Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porażka Korony Kielce po samobójczym golu

Sławomir STACHURA, kw, esw
Po meczu niektórzy piłkarze Korony schodzili do szatni bez koszulek, gdyż oddali je swoim kibicom, którzy w Bełchatowie świetnie dopingowali zespół.
Po meczu niektórzy piłkarze Korony schodzili do szatni bez koszulek, gdyż oddali je swoim kibicom, którzy w Bełchatowie świetnie dopingowali zespół. fot. Sławomir Stachura
Mecze Korony z Bełchatowem były do tej pory bardzo emocjonujące. Padało dużo goli, były sytuacje, ostre starcia i czerwone kartki. Słowem wszystko to, co lubią kibice. Ale tak było do soboty. Bo tym razem było wyjątkowo nudno i bezbarwnie. Takie przysłowiowe flaki z olejem, zakończone kuriozalną, samobójczą bramką, która zabrała pewny punkt Koronie.

[galeria_glowna]

Po meczu powiedzieli:

Po meczu powiedzieli:

Maciej Korzym, pomocnik Korony: - Brak słów na to, co się stało. Nic więcej nie można powiedzieć. Wygląda na to, że Bozia zabrała nam to szczęście, które dopisywało nam w rundzie jesiennej. Teraz w wielu sytuacjach po prostu mamy pecha.

Edi Andradina, napastnik Korony: - Padła pechowa bramka, którą na dodatek strzeliliśmy sobie sami. Mieliśmy w meczu przynajmniej 3-4 sytuacje na strzelenie gola, ale ich nie wykorzystaliśmy. Ustawiliśmy się defensywnie i dlatego też zdarzały nam się straty.

Piotr Malarczyk, obrońca Korony: - Nabawiłem się urazu w wyniku zderzenia na środku boiska i musiałem zejść. Cała drużyna grała równo, tworzyła kolektyw. Graliśmy defensywnie, nastawiliśmy się na grę z kontry, ale jedna pechowa sytuacja zaważyła na wyniku.

Paweł Sobolewski, pomocnik Korony: - Przyjechaliśmy do Bełchatowa po trzy punkty i przede wszystkim nie chcieliśmy stracić bramki. Mieliśmy więcej klarownych sytuacji i powinniśmy strzelić przynajmniej jedną bramkę. Za tydzień potyczka z Legią. To zupełnie inny przeciwnik i mecz będzie wyglądał inaczej.

Tak relacjonowaliśmy na żywo mecz GKS Bełchatów - Korona Kielce

I znów przy okazji tego spotkania trzeba wrócić do pojedynku z Wisłą. W nim zdeterminowana i walcząca Korona, już w doliczonym czasie po samobójczym trafieniu Cezarego Wilka, doprowadziła do remisu 2:2 i wprawiła w euforię całą Arenę Kielc. Wtedy Korona miała furę szczęścia, a ambitna pogoń za liderem została nagrodzona. Ale widocznie bilans szczęścia i pecha musi wychodzić na zero, bo w sobotę w Bełchatowie Korona miała wyjątkowy niefart. Też rzut wolny, też jedna z ostatnich akcji i pechowe uderzenie do własnej bramki Macieja Tataja. Wszedł za Niedzielna, miał być tym, który spróbuje odwrócić losy meczu i to mu się niestety udało, choć trafił nie do tej bramki, do której miał strzelać. Nikt oczywiście nie chce znęcać się nad Maćkiem, bo i tak pewnie jeszcze długo po tym meczu czuł się będzie okropnie, ale tak akcja pokazuje, jak los bywa przewrotny. Z drugiej jednak strony ta bramka i ta porażka to także dowód, że zbytnie kunktatorstwo nie popłaca. Choć na porażkę Korona w Bełchatowie na pewno nie zasłużyła.

ZERO Z TYŁU, A Z PRZODU JAKOŚ BĘDZIE

Korona pojechała do Bełchatowa z takim samym nastawieniem jak jechała do Wrocławia. Zagrać ostrożnie, na zero z tyłu, a z przodu jakaś jedna bądź dwie okazje się wyklarują. Ze Śląskiem wypaliło, bo w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie znalazł się środkowy obrońca Pavol Stano, który wyręczył napastników i Korona przywiozła trzy punkty. W Bełchatowie już tyle szczęścia nie było, choć bramkowe okazje tak. Ale ci najbardziej ustawieni ofensywnie - Niedzielan i Korzym nie umieli ich wykorzystać.

ZABIJANIE FUTBOLU

Ale nie chodzi tu już o porażkę, bo przecież takie pechowe zdarzają się w każdej lidze i zdarzać się będą. Bardziej idzie o to "coś", co zafundowali kibicom piłkarze. Korona ustawiona defensywnie, bijący głową w mur gospodarze, którzy gubili nawet piłkę wymieniając ją bez pressingu przed własnym polem karnym. Gdyby ktoś chciał pokazywać film, szkoleniowy na temat antyfutbolu, to za materiał poglądowy mógłby z powodzeniem służyć właśnie ten z Bełchatowa. I marne to pocieszenie, że nawet w tej kolejce podobnym widowiskiem uraczyli kibiców futboliści Legi i Widzewa (1:0). Nastawienie na minimalizm, brak sportowej fantazji i walki, i to powszechne "zero z tyłu" to niestety hasło przewodnie większości polskich drużyn. I dlatego mamy takie mecze jak ten sobotni, których najzwyczajniej w świecie nie da się oglądać. Bo kibice na pewno woleliby jednak nie wymęczone 1:0 po samobóju czy przypadkowej akcji, a otwartą grę, w której drużyny walczą od pierwszej do ostatniej minuty o kolejnego gola. Łatwiej czasami przełknąć nawet porażkę 3:4 niż nudną do granic grę, w której ważne są jedynie punkty.

Mówią trenerzy:

Mówią trenerzy:

Marcin Sasal, Korona: - Przegrywamy mecz w fatalnych okolicznościach, po samobójczej bramce, w doliczonym czasie. W pierwszej połowie graliśmy dobrze taktycznie, z charakterem. Mieliśmy też swoje bramkowe okazje. Teraz chłopaki siedzą w szatni i są bardzo wkurzeni, bo znów zabrakło nam szczęścia. Nie wiem, który to już raz. Chcieliśmy dziś z Bełchatowa wywieźć przynajmniej jeden punkt i praktycznie do 90 minuty to się udawało. Dziś na pewno nie zasłużyliśmy na przegraną.

Maciej Bartoszek, Bełchatów: - Przed meczami u siebie z Koroną i z Arką Gdynia mówiłem, że nie jest ważne jak, ale trzeba zdobyć komplet punktów, Korona grała dziś agresywnie w środku boiska i mieliśmy problemy z konstruowaniem akcji. A jak atakowaliśmy, to narażaliśmy się na kontry. Dopisało nam jednak szczęście i mamy trzy punkty. Był to na pewno mecz ciężki do oglądania, ale takie mecze też się zdarzają. To w tej chwili nie ma jednak znaczenia. Tabela jest spłaszczona i ten sezon właściwie dopiero teraz nabiera kolorytu. Nie ma praktycznie zespołów grających o nic. My cieszymy się z tego, że mamy po meczu z Koroną 34 punkty.

KARA ZA MINIMALIZM

Do Bełchatowa Korona pojechała nie przegrać i jak słusznie zauważył w przerwie, siedzący tym razem przez większość meczu na ławce rezerwowych, Aleksandar Vuković, Bełchatów miał z kielczanami ten sam problem, co tydzień wcześniej Korona z Ruchem w Kielcach. Też biła głową w chorzowski mur, ale nie miała takiego szczęścia jak w sobotę Bełchatów. Może, właśnie dlatego, że i w jednym i w drugim pojedynku nie była zdeterminowana. Bo przecież po przerwie w meczu z Chorzowem Korona bardziej bała się, by nie stracić drugiego gola, niż myślała o tym by zaryzykować i strzelić choćby tego dającego remis. Fakt, nie straciła, ale też nie strzeliła żadnego. Tak samo jak w sobotę w Bełchatowie. A minimalizm sprawił, że już w doliczonym czasie przytrafił się ogromny pech. I brak czasu, by pechowo straconego gola w tym nudnym meczu odrobić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie