W tym procesie na ławie oskarżonych zasiada 12 mieszkańców województw świętokrzyskiego i mazowieckiego. Wśród nich są 47-letni rolnik spod Szydłowca, który według aktu oskarżenia miał kierować grupą przestępczą, oraz mężczyzna o imieniu Jacek, przez którego polecenia miały trafiać do pozostałych mężczyzn. Prokuratura zarzuciła oskarżonym popełnienie 26 przestępstw, w tym rozboje z użyciem niebezpiecznych narzędzi, kradzieże z włamaniem, handel bronią oraz paserstwo. Proces w tej sprawie toczy się przed Sądem Okręgowym w Kielcach. Wczoraj sąd przesłuchał kolejnych świadków.
SKORO SIĘ PRZYZNAŁ, TO ON TO ZROBIŁ
Na początku zeznawało dwóch mężczyzn oskarżonych o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, którzy zasiadają na ławie oskarżonych w innym procesie. Jeden z nich opowiadał tak: - Nie mam żadnego związku z napadem na małżeństwo z Górna. Znam ich, ale nie miałem z nimi żadnych konfliktów. Skoro Jacek do tego się przyznał, to on to zrobił. Rok po tym, jak go poznałem, zostało napadnięte pierwsze małżeństwo, dwa lat później drugie. Ja nie miałem z nimi żadnych zatargów. Faktem jest tylko to, że mieszkałem niedaleko nich - podkreślał i dodawał łamiącym się głosem: - To zaczęło się od tego, że Jacek powiedział przed krakowskim sądem, iż mnie zna. Według mnie, został namówiony do składania takich wyjaśnień, bo krakowskim policjantom powiedział, że mnie zna i że nie popełnił żadnego przestępstwa, a jak się spotkał z kieleckimi policjantami, to zaczął widzieć te przestępstwa. Moim zdaniem, Jacek to kłamca. To, że znam głównego oskarżonego, nie znaczy, że należę do jakiejś grupy przestępczej - mówił.
W piątek sąd przesłuchał również 67-letnią mieszkankę gminy Stąporków, która kilka lat temu padła ofiarą napadu.
NAPAD W KOMINIARKACH
- Położyliśmy się z mężem spać. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Mówiłam mężowi, żeby nie otwierał. Nagle drzwi się otworzyły i zobaczyłam trzy osoby w kominiarkach. Zostałam uderzona w głowę, zaklejono mi oczy, zakneblowano usta jakąś szmatą ze żrącą substancją, związano mi ręce i nogi. Sprawcy zażądali, żebym powiedziała, gdzie są pieniądze i biżuteria. Zginęło około pięciu czy sześciu tysięcy złotych i trochę mojej biżuterii - zeznawała i dodawała: - Ja bardzo przeżyłam to zajście, byłam w szpitalu. Mąż miał złamany nos i przecięte ucho. W czasie tego zdarzenia został otruty też nasz pies.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?