Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Gliński: Moim idolem był Jordan

Dorota KUŁAGA [email protected]
Rafał Gliński od 2009 roku występuje w kieleckim zespole. - Jestem człowiekiem, który lubi sobie zażartować, pośmiać się, porozmawiać. Nie jestem typem samotnika - mówi o sobie.
Rafał Gliński od 2009 roku występuje w kieleckim zespole. - Jestem człowiekiem, który lubi sobie zażartować, pośmiać się, porozmawiać. Nie jestem typem samotnika - mówi o sobie. Fot. Sławomir Stachura
Rafał Gliński od lutego 2009 roku występuje w zespole Vive Targi Kielce. Trzy razy zdobył z nim Puchar Polski, dwa razy mistrzostwo kraju. Teraz jest na najlepszej drodze do wywalczenia trzeciego "złota" w lidze.

Rafał Gliński

Rafał Gliński


Urodził się 29 grudnia 1982 roku we Wrocławiu. Jest piłkarzem ręcznym Vive Targi Kielce i reprezentacji Polski. Na koncie ma brązowy medal mistrzostw świata, wywalczony w Chorwacji. Jest kawalerem. Pseudonim - "Glina". Kluby: Śląsk Wrocław, niemiecki TV Willstaett, w Kielcach występuje od lutego 2009 roku. W wolnych chwilach chodzi do kina, spotyka się ze znajomymi, surfuje w Internecie.



Dorota Kułaga: * W niedzielę przegraliście z Orlenem Wisłą Płock 29:32. To była wasza pierwsza porażka od 2009 roku.
Rafał Gliński: - Nie powinno tak być. Graliśmy przed własną publicznością, wiem, co potrafimy, a tu, niestety, przytrafił się nam słabszy występ. Oglądaliśmy zapis wideo z tego spotkania. Słabo to wyglądało, ciężko powiedzieć, że w ogóle jakoś to wyglądało. Każdy grał "pod siebie", nie tworzyliśmy zespołu. Płock wygrał zasłużenie. Ale to już historia. Musimy wyciągnąć wnioski i w następnych meczach zagrać dużo lepiej. Teraz wkraczamy w fazę play off, najważniejszą dla nas.

* Czy w rundzie zasadniczej momentami nie byliście już znudzeni tymi wysokimi wygranymi?
- Taka jest polska liga. Mamy szeroką ławkę, dobry, wyrównany skład. Faktycznie, tak mogło wyglądać, że na tle słabszych zespołów była kolosalna różnica w poziomie gry. Ale to jest nasza liga, trzeba do każdego podchodzić z szacunkiem i odpowiednio się motywować.


- Zgadza się. Wrocław jest moim rodzinnym miastem. Tam się urodziłem, wychowałem, tam mieszkają moi bliscy. Z aklimatyzacją w Kielcach nie miałem najmniejszych problemów, podejrzewam, że nigdzie bym ich nie miał. Wystarczą mi dwa-trzy miesiące, żeby poznać otoczenie, zawrzeć nowe znajomości, przyjaźnie. Nie mam z tym problemów.

* Twoi koledzy mówią, że jesteś duszą towarzystwa, że potrafisz budować dobrą atmosferę w zespole.
- Nie mnie to oceniać. Ale jeśli ktoś tak powiedział, to jest to bardzo miłe. Jestem człowiekiem, który lubi sobie zażartować, pośmiać się, porozmawiać. Nie jestem typem samotnika, który lubi spokój. Fajnie jest nawiązywać nowe kontakty, rozmawiać z ludźmi. O to chodzi w życiu.

* Teraz już pewnie dosyć często spotykasz się z oznakami sympatii ze strony kibiców. W Kielcach jesteście bardzo popularni.
- Zdarzają się takie sytuacje, ale bez przesady. Na pewno jest to sympatyczne. Miłe są wizyty w szkołach, spotkania z dzieciakami. Może niektórzy chcą iść w nasze ślady. Dla nas jest to powód do dumy. Fajnie jest, że można się na kimś wzorować. Jak byliśmy mali, też mieliśmy swoich idoli. Dążyliśmy do tego, żeby chociaż w jakimś stopniu być do nich podobni.

* Kto był twoim idolem?
- Nie był nim piłkarz ręczny, tylko koszykarz Michael Jordan. Uwielbiałem jego grę. Do tej pory mam sporo nagrań, czasem na komputerze oglądam jego mecze. Można powiedzieć, że jest to żyjąca legenda. Na nim się wzorowałem i chciałem być chociaż w niewielkim stopniu taki, jak on.

* I miałeś na to szansę, bo Wrocław miał wtedy bardzo dobry zespół w koszykówce.
- Nawet próbowałem grać. Jak miałem 13 czy 14 lat i już trenowałem piłkę ręczną, to byłem na kilku treningach koszykarzy. Trener mnie zauważył i prosił, żebym przychodził na zajęcia. Mówił, że taki zawodnik byłby mu potrzebny. Gra opierała się na bieganiu do kontry, a z racji tego, że byłem mały i szybki, dobrze mi to wychodziło. Ale przemyślałem to i stwierdziłem, że nie chcę wszystkiego zaczynać od nowa. Piłkę ręczną trenowałem trzy lata i nie chciałem z tego zrezygnować. Pamiętam, że lubiłem wtedy pograć z chłopakami w koszykówkę i piłkę nożną. Byłem dosyć ruchliwym dzieckiem.

* Jak rozmawialiśmy ostatnio, to mówiłeś, że z Mariuszem Jurasikiem będziesz się chciał wybrać na ryby. Była już okazja powędkować?
- Tak. Byliśmy, złowiliśmy kilka rybek, oczywiście wypuściliśmy je. Ale miło spędziliśmy czas.

* Co jeszcze lubisz robić w wolnych chwilach?
- W miarę możliwości staram się odwiedzać rodzinę we Wrocławiu, chociaż ostatnio na święta były u mnie mama z siostrą. Czy książki czytam? Powiem tak, czytam różne czasopisma i prasę, głównie regionalną. Jeśli chodzi o książki, to są to zwykle polecone przez kogoś. W Śląsku Wrocław taką osobą był Krzysiek Lijewski, który bardzo lubi czytać. On mówił: - "Glina", przeczytaj tę, bo jest super. W Kielcach każdy ma inne zajęcia, nie ma chyba takiego zawodnika, który w drodze na mecze czy na zgrupowaniach "pochłaniałby" książki. Ja bardziej lubię kino.

* Na co teraz wybierasz się do kina?
- Z Michałem Jureckim i kolegą wybieramy się na nowy film "Jestem Bogiem". Widziałem zwiastuny, może być dosyć ciekawy. Jeśli chodzi o kino, to nie lubię horrorów i staram się ich unikać.

* Jeśli chodzi o kolegów z drużyny, nadal najwięcej czasu spędzasz z Patrykiem Kuchczyńskim?
- Tak. Tu nic się zmieniło, chociaż ze wszystkimi kolegami z drużyny mam dobry kontakt, chętnie spotykamy się na kawie czy obiedzie. Ale - tak jak powiedziałaś - z Patrykiem mam najlepszy kontakt, może z racji tego, że mieszkamy blisko siebie, praktycznie na każdy trening jeździmy razem. Ogólnie atmosfera w drużynie jest super. Wszyscy są w porządku, oby tak dalej.

* Wspomniałeś o wyjściach na obiad, a czy sam lubisz gotować?
- Ostatnio robię sobie makarony z pesto, z kurczakiem. Jak mam - jak to mówię - wenę twórczą, to staram się coś przygotować czy ugotować jakąś zupę. Z głodu na pewno nie umrę (śmiech).

* Wiem, że najtrudniej jest mówić o sobie. Ale postaraj się powiedzieć, jaką osobą jest Rafał Gliński?
- Na pewno nie jestem wybuchowy. Jestem spokojną osobą, która ma dystans do pewnych rzeczy. Może to głupio zabrzmi, ale wydaje mi się, że jestem koleżeński (śmiech).

* A jakie masz marzenia?
- Jest ich trochę. Takie najbardziej przyziemne to zdobycie kolejnego mistrzostwa Polski. Do końca rozgrywek pozostały niespełna dwa miesiące, teraz musimy się na tym skupić. Sprawy prywatne i inne muszą zejść na boczny tor. Trzeba się jeszcze bardziej zaangażować w to, co robimy, bo - jak już wspomniałem - czeka nas walka o medale.

* W przyszłym roku odbędą się igrzyska olimpijskie, myślisz czasem o Londynie?
- Aż tak daleko w przyszłość nie wybiegam. Myślę o tym, co jest dzisiaj. Oczywiście, każdy chciałby zagrać na igrzyskach. Czas pokaże, jak będzie. To wszystko jest uwarunkowane moim dalszym rozwojem. Na razie muszę iść na godzinę 16 na trening, podnosić swoje umiejętności, a w kolejnych meczach udowadniać, że idę do przodu.

* Dużo dostajesz listów i SMS-ów od fanek?
- Nie. Chyba nie jest tak prosto zdobyć numer telefonu. Na pewno do wszystkich chłopaków przychodzą karteczki, listy do klubu. Są w nich prośby o autografy, zdjęcia. To bardzo miłe. A czy moje serce jest już zajęte? Nie. I na razie chyba na to się nie zanosi. Na razie nie myślę o takich rzeczach. Moje życie, poza treningami, opiera się na znajomych, których już mam. Ale myślę, że na wszystko przyjdzie czas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie