MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ręce do góry! To jest napad! - czy mamy w regionie zawodowych "kasiarzy"?

Sylwia BŁAWAT [email protected]
fot. Łukasz Zarzycki
Pierwszy raz od wielu lat w Kielcach doszło do napadu na bank. Wszystko odbyło się bardzo podobnie, jak przed kilkoma miesiącami w Skarżysku.

Co robić?

Co robić?

Co robić, gdy dojdzie do napadu? Radzi wysoki rangą, doświadczony oficer świętokrzyskiej policji:
- Gdy już dojdzie do napadu, wydawać pieniądze, nie ryzykować życie dla gotówki
- Bardzo uważnie obserwować napastnika, starać się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, by potem potrafić go jak najdokładniej opisać.
- Warto też obserwować klientów na co dzień, bo często jest tak, że nim dojedzie do napadu, bandyci robią w bankach rozeznanie i wielokrotnie wcześniej się w nich kręcą.
- W przypadku zauważenia dziwnych zachowań klientów, dzwonić do policji, a nie do koleżanek. Był taki przypadek w kraju, że kasjerka zauważyła coś niepokojącego, zadzwoniła do koleżanki, powiedziała jej, że chyba zaraz ją napadną. Kilka minut później znowu zatelefonowała do niej. "Właśnie mnie napadli" - powiedziała.

Napad na bank, do którego doszło we wtorek na kieleckim osiedlu Ślichowice, wygląda bardzo podobnie, jak ten z ubiegłego roku w Skarżysku. W obu przypadkach napastnicy mieli coś, co wyglądało jak broń, w obu też działali - przynajmniej teoretycznie - sami. I żadnego z nich do dziś nie schwytano.

- Na szczęście mieszkamy w takim województwie, gdzie napady na banki zdarzają się bardzo rzadko, raz, najwyżej dwa razy w roku - mówią policjanci. Ci z Kielc pierwszy raz od lat we wtorek musieli się zmierzyć z zagadką, kto z bronią lub jej atrapą wszedł do banku na osiedlu Ślichowice.

KASA W REKLAMÓWCE

Około godziny 14.40 w banku, mieszczącym się w pasażu sklepów na osiedlu Ślichowice w Kielcach, była trójka pracowników - dwie kobiety i mężczyzna. Mimo że miejsce jest ruchliwe, bo niedaleko jest galeria, akurat nie było w środku żadnego klienta. Do budynku wszedł młody człowiek. Miał około 20 lat. Ubrany był w czarną kurtkę, niebieskie spodnie i sportowe buty. Na głowie miał kaptur i czapkę naciągniętą niemal na oczy, twarz przesłaniał mu podciągnięty wysoko szalik lub chustka. Wyjął broń lub jej atrapę.

- W oczach przerażonych pracowników wyglądała na dużą. Najprawdopodobniej był to na rewolwer z długą lufą - mówią policjanci.

Mężczyzna skierował się prosto do młodego kasjera i zażądał pieniędzy. Bankowiec wydał mu gotówkę, w tym momencie uruchomił też alarm antywłamaniowy. Ale nim ochrona zdążyła dotrzeć do placówki, bandyta schował do reklamówki 10 tysięcy złotych, po czym opuścił budynek.

- Ludzie widzieli jeszcze, jak kieruje się w stronę pobliskich bloków. Nawet nie biegł, po prostu spokojnie odszedł - mówili stróże prawa.

Na miejsce dotarli ochroniarze, zaraz po nich policjanci z psem tropiącym. Ten poprowadził przewodnika w kierunku pobliskich bloków, tu zgubił trop.

Przez wiele następnych godzin policjanci nie tylko robili oględziny i zabezpieczali materiał dowodowy, w tym także nagrania ze wszelkich dostępnych kamer monitoringu, nie tylko bankowych, także okolicznych sklepów, ale też przesłuchiwali świadków, szukali każdej możliwej wskazówki, która pomogłaby im złapać bandytę.

GOTÓWKA Z DWÓCH KAS

Z niemal identyczną sytuacją w ubiegłym roku musieli się zmierzyć także skarżyscy policjanci. We wrześniu, także w biały dzień, tyle że dużo wcześniej, bo tuż po otwarciu placówki, bandyta wkroczył do banku przy ulicy Spółdzielczej w Skarżysku. W środku były trzy osoby - dwie kasjerki i klientka, starsza pani.

Ubrany na czarno napastnik na głowie miał czapkę, a twarz przesłaniała mu chusta lub szalik. Wyjął broń lub coś, co do złudzenia ją przypominało. Podszedł do pierwszej pracownicy, na ladzie położył reklamówkę i zażądał pieniędzy, później to samo zrobił przy drugi ekspedientce. Pierwsza dała mu około 15 tysięcy złotych, druga - około 40 tysięcy.

Już po wszystkim napastnik wyszedł z budynku i ruszył w kierunku skrzyżowania ulic Spółdzielczej i Sokolej. Wtedy pracownice banku uruchomiły alarm, ale gdy na miejsce dojechała policja, bandyty już nie było. Do dziś nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za tamten napad.

To już było

To już było

Grudzień 2009, Suchedniów. Dwaj bandyci weszli do banku, mieli atrapę broni. Ukradli 20 tysięcy złotych. Podejrzani zostali aresztowani.
Wrzesień 2009, Skarżysko. Bandyta z bronią napadł na bank, zrabował 55 tysięcy złotych.
Lipiec 2009, Jędrzejów. Bandyta z bronią napadł na punkt udzielający pożyczek. Ukradł 5,5 tysiąca złotych.
Wrzesień 2008, Wilczyce. Złodzieje włamali się do banku. Zrabowali 165 tysięcy złotych.
Grudzień 2005, Kielce. Bandyta przeskoczył ladę w banku w centrum miasta i ukradł 10 tysięcy złotych.
Grudzień 2005, Ruda Maleniecka. Złodzieje włamali się do banku. Zabrali 75 tysięcy złotych.
Grudzień 2002, Kielce. Bandyci z bronią napadli na konwój bankowy. Ukradli 2,5 miliona złotych.
Czerwiec 2002, Sędziszów. Dwaj zamaskowani mężczyźni, udający malarzy, napadli na ajencję banku, zrabowali 10 tysięcy złotych. Sprawcy osądzeni.
Sierpień 2000, Rytwiany. Dwaj zamaskowani bandyci sterroryzowali bronią pracowników banku. Zrabowali 18 tysięcy złotych, do dziś ich nie schwytano.

DWA WŁAMANIA, DUŻE STRATY

Nie wiadomo także, kim byli bandyci, którzy we wrześniu 2008 roku co prawda nie napadli, ale włamali się do banku w Wilczycach i - trzeba im to przyznać - porządnie się obłowili. Na pewno skrupulatnie się do tego przygotowali - nikt nie ma wątpliwości, że obserwowali budynek, instalacje alarmowe, zwyczaje jego pracowników. Wybrali sobie noc z niedzieli na poniedziałek, prawdopodobnie samochodem przyjechali przed budynek. Najpierw unieszkodliwili pierwszy system alarmowy - ten, który nadaje sygnały o wizycie "obcych" drogą radiową. Do budynku weszli po wyłamaniu okna.

Tu też najpierw zajęli się alarmem, tym razem akustycznym. Szlifierką kątową rozpruli kasę pancerną. Zabrali wszystko, prócz bilonu. 165 tysięcy złotych. Nim wyszli, użyli jeszcze gaśnicy proszkowej, żeby zatrzeć ślady. Zabrali magnetowid i zapis wideo z tego, co działo się w banku. Potem zniknęli.

Do niemal identycznego włamania, będącego prawdopodobnie dziełem tej samej grupy, doszło w 2005 roku w Rudzie Malenieckiej. Tam też przestępcy najpierw odcięli telefony i prąd, ale tak, by zostawić zasilanie w środku. Do środka dostali się dokładnie tak, jak w Wilczycach - po wyrwaniu kraty w oknie i wyważeniu go. Potem też było tak samo: pierwsze, co zrobili, to unieszkodliwili systemy alarmowe i monitorujące. Do kasy pancernej także dostali się w identyczny sposób jak w powiecie sandomierskim - szlifierką kątową wycięli w niej dziurę. Zabrali 75 tysięcy złotych.

DWAJ W BANKU, TRZECI NA CZATACH

W żadnym z tych przypadków przestępców na razie nie zatrzymano. Ale być może to tylko kwestia czasu, czego dowodzą przykłady z naszego województwa. Jak choćby ten z grudnia ubiegłego roku z Suchedniowa, gdzie policji potrzeba było zaledwie kilkudziesięciu godzin, by wytropić podejrzanych o napad na bank.

Tam, w grudniowe popołudnie, w chwili, gdy w banku były trzy pracownice i klient, do budynku weszło dwóch mężczyzn. Ubrani na czarno, w kominiarkach na twarzach, w rękach trzymali coś, co wyglądało jak broń.

- Na ziemię, to jest napad! - krzyczeli do zdumionych ludzi. A potem zażądali pieniędzy. Zabrali 20 tysięcy złotych i kilkanaście sekund później już ich nie było. Uciekali w popłochu, to jest pewne, bo po drodze zgubili część ukradzionej gotówki.

Pierwszy z podejrzanych, 20-latek z powiatu włoszczowskiego, w ręce policji wpadł na drugi dzień. Nazajutrz policja przyszła po jego rówieśnika, tym razem z Suchedniowa. Ostatniego, 25-latka ze Skarżyska, zatrzymano kilka dni później w Warszawie. Gdy przyszli po niego policjanci, nie miał zamiaru ich wpuszczać. Ale nie pomogło mu to, funkcjonariusze weszli z drzwiami. W toku śledztwa ustalono, że dwaj z nich byli w banku, a trzeci stał na czatach. Wszyscy trzej zostali aresztowani, do dziś są za kratami, a Prokuratura Rejonowa w Skarżysku prowadzi śledztwo.

ZŁAPANI, ARESZTOWANI, SKAZANI

Jak ono może się zakończyć? Na przykład tak, jak te dotyczące zdarzeń w Połańcu i Jędrzejowie. Pierwsze to słynny nieudany napad na konwój bankowy w czerwcu 2005 roku. Tamtego dnia niemal w samo południe przed bankową śluzą pojawił się fiat marea weekend, w którym trzej pracownicy firmy ochroniarskiej i dowódca konwoju wieźli ponad 800 tysięcy złotych. Mieli dwie sztuki broni - jeden miał glocka i 68 sztuk amunicji, drugi - pistolet maszynowy i 90 naboi.

W śledztwie ustalono potem, że gdy konwój dojechał przed śluzę, z przodu drogę zajechało mu audi, z tyłu - cinquecento. Z wozów wypadło czterech mężczyzn w kominiarkach. Doszło do strzelaniny. Ochroniarze nie wahali się użyć broni. Pieniądze ocalały, ranny został jeden z napastników.

W tej sprawie policjanci spisali się na medal. Zatrzymali trzech podejrzanych, a prokurator postawił ich przed sądem. Dwaj odpowiadali za udział w napadzie, trzeci - za pomaganie im. Wyroki były surowe - od 15 do pięciu lat więzienia.

Surowy był także sąd, który rozpoznawał sprawę dwóch mężczyzn, oskarżonych kilka lat temu o napad na filię banku w Sędziszowie. Wówczas dwaj bandyci wkroczyli do budynku przebrani za malarzy. Jeden z nich wszedł do ajencji banku. Ustalono potem, że bił jej pracownicę po głowie, brzuchu, wkładał jej palce do oczu i żądał wydania pieniędzy. Kobieta uległa, gdy zaczął grozić jej rewolwerem. Drugi znęcał się w holu nad trzema pracownicami Domu Kultury. Zabrali ponad dziewięć tysięcy złotych.
Dwaj mężczyźni, którzy - zdaniem sądu - brali czynny udział w napadzie, zostali zatrzymani i surowo ukarani. Jednego sąd skazał na 10 lat więzienia, drugiego - na 12.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie