Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rumunia - Śladami księcia Drakuli (zdjęcia)

Jarosław Panek
Z górnych galerii zamku rozciąga się widok na Karpaty.
Z górnych galerii zamku rozciąga się widok na Karpaty. J. Panek
Wbijał na pal, obcinał uszy i genitalia, przypiekał swoje ofiary, wieszał i wyrywał im paznokcie.
Rumunia- śladami ksiecia Draculi

Rumunia- śladami księcia Draculi

Prawdziwa historia wampira

Prawdziwa historia wampira

Vlad III Tepes (Drakula) to postać autentyczna, wokół której narosło jednak wiele nieprawdziwych legend. Nawet jego przydomek Drakula, to pomyłka. Mimo swego okrucieństwa, rumuńskim słowem "dracul", czyli diabeł, nazwano w istocie Vlada II, czyli ojca Vlada III. Syn nosił przydomek Tepes, czyli Palownik, bo nikt inny nie wbił chyba tyle ludzi na pal, co właśnie on. Do ulubionych rozrywek Vlada należało zwłaszcza "nadziewanie" ofiar przez odbyt na bardzo cienki pal, który po paru godzinach wychodził przez usta. Ofiara umierała jednak przez kilka dni, gnijąc od środka.

Po śmierci zaczął być uważany za "nie umarłego", Nosferatu, czyli po prostu wampira. Vlad III Tepes to ucieleśnienie legendy, że nie wszyscy… umieramy. Rumuni traktują go jak narodowego bohatera.

Wiatr w stromych i wysokich rumuńskich Karpatach wyjątkowo nieprzyjemnie gwiżdże. Gdy zapada ciemność, wyją wilki, ryczą niedźwiedzie, a stuletnie sosny szumią złowrogo. Leśne ostępy niechętnie wpuszczają obcych, kryjąc wiekowe tajemnice. Wiele osób zginęło tu kiedyś na szlakach w dziwnych okolicznościach. Może spadły w przepaść, a może porwał je wampir, wcielone zło, okrutny Vlad Drakula, który żywi się ludzką krwią?

Gdy kogoś mija, niewidzialny lub zamieniony w nietoperza, czuć trumienny powiew, ludzie bledną, zwierzęta uciekają w popłochu. Jego słynne wystające zęby, którymi wbija się w szyję ofiary, budzą strach od setek lat. Można więc żyć po śmierci wiecznie, ale trzeba zapłacić za to wysoką cenę. Tyle mówi legenda. Legenda, która uczyniła z Transylwanii najbardziej popularną w całej Rumunii krainę wśród zagranicznych turystów, mimo że słynny Drakula, postać jak najbardziej autentyczna, niewiele z Transylwanią miał wspólnego. Nie był też wampirem. Choć przez setki lat nie można było odnaleźć jego ciała, to w istocie zmarł jak każdy śmiertelny.

Diabeł za życia

Bo wampirem i diabłem był po prostu za życia. Drakula, czy Vlad III Tepes, zwany też Vladem Palownikiem słynął z okrucieństwa i wyjątkowo twardych rządów. Słynna w całej Rumunii legenda głosi, że mieście Targoviste, stolicy Wołoszczyzny, Vlad ustawił przy studni na rynku złoty kubek. Mógł się z niego napić wody każdy turysta, każdy kupiec przejeżdżający przez miasto i każdy inny spragniony. Przez cały czas rządów okrutnika złoty kubek, warty kilka wiosek, stał przy studni i nikt go nie kradł, bo tak się wszyscy bali surowego prawa i sprawiedliwości okrutnego hospodara, bo taki tytuł nosił formalnie najsłynniejszy wampir świata. Oczywiście nietrudno zgadnąć, że gdy władca zmarł, kubek natychmiast został skradziony.

Jedziemy do zamku Bran, w rumuńskiej Transylwanii. Podążamy śladami Drakuli, do siedziby Drakuli. Tak przynajmniej głoszą wszystkie przewodniki i foldery reklamowe. Dlaczego akurat w Transylwanii? Chyba tylko dlatego, że to właśnie ta część Rumunii została okrzyknięta najpierw przez pisarzy, a potem przez filmowych scenarzystów za rodową krainę Vlada Tepesa. I rzeczywiście już z daleka nie mamy wątpliwości, gdzie jesteśmy. Kraina wygląda mocno "wampirzo". Wysokie, strome szczyty Karpat, porośnięte niedostępnym lasem. Strome, kręte, ale doskonale wyremontowane drogi prowadzą wprost pod zamkowe wzgórze.

Parkujemy. Niemal w środku… bazarku. Pod zamkiem księcia istne targowisko. Kilkadziesiąt stoisk z pamiątkami. Oczywiście wszędzie portrety Drakuli, wypalane w drewnie, malowane, naklejane, do tego nieodłączne plastikowe szczęki z wysuniętymi kłami, które można założyć, żeby poczuć się choć przez chwilę jak najsłynniejszy "nie umarły". Wielki stragan jest oblegany przez tysiące turystów z całego świata. Najmniej tu chyba Rumunów. Bo oni wprawdzie na swoim Drakuli zarabiają krocie, ale podchodzą do niego z największym szacunkiem. Dla nich to nie morderca i nie okrutnik. To narodowy bohater, który walczył o niezależność i wolność ich ojczyzny.

Serce Transylwanii

Na targowisku pod zamkiem Bran gwarno cały dzień. Francuzi właśnie mierzą groźne zęby Drakuli. Młody Włoch sprawdza na trawniku skuteczność osikowego kołka po 5 euro, czy aby na pewno można tym przebić serce wampira. Ale kołek okazuje się plastikową tandetą z Chin i zamiast wchodzić w ziemię, jak w masło, wygina się na wszystkie strony. Zniechęcony Włoch wybiera… miecz Dartha Vadera z "Gwiezdnych Wojen". Niestety również i do Rumunii dotarła kilka lat temu globalizacja i prawdziwe pamiątki oraz lokalne rękodzieło przegrywają z tanią komercją. Ale na targowisku wciąż można zobaczyć babcie, które robią koronki i młode dziewczyny wplatające koszyki. Takie pamiątki są jednak dużo droższe. Trzeba za nie płacić tyle, co w drogich krajach Europy Zachodniej. Za to wciąż można tutaj jeszcze kupić charakterystyczny ser, produkowany tylko w Transylwanii.

To taki transylwański oscypek, chociaż smakuje zupełnie inaczej. Ma konsystencję pośrednią między serem żółtym a białym twarogiem, kolor szaro-biało- żółty, wyjątkowo ostry, czasem odrażający zapach i jeszcze ostrzejszy słony smak, Niektórzy twierdzą, że smakuje jak zepsuty gouda. Ale Rumuni go uwielbiają i gdy przyjeżdżają do zamku Bran z wycieczkami, zawsze wyjeżdżają obładowani tym serem. Trzeba wiedzieć, jak go jeść. Ze względu na swój ostry smak i zapach smaruje się nim bułkę wyjątkowo cienko, raczej dla smaku. W dużych ilościach, osoba nieprzyzwyczajona może go zwyczajnie zwrócić. Znawcy rozróżniają, który ser zrobiono z mleka owczego, a który w krowiego. Ten rarytas jest bardzo drogi. Półkilogramowy kawałek kosztuje od 10 do 18 euro. Za tu jest przepięknie pakowany.

Produkujący go rolnicy zdzierają korę z drzew i zwijają ją w walce. Potem doszywają dratwą denko, wpychają do tego opakowania ser, a potem zaszywają wieczko. Tak zapakowany smakołyk można przechowywać nawet rok, bo dodatkowo konserwują go soki z kory drzewnej. Złośliwcy twierdzą, że i tak nie można poznać, kiedy się popsuł, bo od początku smakuje jak popsuty. Ale uczciwie trzeba przyznać, że każdy rolnik, który stoi pod zamkiem Bran i sprzedaje ów ser zawsze zaprasza do degustacji. Nie kupujemy kota w worku.
Gdzie jest wampir?

Wreszcie czas na zamek. Stroma kamienna ścieżka prowadzi wysoko, do potężnej, znakomicie zachowanej budowli. Dziedziniec jak z bajki, trochę pruskiego muru, wieżyczki i dachy zakończone czerwoną dachówką. Międzynarodowy tłum, w którym Polaków poza nami praktycznie nie ma, z wypiekami na twarzy zwiedza siedzibę Drakuli. Gdzie jest jego łóżko, a gdzie tron, gdzie jadalnia? To wszystko można zobaczyć. Jest sypialnia, sala audiencyjna, kuchnia, jest mnóstwo tajnych przejść i korytarzy. I tylko… śladów Drakuli jakby brak. Bo zamek słynnego władcy w istocie nim… nie jest. Rumuni najzwyczajniej w świecie stworzyli legendę na potrzeby turystów. Owszem Vlad Tepes przebywał w tym zamku przez kilka miesięcy, ale jako więzień w tutejszych lochach. Nie zawsze wszystko układało się po jego myśli i walcząc głównie z Turkami, ale też opozycją własnej szlachty od czasu do czasu, wpadał w zasadzki, zdrady i pułapki.

W zamku był zapewne więziony w głębokiej na 57 metrów studni. Sama warownia zbudowana już w XIV wieku przez Ludwika I Andegaweńskiego istotnie miała znaczenie dla obrony kochanej przez Drakulę Wołoszczyzny, ale hospodar nie zaznał jej wygód. Była ona za to siedzibą i głównym mieszkaniem rumuńskiej królowej Marii, która słynąc z lekkich obyczajów i nie najlepszych stosunków z mężem, wolała samotnie spędzać czas na zamku Bran, gdzie nikt nie mógł jej przyłapać na igraszkach z kochankiem, z którym spotykała się właśnie tutaj lub w swojej letniej rezydencji nad Morzem Czarnym w bułgarskiej miejscowości Bałczik.

Ślady Vlada Palownika

Ale wróćmy do Vlada, najsłynniejszego wampira na świecie. Skoro nie w Bran, to gdzie indziej można znaleźć ślady tego okrutnego władcy. W całej Rumunii jest takich miejsc kilka. Jedno z nich znajduje się samym sercu Bukaresztu, na starówce. Właśnie tu zobaczymy ruiny autentycznego zamku , którym urzędował Vlad Tepes, choć też niezbyt długo. Siedzibę władcy upamiętnia specjalne popiersie, a mieszkańcy miasta podchodzą do tego pomnika z nabożną czcią. Jak już pisaliśmy, są dumni z Palownika i z wielkim szacunkiem odnoszą się zwłaszcza do mieszkańców małej wioski Arefu. Dlaczego?

Otóż Vlad wpadł kiedyś w zasadzkę, ustawioną przez jego rodzonego brata Radu. To on zaczął go oblegać na zamku Poienari. Widząc beznadziejność sytuacji, żona hospodara rzuciła się z okna, popełniając samobójstwo, co wykorzystał potem w sowim filmie o Drakuli Francis Ford Coppola. A Vlad zniknął. Zapadł się dosłownie pod ziemię. Zwycięzcy nie znaleźli ani jego, ani jego ciała. Tak narodziła się legenda o wampirze, zwłaszcza że co kilka miesięcy ktoś donosił, iż widział Palownika, jak nocami przemyka się po okolicy. I tak istotnie było. Drakula uciekł sekretnymi korytarzami z zamku przy pomocy mieszkańców wioski Arefu. Nie mogąc odzyskać dawnej siły i tronu, zaczął działać po partyzancku i napadać na Turków oraz na bojarów, którzy zawsze byli mu przeciwni. Ostatecznie zginął skrytobójczą śmiercią. Ciało znaleziono, ale bez głowy. Prosta ludność wierzyła, że wampir będzie dzięki temu unieszkodliwiony. Ciało wkrótce też zresztą znikło.

Przerażające okrucieństwo

Legenda o Vladzie rosła w siłę, podobnie jak opowieści o jego okrucieństwie. Najsłynniejsza to ta o Lasie Pali, zwanym też Lasem Śmierci. Było to w czasach, gdy Vlad sprawował urząd wołoskiego hospodara, ale już musiał odpierać coraz groźniejsze ataki Turków, podpijających Europę. Pewnego dnia sułtan Mehmed II postanowił zaatakować Vlada w jego własnej stolicy Targoviste. Ale Drakula się o tym dowiedział, Uprzedzając atak, kilka dni wcześniej porwał wielu tureckich żołnierzy. Gdy sułtan zarządził atak na Targoviste, oczom jego armii ukazał się straszny widok. Legenda głosi, że Turcy zobaczyli las… 24 tysięcy swoich własnych ludzi wbitych na pal, którzy jęcząc, konali w męczarniach. Po kilku godzinach maszerowania w szpalerze ofiar wbitych na pal, Mehmed II i jego armia nie wytrzymała psychicznie. Turecki władca zarządził odwrót. Tak wołoski hospodar mścił się za to, że sułtan zgwałcił kiedyś jego młodszego brata na oczach całego dworu w Stambule, choć zapewne liczba 24 tysięcy pali jest mocno przesadzona.

W poszukiwaniu głowy i ciała

Mijały lata, a ciała ani głowy Vlada Tepesa nikt nie mógł odnaleźć. Potęgowało to legendę o zamianie władcy w wampira. Głowę władcy ostatecznie odnaleziono w Stambule, zakonserwowaną w miodzie. Nadal jednak trwały poszukiwania ciała. Dla Rumunów był to punkt honoru. Dopiero pod koniec XX wieku udało się wreszcie ustalić, że korpus Vlada ukryli rumuńscy mnisi z klasztoru Snagov, u których władca często ukrywał się skutecznie, gdy była taka potrzeba.

Mimo swego okrucieństwa, wbijania ludzi na pal, szatkowania ich na kawałki, odcinania różnych części ciała, przypiekania i innych tortur, historycy oceniają Vlada III Tepesa jak wielkiego władcę, który potrafił zatrzymać Turków w Europie i być może wpłynął na jej losy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie