Sprawa składowania niebezpiecznych odpadów przy ulicy Perłowej w Nowinach wyszła w połowie czerwca 2018 roku. Po skargach mieszkańców urzędnicy z gminy Sitkówka-Nowiny zlecili kontrolę terenu Wojewódzkiemu Inspektoratowi Ochrony Środowiska. Kontrola wykazała, że znajduje się tam ponad 1300 kontenerów i 2000 beczek z chemikaliami. Teren został wtedy zabezpieczony przez strażaków i policjantów, którzy pilnowali go przez dobrych kilka dni.
Przedsiębiorca został zatrzymany i postawiono mu zarzut składowania niebezpiecznych odpadów niezgodnie z prawem. Za zarzucany przez prokuraturę czyn może grozić mu od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Na firmę została nałożona kara finansowa w kwocie 300 tysięcy złotych, która nie została uregulowana.
Proces w tej sprawie toczy się przed Sądem Rejonowym Kielcach. Na kolejnej rozprawie sąd przepytywał świadków. Odpowiadał między innymi znajomy oskarżonego, z którym mężczyzna zaczął współpracę dotyczącą składowania odpadów. - W jakiejś rozmowie wyszedł temat nawiązania współpracy między moją firmą, która zajmuje się odbiorem, utylizacją i przechowywaniem odpadów, a firmą oskarżonego - tłumaczył świadek.
Współpraca, według świadka polegała na tym, że świadek otrzymywał odpady z różnych firm, najwięcej z rzeszowskiej firmy i część składował na swych terenach, a część była składowania na terenie oskarżonego. - Dostawaliśmy informacje o tym, że przyjeżdża tir albo dwa z załadunkiem. Zwykle na tir wchodziło od 22 do 24 mauzerów - pojemników z odpadami. Nie wiem teraz dokładnie jakiego typu to były odpady, różne - tłumaczył świadek. Za jeden tir rozładowany na terenie oskarżonego w Woli Murowanej w gminie Sitkówka-Nowiny mężczyzna otrzymywał zapłatę w wysokości ponad 1600 złotych.
Inny świadek, także znajomy oskarżonego, brał udział w rozładowywaniu odpadów z tirów. - Nie wiem co było w mauzerach, różne odpady, były gazety, ale też pojemniki z cieczami. Raczej dobrze zabezpieczone, raz tylko w jednym pojemniku uszkodzony był zawór. Z oskarżonym przelaliśmy wtedy ciecz do innego pojemnika. Ciecz była biała, przypominała mleko - mówił świadek i dodawał: - Na części pojemników były informacje o tym, że zawartość jest niebezpieczna. Były naklejki z trupią czaszką albo z iksem - dodawał mężczyzna.
Procedura odbioru załadunku wyglądała tak, że rozładowujący towar mężczyzna otrzymywał od kierowcy kartę przejazdu, czyli ogólne informacje o transporcie. - Tam się podpisywałem. Były też Karty Przekazu Odpadów, czyli informacje o tym, co stanowił załadunek, jakie odpady były rozładowywane. Te karty odbierał właściciel [to były wójt podkieleckiej gminy, w tej sprawie występuje jako świadek - przyp. red.] innej firmy zajmującej się przechowywaniem - dodawał świadek.
Jak się okazuje Karty Przekazu Odpadów w ogóle nie trafiały do właściciela terenu, czyli oskarżonego. - On mógł nie wiedzieć, jakie odpady trafiają na plac - przyznawał właściciel firmy, która przekazywała odpady oskarżonemu. - Karty Przekazu Odpadów były u mnie lub u właściciela drugiej firmy. Nie zdążyliśmy ich przekazać oskarżonemu.
Świadek dodawał, że wspólnie z oskarżonym planowali założenie dwóch firm, które miały blisko współpracować w zakresie recyklingu odpadów.
POLECAMY RÓWNIEŻ:
ZOBACZ TAKŻE: Poczta Polska jeszcze uruchomi swoje paczkomaty?
Źródło: Agencja Informacyjna Polska Press
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?