W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Kielcach, gdzie toczy się proces, zeznawali rodzice 37-latka. Rodzina oskarżonego i bliscy nieżyjącej 30-latki zgodnie podkreślali, że związek ich dzieci był burzliwy i w ocenie obu stron, skazany na niepowodzenie.
- Mówiłem mu, żeby się nie żenił. Ale dziecko było w drodze i syn uznał, że wnuk potrzebuje i ojca matki – mówił sądzie ojciec 37-latka. – Synowa nie miała najlepszej opinii. Piła alkohol, zresztą oboje go nadużywali.
Świadkowie wiedzieli, że w małżeństwie nie układało się najlepiej. Z synową zerwali kontakt po tym, ja złożyła do sąd sprawę przeciwko mężowi o znęcanie się nad nią. – Dopóki płaciłem za mieszkanie, dawałem pieniądze na jedzenie i na utrzymanie wnuka to było dobrze, jak przestałem ją utrzymywać, to natychmiast pojawiła się sprawa w sądzie przeciwko mojemu synowi. Nigdy w mojej obecności nie dochodziło między nimi do awantur, nie skarżyła się na to, że ją bił – twierdził ojciec 37-latka. Jego matka dodawała, że w jej ocenie, jeśli była przemoc w rodzinie to oboje byli winni, po równo.
Kilka dni przed tragedią 37-latek przeprowadził się do rodziców. – Mówił, że ma dosyć zdrad żony. Chciał się rozwieść, miał myśli samobójcze. W nocy, kiedy doszło do śmierci synowej, syn nocował u nas, spał z wnukiem w pokoju, Nie wiem czy wychodził w nocy. Następnego dnia odwiozłem syna i wnuka do szkoły i pojechałem do Kielc, wracając otrzymałem telefon od syna, że jego żona popełniła samobójstwo, on jest w lesie i chce się zabić. Pojechałem do ich mieszkania syna, miałem swoje klucze. Synową znalazłem w łazience. Wisiała na kaloryferze, ciało znajdowało się pod kątem 45 stopni. Było już zimne, miało plamy opadowe. Jestem emerytowanym policjantem, więc niejedno widziałem – tłumaczył ojciec oskarżonego.
Jak dodawał, na miejscu zdarzenia jego zdziwienie wzbudził jeden fakt. – Samobójcy zwykle zostawiają list pożegnalny, a tam go nie było. Widać było natomiast, że synowa była wtedy w trakcie smażenia naleśników, zostało jeszcze pół miski ciasta – wyjaśniał.
Przez dwa i pół roku, do zatrzymania syna temat śmierci synowej nie był poruszany. – Staraliśmy się o tym nie rozmawiać, chroniliśmy wnuka. Syn po wyjściu ze szpitala w Morawicy bardzo się zmienił na lepsze. Był wzorowym ojcem i synem. O tym, że przyznał się do zabicia żony dowiedziałem się z telewizji. Do tej pory nie mogę w to uwierzyć – dodawał mężczyzna.
Przypomnijmy. Na początku maja 2014 roku policjanci odstali zgłoszenie, że w jednym z mieszkań w Starachowicach młoda kobieta odebrała sobie życie. Ciało znalazł teść kobiety, były policjant. Mąż 30-latki mówił policjantom, że żona mogła odebrać sobie życie przez zazdrość. Sprawę umorzono. Dopiero dwa i pół orku później, w grudniu 2016 roku policjanci zatrzymali męża kobiety i postawili mu zarzut zabójstwa. 36-letni wtedy mężczyzna przyznał się do winy. Twierdził, że w czasie kłótni z żoną wziął sznurek od spodni dresowych zarzucił jej od tyłu na szyję i udusił. Ciało zaciągnął do łazienki i powiesił na kaloryferze.
ZOBACZ TAKŻE:
Ełk. Małżeństwo zatrzymało pijanego kierowcę. Źródło: KMP Ełk
(Źródło: wspolczesna.pl)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?