Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pińczowianie grają w kratkę. Po zwycięstwie porażka, a w niedzielę znów wygrana? Do Pińczowa przyjedzie Nidzianka Bieliny

Bartłomiej Bitner
Bartłomiej Bitner
Karol Dudzik (z prawej) w meczu z Partyzantem Radoszyce znalazł się w dobrej sytuacji, ale strzelił obok bramki.
Karol Dudzik (z prawej) w meczu z Partyzantem Radoszyce znalazł się w dobrej sytuacji, ale strzelił obok bramki. Dawid Łukasik
Potwierdziło się, że Radoszyce to wiosną na mapie czwartoligowców teren nie do zdobycia. W minioną niedzielę tamtejszy Partyzant postawił trudne warunki i piłkarze Towarzystwa Sportowego 1946 Nidy Pińczów przegrali z nim 0:2. Teraz nasi zawodnicy podejmą u siebie ostatnią w tabeli Nidziankę Bieliny, która ostatnio jednak złapała zwyżkę formy.

W niedzielę, 6 maja, pińczowianie wygrywając 1:0 z Moravią Morawica, dopiero po raz trzeci wiosną odnieśli zwycięstwo na swoim stadionie. Tę wiktorię przyjęli z ogromną radością. Stanowiła dobry prognostyk przed kolejnym pojedynkiem i psychologicznie była bardzo istotna, bo w kalendarzu widniał Partyzant Radoszyce.

Właśnie z tą ekipą na wyjeździe mierzyli się w 28 kolejce gracze z Pińczowa. Jak zapowiadali, do powiatu koneckiego jechali po kolejne, drugie z rzędu zwycięstwo, choć wiedzieli, że czeka ich niezwykle trudne zadanie. Partyzant wiosną do tej pory na swoim boisku grał cztery mecze i żadnego nie przegrał, w dodatku nawet nie stracił w nich gola. Radoszyce przedstawiały się więc jako twierdza, ale skoro pińczowianie tydzień wcześniej wreszcie po raz pierwszy w IV lidze pokonali Moravię Morawica, to chcieli pójść za ciosem i sprawić swoim fanom kolejną miłą niespodziankę.

Rzeczywistość okazała się jednak bolesna. Partyzant zaprezentował się bardzo dobrze w obronie i potwierdził, że to nie przypadek, iż ciężko mu strzelić gola. Piłkarze Nidy dosyć dynamicznie wymieniali piłki w środku pola, ale od dwudziestego metra przed bramką radoszyczan mieli z tym kłopot. Brakowało ostatniego podania, by poważnie zagrozić Jakubowi Kaszubie. W całym meczu pińczowianie dokonali tego zaledwie raz. W drugiej połowie, jeszcze przy stanie 0:1, Karol Dudzik otrzymał dobry pass i popędził z futbolówką na bramkę przeciwnika, ale zamiast podawać lepiej ustawionym Michałowi Krzakowi lub Krystianowi Sornatowi, zdecydował się na uderzenie i chybił.

Pierwszego gola dla Partyzanta, w 22 minucie, zdobył Jakub Jaśkiewicz. Stało się to po nieporozumieniu naszego golkipera z obrońcami – gracz z Radoszyc miał ułatwione zadanie, bo strzelał niemal do pustej bramki. Bramka padła trochę niespodziewanie, bo przez pierwsze dwadzieścia minut właśnie Nida częściej utrzymywała się przy piłce. Nie przekładało się to jednak na „setki” dla naszej ekipy, ale wydawało się, że Nida zaczyna spotkanie kontrolować. Niestety, wydawało się.

- Gola na 0:2 [w 65 minucie – przy. red.] straciliśmy po… naszym rzucie wolnym. Po dośrodkowaniu futbolówkę ze swojego pola karnego wybił obrońca drużyny z Radoszyc, po czym dopadł do niej Karol Nieszporek i umieścił w siatce. Szkoda, bo ta bramka była naszym kolejnym prezentem dla przeciwników w tej rundzie – mówi Paweł Wijas, trener Nidy.
Jego podopieczni w Radoszycach mogli jednak przegrać wyżej. W 90 minucie po faulu sędzia podyktował rzut karny dla Partyzanta. Do „jedenastki” podszedł Bartłomiej Papros, ale nie wykorzystał jej. Bartłomiej Majcherczyk wyczuł intencje strzelca i mimo że uderzenie było silne, zdołał je obronić.

- To był chyba jedyny dla nas pozytyw. Generalnie nie zagraliśmy koszmarnego meczu, ale znów pierwsze nasze dopuszczenie rywala do dobrej sytuacji strzeleckiej zakończyło się stratą bramki, po której byliśmy nieco podłamani. W dodatku oba gole Partyzant zdobył za łatwo – uważa szkoleniowiec Nidy. Przyznaje, że radoszyczanie postawili trudne warunki. – W defensywie zagrali naprawdę bardzo dobrze. Gdy mieliśmy piłkę, pomocnik Karol Opara schodził do obrony i przeciwnicy grali wtedy trzema stoperami. Zagęszczali tyły i ciężko było się przedrzeć. Niejedna drużyna będzie miała z Partyzantem kłopoty – ocenia Paweł Wijas.

A czy pińczowianie będą mieli kłopoty z Nidzianką Bieliny, z którą zagrają na własnym stadionie już w niedzielę, 20 maja? Według tabeli nie, bo najbliższy przeciwnik zajmuje w niej 18., ostatnie miejsce. Jednak wiosną zawodnicy z Bielin grają całkiem nieźle. Nie przegrali trzech ostatnich spotkań dwukrotnie remisując i raz wygrywając. – Nie uważam więc Nidzianki za słabą drużynę. W przerwie zimowej doszło do niej kilku graczy, którzy są w stanie zapewnić jej dobre wyniki. Dlatego moi zawodnicy nie mogą zlekceważyć tego rywala, bo spotkanie z nim spacerkiem na pewno nie będzie – podkreśla Paweł Wijas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie