Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poważne zarzuty wobec Domu Opieki w Kielcach

Izabela Mortas
Grażyna Denkowska uważa, że stan zdrowia jej matki w czasie pobytu w ośrodku pogorszył się. Zaniepokoiły ją siniaki na ciele matki, których, jak twierdzi - dzień wcześniej nie było.
Grażyna Denkowska uważa, że stan zdrowia jej matki w czasie pobytu w ośrodku pogorszył się. Zaniepokoiły ją siniaki na ciele matki, których, jak twierdzi - dzień wcześniej nie było. Dawid Łukasik
Są poważne, indywidualne zarzuty wobec Domu Pomocy Społecznej przy Żeromskiego w Kielcach

ZOBACZ TEŻ:
Musi zwrócić zasiłek na chorą matkę, bo sama jest chora. Urząd żąda 30 tysięcy złotych

Podopieczni są usypiani, szarpani, poniżani przez personel - twierdzą dwie kobiety z rodzin pensjonariuszy mieszkających w Domu Pomocy Społecznej imienia Świętego Alberta w Kielcach. Zastrzeżenia ma też była pracownica. Dyrektorka Domu Pomocy Społecznej twierdzi, że panie działają w komitywie, a zarzuty są bezpodstawne. Dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Kielcach nie ma na razie żadnych zastrzeżeń co do funkcjonowania placówki, ale planuje kontrolę.

- Tu nie chodzi tylko o moją matkę, lecz wszystkie osoby mieszkające w ośrodku. Dzieje się im krzywda, a sami nie są w stanie o tym powiedzieć - mówi Grażyna Denkowska, córka kobiety przebywającej w tym Domu Pomocy Społecznej.

Nieustannie spała

Kobieta odwiedza matkę niemal codziennie i mocno interesuje się jej stanem zdrowia. Twierdzi, że zmienił się on diametralnie. - W momencie, gdy zostawiłam mamę w ośrodku sama jadła, korzystała z toalety, rozmawiała, spacerowała. Po rocznym pobycie w placówce była nieustannie półprzytomna, ciągle śpiąca. Zaniepokoiło mnie to i skorzystałam z pomocy innego lekarza, pod którego opieką mama była przez dwa miesiące w szpitalu - relacjonuje Grażyna Denkowska.

Lekarka zasugerowała inne leczenie, które zastosowano w placówce na prośbę pani Grażyny. - Matka znów zaczęła lepiej funkcjonować, częściej rozmawia, spaceruje. Jestem przekonana, że odurzano ją tymi lekami, by nie sprawiała dodatkowych problemów personelowi. To dla nich niewygodne, gdy ktoś jest w stanie wykonywać sam pewne czynności, bo muszą mu poświęcić więcej uwagi. Tak samo, jak z mamą, postępują też z innymi kuracjuszami - twierdzi pani Grażyna.

Potwierdza to inna kobieta, która w placówce również ma osobę bliską. Dla jej dobra nie chce zdradzać swojego nazwiska. - Mojej mamie zrobili to samo. Tylko dlatego, że wyszła z pokoju wieczorem. Pracownice bały się, że stracą nad nią kontrolę, więc ją „położyły” do łóżka na dobre - mówi.

Pani Grażyna ma problemy z uzyskaniem historii choroby matki. - To dokumentacja, do której mam pełne prawo. Nikt nie chce mi jej udostępnić. Już wiem, że matce przepisywano zbyt duże dawki leków. W domu opieki otrzymywałam recepty na około 150-230 złotych miesięcznie, odkąd leczę mamę prywatnie płacę 70-80 złotych co dwa miesiące - tłumaczy kobieta.

Sposoby na uciszanie

To niejedyne zastrzeżenia. Pani Grażyna opisuje, kiedy rok temu po nocy zaobserwowała u swojej matki niepokojące zmiany na skórze.

- Miała siniaki na całym ciele. Dzień wcześniej tego nie było. Wezwałam lekarkę, bo akurat wtedy dyżurowała, i dyrektorkę placówki, żeby im to pokazać. Dyrektorka była przerażona i obiecała, że dyżurujące pracownice otrzymają naganę, ale z tego, co wiem, nic takiego nie nastąpiło. Do tej pory nie otrzymałam odpowiedzi na pismo z zapytaniem, jakie konsekwencje zostały wyciągnięte wobec pracownic - mówi kobieta.

- To niejedyna mocno niepokojąca sytuacja. Nieraz słyszałam, jak ktoś krzyczał z pokoju, a opiekunka mówiła „ja cię zaraz uciszę”, po czym krzyki mijały - dodaje.

Niewygodny pracownik?

O innych praktykach informuje kolejna interweniująca - pani Helena, była pracownica Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Żeromskiego.

- Pamiętam, jak raz chciałam wziąć jedną z podopiecznych do toalety, ponieważ miała na tyle sił. Od koleżanki, która pracowała dłużej ode mnie usłyszałam zdecydowane: „ona ma leżeć” - relacjonuje opiekunka.

- Byłam też świadkiem, jak pracownice szarpały kobietę chorą na raka mózgu. Gdy jedna się w ostatniej chwili opamiętała, od drugiej otrzymała reprymendę - dodaje pani Helena. Dlaczego już nie pracuje? - Byłam niewygodna, bo naprawdę chciałam dla tych ludzi dobrze i podchodziłam do nich z sercem. Tam były inne praktyki - wyzwiska, zastraszanie. Choć nie miałam żadnej nagany, to ja straciłam pracę, a nie osoby, które takich nagan trochę miały na swoim koncie - mówi.

Utrudniają pracę

Aliny Roguli, dyrektorki Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Żeromskiego, zarzuty nie zdziwiły - według niej opisane problemy są na siłę wyszukane przez Grażynę Denkowską i osoby, które jej zdaniem pozostają z nią w komitywie.

- Należy zacząć od tego, że o usytuowaniu matki pani Denkowskiej w placówce zadecydował sąd, a ona sama nie jest jej prawnym opiekunem. Od początku mamy problemy ze współpracą, pani Denkowska jest bardzo roszczeniowa i wymaga niemal indywidualnej opieki dla swojej rodzicielki. Od początku za bardzo ulegaliśmy córce i to jedyna rzecz, którą mam sobie do zarzucenia - mówi Alina Rogula.

- O tym, jakie leki przyjmują podopieczni, decyduje lekarz i to on ustala dawki. Właśnie na skutek zmniejszenia, pod presją córki, dawek leków doszło do opisanego incydentu w nocy. Matka pani Denkowskiej sama się okaleczyła, bo była za bardzo pobudzona, nikt z personelu nie wyrządził jej krzywdy. Opowieści o szarpaniu podopiecznych są również wyssane z palca, takich praktyk się u nas nie stosuje. I nie przekonują mnie argumenty byłej pracownicy, bo wiem doskonale, o kogo chodzi i z jakich powodów opowiada teraz takie historie. Dziwne, że gdy tu pracowała, nie miała żadnych zastrzeżeń. Organizujemy spotkania z pracownikami, analizujemy kodeks etyczny i jest wiele okazji do informowania o takich problemach - mówi dyrektorka.

- Naprawdę dziwię się interweniującym, że zamiast z nami współpracować, jak robi to wiele rodzin, szukają na siłę kolejnych problemów. Niejednokrotnie proponowałam przeniesienie na inny oddział lub do innego domu pomocy, lecz pani Denkowska nie wyrażała zgody. Jeśli uważa, że jej matce dzieje się krzywda, dziwi mnie taka decyzja - kwituje Alina Rogula.

Do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kielcach wpłynęły póki co dwie oficjalne skargi dotyczące nieprawidłowości w funkcjonowaniu placówki. - Jedną złożyła córka kobiety pozostającej pod naszą opieką - skarżyła się na różne nieprawidłowości, które jej zdaniem zachodzą w opiece nad jej matką. Druga skarga wpłynęła od byłej pracownicy. Twierdzi ona, że chcąc dobra pacjentów, naraziła się dyrektorce, która ją zwolniła - mówi dyrektor. - Ostatnia skarga wydaje mi się tak dalece mało prawdopodobna, że aż niemożliwa - dodaje.

Dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie zapewnia, że placówka zostanie skontrolowana, ale nie ukrywa, że do sposobu funkcjonowania placówki póki co nie ma żadnych zastrzeżeń. - Mam pełne zaufanie do pani dyrektor - kwituje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie