MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ponad dwa lata walczyła z białaczką. Teraz wraca do życia

Iwona ROJEK [email protected]
Katarzyna Sikora jest bardzo szczęśliwa, że doczekała wiosny, cieszy się każdą chwilą życia.
Katarzyna Sikora jest bardzo szczęśliwa, że doczekała wiosny, cieszy się każdą chwilą życia.
- Na ten moment żyję, udało mi się pokonać ostrą białaczkę szpikową - płacze szczęśliwa 34-letnia Katarzyna Sikora, nauczycielka historii z Buska-Zdroju. - Kilka miesięcy temu miałam przeszczep szpiku, który przyjął się. Od niedawna wychodzę z domu, pomału wracam do życia.

Najbliższe święta Kasia spędzi z najbliższymi, w gronie rodzinnym. Wprost nie może uwierzyć, że jak na razie wszystko skończyło się dobrze. Na to, że żyje złożyło się wiele wydarzeń, jednym z nich było to, że trafiła na pierwszą akcję pozyskiwania dawców szpiku, jaka odbyła się w Kielcach. Była współorganizowana przez redakcję "Echa Dnia".

- Byłam wtedy w bardzo złym stanie po pierwszym nieudanym autoprzeszczepie, z nikłymi nadziejami na pokonanie choroby, kiedy poznałam Kingę Dubicką, prezesa fundacji DKMS Polska - opowiada. - Kinga dodała mi sił, wspierała mnie, tłumaczyła, żebym nie rezygnowała, bo dawca na pewno się znajdzie. Te jej słowa dodały mi wielkiej otuchy. A kiedy rzeczywiście pojawił się dawca, ale były dwie niezgodności tkankowe Kinga przekonała mnie, żebym, się nie obawiała przyjąć takiego szpiku, bo one nie przesądzają niczego. Mówiła, że przy niezgodnościach też można przeżyć. I jak do tej pory żyję, przeszczep od kobiety z Niemiec miałam dokładnie 145 dni temu.

DIAGNOZA WYWOŁAŁA SZOK

Kasia, która mieszka w niewielkiej miejscowości Kotki koło Buska-Zdroju nie myślała nigdy o tym, że mogłaby zachorować na białaczkę. Była pogodna, realizowała się w pracy zawodowej, uczyła historii w Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących, miała sporo przyjaciół. Nigdy na nic nie chorowała, nie leżała w szpitalu. Mówi, że prowadziła w miarę spokojny, higieniczny tryb życia i dbała o siebie nawet bardziej, niż przeciętna osoba. Nie zapominała o czapce, szaliku. Kiedy pojawiły się pierwsze objawy świadczące o tym, że coś złego dzieje się w jej organizmie absolutnie nie kojarzyła tego z białaczką. - Najpierw miałam katar, potem bóle głowy i niezbyt dobre samopoczucie, nic mi się nie chciało, byłam ciągle zmęczona, myślałam, że to może depresja jesienna, bo to wszystko działo się w listopadzie - wspomina.

- Potem zaczęłam mieć przerośnięte, bolące dziąsła, co wcześniej nigdy mi się nie przydarzyło. Odwiedzałam dentystów, ale nie bardzo wiedzieli z czego pochodzi to schorzenie. Badania krwi były w normie, z czasem zaczęły tylko spadać płytki krwi. Za jakiś czas okazało się, że mam powiększoną wątrobę i śledzionę, ale ciągle nie wiedziano co mi jest. Wtedy trafiłam do Instytutu Hematologii w Warszawie. Tam po badaniach lekarka wezwała mnie do siebie i oznajmiła mi, że mam ostrą białaczkę szpikową. Kasia opowiada, że to był dla niej potworny szok, diagnoza równoznaczna z wyrokiem śmierci. Myślała, że oszaleje. Przypomina sobie, że ugięły się pod nią nogi, a jak wyszła z gabinetu zaczęła wysyłać sms na chybił trafił.

Od wystąpienia pierwszych objawów do postawienia ostatecznej diagnozy minęło kilka miesięcy. A potem rozpoczęło się leczenie, które trwało ponad dwa lata. - Wzięłam pierwszą chemię, po której dostałam powikłań, ciężkiego zapalenia płuc - wspomina. - Straciłam też swoje kręcone włosy. W szpitalu spędziłam sześć tygodni, później na trzy dni wróciłam do domu, następnie dano mi trzy kolejne chemie, po których zdecydowałam się na autoprzeszczep, bo nie było dla mnie żadnego dawcy. Takie rozwiązanie często sprawdza się przy białaczkach limfoblastycznych. Ale szpik mojej siostry ani osób z dalszej rodziny, ciotecznego rodzeństwa nie nadawał się dla mnie, więc przystałam na takie wyjście, żeby siebie ratować. Autoprzeszczep trwał ponad 45 minut, przyjęłam 9 woreczków własnej krwi i na początku czułam się dobrze. Myślałam, że się wszystko udało, ale niestety nastąpił odrzut. Najpierw dostałam półpaśca na połowie głowy, a za jakiś czas znów pojawił się przerost dziąseł. Były złe wyniki, załamałam się, przestałam w cokolwiek wierzyć. Kiedy wróciłam na jakiś czas do domu, spotkałam przy okazji kieleckiej akcji pozyskiwania dawców szpiku, Kingę Dubicką i ona przekonała mnie, żeby nie tracić nadziei, że dawca na pewno się znajdzie, oni w tym pomogą. Zostałam przyjęta do szpitala w Katowicach, a dawcy szukali dla mnie we Wrocławiu. Kinga nastawiła mnie tak pozytywnie, że sama dzwoniłam raz, a nawet dwa razy w tygodniu pytając czy dawca już się znalazł. A gdy wreszcie pojawiła się kobieta z Niemiec i miała dwie niezgodności tkankowe z moimi tkankami, prezes fundacji przekonała mnie, żebym się tego nie obawiała, tylko jak najszybciej zgodziła się na przeszczep. Tak też zrobiłam, chociaż wątpliwości miałam mnóstwo. Bałam się powikłań, odrzucenia, wciąż dochodziły do mnie wiadomości, że jedna czy druga osoba zmarła po przeszczepie. Leżałam w jednej sali ze słynną siatkarką Agatą Mróz i jej odejście załamało mnie. Ale zdecydowałam się na przeszczep, bo innych możliwości nie było, a ja tak bardzo nie chciałam umierać. I chociaż przytrafiły mi się powikłania, to zwalczyłam je sterydami, od przeszczepu minęło prawie pięć miesięcy i żyję.

CHOROBA ZMIENIA CZŁOWIEKA

Katarzyna Sikora która przyjechała kilkanaście dni temu do Kielc na drugą akcję pozyskiwania dawców szpiku sama jest żywym przykładem tego, że warto ich szukać. Gdyby nie stworzono banków dawców, dla wielu osób nie byłoby żadnego ratunku. - Na razie bardzo cieszę się z tego że pokonałam białaczkę i żyję, choć jest to całkiem inne życie od poprzedniego - przyznaje szczerze. - Codziennie towarzyszy mi niepewność, czy najgorsze nie powróci, chociaż staram się takie myśli odrzucać. Muszę na siebie bardzo uważać, żeby się nie przeziębić, cały czas biorę leki, które hamują odrzut, antybiotyki, środki przeciwgrzybicze, stosuję specjalną dietę. Unikam smażonego, owoce, warzywa jem gotowane, nie mogę bywać w dużych skupiskach. Teraz jestem na rencie i choć bardzo chciałabym wrócić do pracy, to nie wiem kiedy to będzie możliwe.

Kasia mówi, że życie jest piękne, cudowne, docenia teraz każdą chwilę, dostrzega słońce, kwiaty, ptaki. Bardzo się cieszy, że najbliższe święta spędzi z rodziną, ukochaną mamą, siostrą, przyjaciółmi, którzy jej nie zawiedli. - Bardzo dziękuję Lucynie Wojnowskiej, dyrektorce z mojej szkoły, nauczycielom, pracownikom i uczniom - wylicza wspaniałych ludzi. - W pomoc dla mnie zaangażowały się osoby z wielu pobliskich szkół, mieszkańcy miejscowości Kotek, którzy wspierali mnie psychicznie i finansowo. Przewartościowałam wszystko i wiem, że najważniejsze jest zdrowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie