Krzysztof Żmijewski z Suchedniowa pszczelarstwem zajmuje się od pół wieku. Ma 40 uli za domem przy ulicy Warszawskiej, na peryferiach miasteczka. Tuż za ogrodzeniem zaczyna się las, należący do Nadleśnictwa Suchedniów. - Moje ule stoją tu od 40 lat, mam zgodę Lasów Państwowych. To dobra lokalizacja, bo owady mają blisko do pożytków. Sprzedaż miodu to dla mnie, emeryta, dodatkowy dochód – mówi pszczelarz. Do niedawna jego pasieka nikomu nie przeszkadzała.
Owady niezgody
Kilka lat temu po sąsiedzku wybudowała się rodzina z Kielc. Po niedługim czasie okazało się, że pszczoły stanowią problem. - Jest ich mnóstwo. Wlatują do domu, paskudzą okna, wywieszone pranie. Nie sposób posiedzieć na tarasie, okna muszą być stale zamknięte. Kiedy na naszej działce wyroiły się pszczoły, bez problemu pozwoliliśmy zabrać rój sąsiadowi. Prosiliśmy, żeby przeniósł swoje ule. Zabrał część, stojących tuż za płotem. Niestety, nie chce się dogadać – mówią mieszkańcy sąsiedniego domu. - 10 stojących najbliżej uli zabrałem. Te, które zostały, stoją zgodnie z prawem, w odpowiedniej odległości. Ale to wciąż za mało – twierdzi pan Krzysztof.
Sąsiedzki spór
Do zgody nie udało się dojść. Krzysztof Żmijewski twierdzi, że mu ubliżano. Sąsiedzi uważają, że jest wobec nich złośliwy. - Szantażują mnie, dostałem od ich adwokata przedsądowe wezwanie do usunięcia pasieki – pokazuje pismo. Zapewnia, że „jest na prawie”. - Ule stały na długo przed tym, zanim ci państwo się wprowadzili. Jak się chce mieszkać na wsi, trzeba się liczyć z tym, że jest inaczej, niż w mieście. Pszczoły mogą latać, gdzie chcą. Z resztą, w promieniu 1500 metrów stąd jest 240 pszczelich rodzin. Na ich podwórko nie przylatują tylko moje – argumentuje.
Podpalony ul
Niedawno ktoś próbował podpalić jeden z uli. Na ziemi widać jeszcze resztki stopionej, plastikowej butelki i wypalony ślad, wiodący do ula. - Na szczęście oblany łatwopalną cieczą został ten z dachem obitym blachą. Ul się nie zajął, a rój przeżył. Krzysztof Żmijewski wezwał na miejsce policję i straż leśną. - Straty są małe, ale przecież mógł się zapalić las. Składając zeznanie, podałem podejrzanych – mówi pszczelarz. Nazwisk potencjalnych podpalaczy nie wymienia, ale wiadomo, kogo ma na myśli. Sąsiedzi zapewniają, że nie mają z tym nic wspólnego. - Kto byłby zdolny zrobić coś takiego? Na pewno nie my. Kilka dni temu pszczelarz przy swojej pasiece zamontował kamery. Ule będą bezpieczne, ale przywrócenie dobrosąsiedzkich stosunków to znacznie trudniejsze wyzwanie.
Giganci zatruwają świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?