Schronisko w Dyminach zostało zlikwidowane. Wszystko ma zostać zburzone

Na zmianę decyzji o czasowym zamknięciu schroniska miały wpływ dwie wizyty Wiesława Wyszkowskiego. Po kilku tygodniach nieobecności spowodowanych zwolnieniem lekarskim spodziewał się zmian na lepsze tymczasem stwierdził: brak jedzenia, zdechłe kurczaki, które miały być karmą. Po przeliczeniu zwierząt i porównaniu z dokumentacją sporządzoną przez fundację Emir okazało się, że mimo zakazu przyjęto blisko 30 nowych zwierząt.

- Niestety, w schronisku nic się nie zmienia, więc trzeba zacząć od nowa - stwierdził lekarz i złożył doniesienie do prokuratury o kolejnym złamaniu prawa przez personel schroniska.

Jakie są konsekwencje wypisania z rejestru schronisk? Psy ze schroniska musza zostać usunięte. - Trzeba je wywieźć do innych schronisk lub najlepiej, znaleźć im domy - mówi Wyszkowski. - Nawet zagranicę, mam telefony z Niemiec z zapytaniem, ale to sprawa miasta.

Po usunięciu zwierząt trzeba wyburzyć budy, oczyścić i zdezynfekować teren a następnie postawić wszystko od nowa.

Mimo nawoływań do współpracy i zapewnień o dobrej woli ze strony PUK w czwartek doszło do kolejnego incydentu w schronisku - kierowniczka wezwała policję oskarżając przedstawicieli organizacji prozwierzęcych o wtargnięcie na teren schroniska. Bardzo chorego kota zabrano do lekarza, bo lekarz weterynarii zatrudniony przez PUK, pan Duda odmówił poinformowania o diagnozie i zastosowanej terapii.
W czwartek nie doszły do skutku rozmowy z prezydentem na temat przejęcia schroniska przez organizacje prozwierzęce. Mimo likwidacji schroniska chcą one mieć nadzór nad psami.

Nie wiadomo czy zlikwidowane schronisko będzie mogło nadal funkcjonować w tym samym miejscu. Przepisy mówią bowiem, że taka placówka musi znajdować się co najmniej 300 metrów od siedzib ludzkich.