe stresy. Będą się o nie martwić już do końca życia. - Ja jestem spod znaku byka, a wszystkie moje kobiety to barany, więc muszę jakoś przewodzić temu stadu - śmieje się Piotr.

ŻYCIE NA ŚWIECZNIKU

Poza tym muszą przyzwyczaić się do zupełnie innego funkcjonowania. - Chcąc nie chcąc z taką ilością dzieci w tym samym wieku wzbudzamy wszędzie sensację - mówi Piotr Szymkiewicz. - A gdy dziewczynki pójdą do szkoły będzie podobnie, bo chcemy, żeby wszystkie były w jednej klasie.

- Kiedy spaceruję z wózkami, to odzywają się we mnie dwa uczucia - mówi Paulina. Z jednej strony wydaje mi się, że przez ostatnie dwa lata, w związku z tym co przeszłam bardzo dojrzałam, nauczyłam się pokory do życia, z drugiej, gdy patrzę na moje dzieci nie chce mi się wierzyć, że to ja je wszystkie urodziłam i wtedy odczuwam ogromną dumę i szczęście. Wszystkie dziewczynki są inne. Oliwka to wykapany tatuś, a Majka podobna jest do mnie. Najbardziej żywa jest Karolinka, która na początku ważyła najmniej.

KONCERT I BUDOWA

Podczas zbliżającego się koncertu, wszyscy artyści wystąpią charytatywnie, a całkowity dochód ze sprzedaży cegiełek, zostanie przeznaczony na budowę domu. Po ostatnim artykule do naszej redakcji zgłosił się też pan Kazimierz Nowak, który obiecał, że może w nowym domu może pomóc w wykonaniu elektryki.

- W zasadzie pomysłodawcą koncertu był Adam Sobierajski, znany tenor, artysta Gliwickiego Teatru Muzycznego, który jest wujkiem dziewczynek, a zarazem chrzestnym Karolinki - mówią państwo Szymkiewiczowie. - Jesteśmy zarówno jemu jak i pozostałym osobom wdzięczni za taką wspaniałą inicjatywę, bez ich pomocy o budowie domu moglibyśmy tylko pomarzyć.

A prace budowlane na jednym z kieleckich osiedli już trwają. Przy budowie pracuje głównie tata dziewczynek, jego brat Rafał, dziadkowie i najbliższa rodzina. Został już zalany strop nad piwnicą. Od dalszych funduszy zależy to kiedy dom zostanie skończony, dlatego rodzice pięcioraczków gorącą wierzą w to, że kielczanie będą wspierać ich w tej niezwykłej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Żeby podołać wychowaniu piątki dzieci w tym samym wieku, trzeba mieć duże wsparcie. A oni muszą przecież sprostać temu wyzwaniu jakie przyniósł im los.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie