MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z aktorką EMILIĄ KRAKOWSKĄ

Małgorzata PUCZYŁOWSKA
Emilia Krakowska.
Emilia Krakowska. Echo Dnia

Emilia Krakowska, którą od kilku lat oglądamy w roli Gabrysi w serialu "Na dobre i na złe", debiutowała dokładnie 40 lat temu w filmie "Nieznany". W latach siedemdziesiątych była jedną z najpopularniejszych gwiazd polskiego filmu i sceny. Największą popularność przyniosła jej rola Jagny w filmowej adaptacji "Chłopów". Po wielu sukcesach, pod koniec lat osiemdziesiątych, na pewien czas filmowcy o niej zapomnieli. Dopiero twórcy serialu "Na dobre i na złe" dali jej szansę ponownego "zaistnienia" na ekranie.

* Po dłuższej nieobecności na ekranie, rolą Gabrysi w serialu "Na dobre i na złe" wtargnęła pani ponownie do serc milionów widzów. To przyjemne uczucie być znowu tak bardzo popularną?

- Popularność nie jest dla aktora celem samym w sobie. Jednak, kiedy ludzie nas rozpoznają, to oznacza, że grane przez nas role nie pozostały bez echa. Aktor bez widza nie istnieje, toteż nie kokietujmy się - bardzo ważne są dla nas, artystów oznaki zainteresowania, a jeszcze lepiej sympatii tych, którzy nas oglądają. Rzeczywiście, był taki okres w moim życiu, że grałam mniej. Z całą jednak pewnością nigdy nie byłam zapomniana. Często dziwiłam się, dlaczego bardzo młodzi ludzie uśmiechają się do mnie, pozdrawiają mijając na ulicy. W końcu wszystko się wyjaśniło, a było to na długo przed emisją serialu "Na dobre i na złe", gdy którąś z kolei wycieczkę młodzieży, jaka podeszła do mnie po autografy, odważyłam się zapytać: "To wy mnie znacie?" Usłyszałam wtedy: "Przecież »Chłopi« są lekturą, a kto dzisiaj czyta lektury? Oglądamy filmy!" Zagrałam wiele ciekawych ról, ale dzięki Jagnie z "Chłopów" pozostaję w pamięci kolejnych pokoleń. I jest to bardzo miłe uczucie.

* Choć Jagna zapewniła pani stałe miejsce w historii polskiej kinematografii, to jednak była ona bohaterką kontrowersyjną, nie przez wszystkich akceptowaną. A Gabrysię z "Na dobre i na złe" kochają wszyscy. Jak Pani myśli, dlaczego?

- Bo Gabrysia jest uosobieniem gosposi, którą każdy chciałby mieć w domu. Nie tylko gotuje i sprząta, ale jest też spowiednikiem i przyjacielem domu, na którego zawsze można liczyć. Jest takim dobrym duchem, który wysłucha, wesprze radą i nawet część ich problemów weźmie na siebie.

* Czy prywatnie ma pani z nią coś wspólnego?

- Naturalnie. Ja też jestem w swoim domu nie tylko gospodynią, ale i gosposią. Gotuję, sprzątam i, co więcej, te domowe zajęcia relaksują mnie. I tak jak Gabrysia uważam, że w rodzinie należy szczerze rozmawiać o wszystkich problemach, bo wtedy łatwiej je rozwiązywać. Z moimi córkami - Weroniką i Leną, choć to już dorosłe panny, dużo i o wszystkim rozmawiamy. Oczywiście w wielu kwestiach nasze poglądy bardzo się różnią, jednak relacje między nami zawsze były oparte na przyjaźni i bezwzględnym zaufaniu.

* Lubi pani podkreślać, że wychowujecie się wzajemnie. Co to znaczy?

- Nie będę owijać w bawełnę - nie jestem typem matki-kumpla, która z córkami chodzi na dyskoteki. Uważam, że w życiu trzeba przestrzegać pewnych zasad, co nie znaczy, że w naszej rodzinie "trzech kobiet" stwarzamy jakiś dystans między sobą. Wprawdzie córki nie mówią do mnie per "ty", ale to nie przeszkadza im trzymać mnie... krótko. Bez stosowania taryfy ulgowej korygują moje zachowanie wynikające z uprawiania aktorstwa. Często strofują mnie na przykład za to, że mówię za głośno i zbyt dobitnie, jakbym była na scenie. Wcale się o to nie obrażam.

* Bardzo często ucieka pani z miasta do swojego domu na wsi. Nie lubi pani miejskiego zgiełku?

- Wieś jest miejscem, w którym odpoczywam i spędzam każdą wolną chwilę. Zdecydowałam się kupić domek na wsi, ponieważ doszłam do wniosku, że moja rodzina potrzebuje miejsca, w którym z daleka od hałasu miasta będzie się mogła zrelaksować, gdzie dzieci będą się mogły rozwijać. Można powiedzieć, że decydując się na zakup domu na prymitywnej, ale za to najpiękniejszej pod słońcem wsi, podążałam za głosem natury. W tej chwili moja wiejska posiadłość stała się domem wielopokoleniowym. Na wakacje, ferie i długie weekendy przyjeżdżają tu nie tylko moje dzieci, ale i dzieci oraz wnuki moich przyjaciółek, kuzynek, znajomych. Dzięki temu dom tętni życiem, ma swoją niepowtarzalną atmosferę. Bo tak naprawdę dom to nie tylko budynek i meble, dom to przede wszystkim ludzie, którzy w nim przebywają.

* Była pani czterokrotnie mężatką. Czy zaryzykowałaby pani jeszcze raz i dałaby się ponieść uczuciom?

- Moje serce jest w stanie nieustającej gorączki! A czy jeszcze raz związałabym się małżeńskim węzłem? Tego nigdy nie można zaplanować i przewidzieć, aczkolwiek dziś wydaje mi się, że najlepiej mi jest tak, jak jest. Nigdy nie potrafiłam żyć w uczuciowym chłodzie, więc jeśli miłość kończyła się, nie wyobrażałam sobie, by nadal tkwić w takim pozbawionym żaru związku. Cenię sobie to, że z moimi "byłymi", mimo rozstania, potrafiłam się przyjaźnić. Co więcej, dogaduję się nawet z ich kolejnymi żonami! Zawsze byłam wymagająca wobec siebie samej, więc i swoim mężom wysoko ustawiałam poprzeczkę. Z wiekiem te wymagania chyba jeszcze wzrosły, a i trudniej jest mi iść na kompromisy. Dlatego w sprawach sercowych nie przewiduję w swoim życiu jakiejś większej rewolucji. No, przynajmniej w najbliższym czasie...

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie