Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po awanturze o miejski program in vitro. Marcin Chłodnicki: Emocje buzowały i pewnie do dziś w nas tkwią, hejt jest naganny

Paweł Więcek
Paweł Więcek
Marcin Chłodnicki
Marcin Chłodnicki
Po awanturze o miejski program in vitro. Rozmowa z radnym miasta Kielce z Lewicy Marcinem Chłodnickim, inicjatorem prac nad programem. O realizowaniu programu wyborczego, buzujących emocjach i sporze, który już nie ma znaczenia.

Program in vitro to Pana sztandarowy pomysł. W poprzedniej kadencji nie udało się go wprowadzić, teraz został uchwalony. Czuje Pan satysfakcję?
Oczywiście, że czuję, ale nie chodzi tylko o to, że to mój pomysł. Na przestrzeni pięciu lat spotkałem się dziesiątkami par, kóre prosiły, by tematu nie odpuszczać i doprowadzić do szczęśliwego końca w postaci uchwalenia refundacji na tę formę leczenia niepłodności. Prywatnie jestem zadowolony. Jak się jest samorządowcem, to wdrożenie pomysłu dobrego dla ludzi motywuje do dalszej pracy. Szczególnie ważne jest to, że niepłodność to coraz większy problem społeczny, wręcz choroba cywilizacyjna. Prawie co 5-6 para - tak określają lekarze - ma problem z zajściem w ciążę. Główną przesłanką do przyjęcia miejskiego programu in vitro jest to, że rząd Prawa i Sprawiedliwości wyszedł z ogólnokrajowego programu finansowania. Dlatego w Kielcach oraz w szeregu miast w całej Polsce wyciągnięto lokalnie pomocną dłoń do mieszkańców. Dodajmy, iż rząd odpuścił samo finansowanie zabiegów.

Zyska Pan na tym politycznie, w sensie rozgłosu i budowy pozytywnego wizerunku?
Jestem radnym po to, by realizować program wyborczy. To był element mojego programu w pierwszej kadencji, z którym szedłem także do wyborów na drugą kadencję. Podchodzę do tego jak do pracy, którą muszę wykonać - w związku z umową, jaką zawarłem z mieszkańcami, że będę pracował na rzecz realizacji punktów, które zadeklarowałem. Nie rozpatruję tego w kategoriach, czy mi to przysparza pozytywnego wizerunku, czy nie, ale że wywiązałem się z programu wyborczego. Wprowadzenie in vitro dla Kielc to był także jeden z podstawowych elementów umowy mojego środowiska politycznego z Bogdanem Wentą. Z tego powodu poparliśmy go w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2018 roku.

Dlaczego projekt uchwały w sprawie programu in vitro wywołał tak duże emocje społeczne?
On wywołał duże emocje, ale wewnątrz Rady Miasta. Nie spotkałem się z emocjami wśród społeczeństwa. Statystyki ogólnopolskie i kieleckie wskazują, że program ma poparcie około 70 procent społeczeństwa, bo ludzie zdają sobie sprawę, jak duży to jest kłopot dla par, które nie mogą począć dzieci w sposób naturalny. Ludzie znają kogoś, kto tej formy pomocy potrzebuje. Społecznie więc nie ma kontrowersji. Był to polityczny spór, który toczył się w Radzie Miasta.

Czego dotyczył ten spór, jaka była jego istota?
Niepotrzebnie do całej inicjatywy dotyczącej in vitro dla Kielc został przyklejony konflikt, który od miesięcy toczy się między przewodniczącym Suchańskim a prezydentem Wentą. Na postawę części radnych klubu Bezpartyjni i Niezależni w pierwszych próbach wdrożenia programu miał właśnie konflikt klubu z prezydentem. Trzeba podkreślić fakt, że również Prawo i Sprawiedliwość, które stoi w opozycji do programu, również głosowało przeciwko. Ale tu były inne przesłanki. One wynikały ze światopoglądu, ale też programu wyborczego, którym kieruje się PiS. To nie było zaskoczeniem.

Może zabrakło dialogu, a górę wzięły emocje?
Emocje były i to trzeba przyznać. One zaczęły się po pierwszym głosowaniu, gdy projekt uchwały został odrzucony. Osobiście przyznam, że od momentu, kiedy zaczęły się prace nad tą uchwałą, nie spodziewałem się tego. Że może zdarzyć się tak, że ktoś oprócz Prawa i Sprawiedliwości będzie ten program blokował. Nie myślałem, że są emocje, pretensje i konkurencja. Myślałem, że to gładko przejdzie, bo PiS nie ma większości w Radzie Miasta, a byłem przekonany, że cała reszta radnych ten pomysł poprze. Zaskoczyło mnie, iż na chwilę przed sesją pojawiły się zastrzeżenia do programu. Wszystkie strony były w emocjach. Ja dlatego, ponieważ martwiłem się o program. Bez emocji może podchodził klub PiS, który od zawsze deklaruje, że jest przeciwnikiem. Duże emocje widziałem natomiast po stronie radnych klubu Bezpartyjni i Niezależni. Z niedowierzeniem patrzyłem, jak ta uchwała jest blokowana i tworzy się różne uzasadnienia. Emocje buzowały i pewnie do dziś w nas tkwią. Jeżeli jest się odpowiedzialnym politykiem, to każdy z nas w Radzie ma świadomość, że jeden projekt za nami - trzeba siadać do stołu i rozmawiać o kolejnych i nie zatrzymywać się na tym, co nas dzieliło, tylko skupić się na tym, co można zrobić wspólnie.

Śledziłem rozwój sytuacji w internecie, w mediach społecznościowych. Nie sądzi Pan, że niektóre komentarze były zbyt mocne, brutalne?
Komentarze, które ubliżają innym osobom, które wyczerpują charakter hejtu, nie powinny mieć miejsca. Nie pochwalam tych komentarzy, które padały. Trzeba umieć odróżniać przedstawianie opinii czy podawanie faktów z życia politycznego od czystej chęci dokuczenia komuś. To nie jest fajne. Sam się z tym często spotykałem i to działo w dwie strony. Naganna rzecz.

Po sesji Bezpartyjni i Niezależni w ramach materiału promocyjnego na łamach „Echa Dnia” podali informację, że program in vitro przeszedł dzięki ich głosom. Dlaczego tak bardzo to Pana zbulwersowało? Matematyka wskazuje, że bez radnych BiN nie udałoby się przeforsować uchwały...
Ten projekt przeszedł dzięki poparciu wszystkich radnych, którzy zagłosowali za: Koalicji Obywatelskiej, Projektu Wspólne Kielce, radnego Lewicy, czyli mnie, oraz Bezpartyjnych i Niezależnych. Tło grzania się przy temacie, co do którego miało się tyle zastrzeżeń i przez dwie sesje się blokowało, budzi moją wątpliwość co do hipokryzji takiego postępowania. O wiele większy mandat do tego, by się w świetle tego projektu grzać, ma szereg innych klubów i radnych. Dlatego to było dla mnie żenujące.

Czy po tej całej awanturze istnieje możliwość oczyszczenia atmosfery między radnymi?
Radni zostali wybrani do Rady Miasta, by reprezentować interesy wyborców, tam pracować i osiągać wspólne sukcesy dla miasta. To nie jest zebranie towarzyskie, nie ma przymusu, że musimy się lubić. Zostaliśmy wybrani, by współpracować. Nie widzę opcji, by nasze prywatne animozje miały wpływ na naszą pracę. Jesteśmy zatrudnieni, by pracować na rzecz mieszkańców miasta. Kwestie relacji i sympatii nie mają znaczenia, bo jest robota do wykonania. Jeżeli będziemy w stanie coś w przyszłości zrobić wspólnie, to dla mnie nie ma znaczenia konflikt, który przeszliśmy w sprawie in vitro.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie