Mamy nadmiar ratowników pielęgniarzy, natomiast brakuje ratowników lekarzy. To aż trudne do uwierzenia, ale w województwie świętokrzyskim tylko 11 eskulapów ma specjalizację z medycyny ratunkowej!
Szpitalne Oddziały Ratunkowe - jak sama nazwa wskazuje - mają za zadanie nie leczyć, ale ratować. To znaczy postawić błyskawiczną diagnozę, podtrzymać funkcje życiowe i kierować pacjenta dalej, na inne oddziały. Idealna byłaby więc sytuacja, gdyby zajmowali się tym lekarze specjaliści medycyny ratunkowej. A tych brakuje.
- W oddziale mam zatrudnionego jednego lekarza ze specjalizacją ratunkową, a drugi jest w trakcie tej specjalizacji - mówi Jan Gierada, dyrektor szpitala wojewódzkiego w Kielcach. - Chętnie bym przyjął innych, ale nie mam kogo. To znaczy nie ma w ogóle eskulapów chcących kształcić się w tej właśnie dziedzinie medycyny.
Kryzys pogłębia fakt, że anestezjolodzy, którzy też są fachowcami od bezpośredniego zagrożenia życia, wyjeżdżają do pracy za granicę - statystyki mówią, że granice Polski opuściło 16 procent ludzi tej profesji. Owszem, jest dużo pielęgniarzy ratowników (w szpitalu wojewódzkim sześciu, a kolejne podania o przyjęcie leżą w kadrach), są niezbędni, ale nie we wszystkim lekarzy mogą zastąpić.
- Ponieważ do nas trafiają najróżniejsze przypadki, planujemy dyżury tak, by zawsze był na nich kardiolog, chirurg, ortopeda - wyjaśnia Jan Gierada. - I w zależności od dolegliwości chorym czy ofiarom wypadku zajmuje się któryś z nich. Poza tym na konsultacje może zejść z oddziału kolejny specjalista.
I tak dzieje się w większości SOR, co z resztą jest zgodne z prawem i z wymaganiami NFZ.
- Przepisy nie stawiają wymogów dotyczących specjalizacji lekarzy pracujących w SOR - wyjaśnia Marek Grabski, wicedyrektor Oddziału Świętokrzyskiego NFZ.
Tak jednak nie będzie zawsze - lada moment zostanie uchwalona nowa ustawa o ratownictwie medycznym. A tymczasem jest uzasadniona obawa, że lekarzy ratowników, wcale nie będzie przybywać.
- W takim regionie, jak Świętokrzyskie, gdzie nie ma klinik, nie ma Akademii Medycznej i żeby się kształcić trzeba na kilka miesięcy wyjechać do innego miasta, ta akurat specjalizacja nie będzie się cieszyć powodzeniem. Po pierwsze, dyrektorzy niechętnie wyrażą zgodę na tak długą nieobecność w szpitalu osoby z oddziału ratunkowego. Po drugie, jakie perspektywy mają ci lekarze? Tylko pracę w szpitalu czy pogotowiu. Na prywatną praktykę, która jest podstawą utrzymania, szanse są raczej małe.
Marek Jodłowski, prezes Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej:
- Medycyna ratunkowa nigdy nie cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród lekarzy. Wpłynęło przede wszystkim na to stare ustawodawstwo: przepisy zezwalały, by w karetkach reanimacyjnych jeździli lekarze innych specjalności, a szpitalnych oddziałów ratunkowych jeszcze nie było lub było ich niewiele. Lekarze nie podejmowali więc tej specjalizacji, gdyż nie bardzo gdzie mieliby po niej pracować. Teraz sytuacja odwróciła się o 180 stopni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?