MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sędzia Anna Maria Wesołowska: Mam możliwość improwizacji

Paweł Więcek
O pracy na planie filmowym i w prawdziwej sali sądowej opowiada Anna Maria Wesołowska.

Paweł Więcek: - Jak trafiła Pani do programu?
Anna Maria Wesołowska: - Od 10 lat współpracuję z młodzieżą. Prowadzę tak zwane lekcje wychowawcze w sądzie. Na rozprawy dotyczące przemocy, narkotyków przychodzi młodzież ze szkół ponadgimnazjalnych. Ta edukacyjna działalność została zauważona. Może, dlatego Pan Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN widział mnie w roli sędzi, która przybliży widzom zawiłości prawa. Później oczywiście był casting, na którym sprawdzono, czy się do tego nadaję.

Praca na planie serialu nie był to dla Pani pierwszy kontakt z kamerą. Ma pani na swoim koncie pewien epizod aktorski…
- Tak. To była niewielka rola w filmie "Agnieszka" Anette Olsen. Zagrałam tam sympatyczną 15-latkę. Później były inne propozycje, z których jednak nie skorzystałam, ponieważ zdecydowałam się na studia prawnicze.

Zajrzyjmy na chwilę za kulisy serialu. Skąd producenci biorą pomysły na kolejne odcinki?
- Z prawdziwych spraw sądowych. Kiedyś jak dostałam scenariusz, w którym babcię po śmierci trzymano w zamrażarce, aby nadal pobierać emeryturę zaprotestowałam. Wydało mi się to niemożliwe, ale okazało się, że taka historia wydarzyła się naprawdę. Oczywiście staramy się zmieniać detale, aby prawdziwi bohaterowie nie mogli się rozpoznać. Często bywa, że prawdziwy sprawca w trakcie rozprawy "wyskakuje jak z kapelusza" i wówczas oskarżonego uniewinniamy. Na prawdziwej sali rozpraw takie nieoczekiwane zwroty akcji są wyjątkiem.

Czy Pani kwestie są reżyserowane, z góry ustalone, czy mówi je Pani na żywo?
- Mam możliwość improwizacji, mogę mówić swoim językiem, ale w ramach scenariusza, aby nie gubili się odtwórcy, którzy swoich ról uczą się na pamięć. Wyrok i mowa końcowa są zawsze moje. Treść zależy od tego, co się dzieje na sali rozpraw. Jeżeli odtwórca zagra bardzo przekonywująco skruszonego sprawcę, przeprosi, dostanie niższy wyrok. Ale jeśli jest osobą, w której jest dużo złości i nienawiści do świata, to należy to napiętnować. Zakończenie nie jest z góry założone, nawet producent nie wie, jaki będzie wyrok.

Czy zetknęła się Pani, z którymś z serialowych adwokatów lub prokuratorów na prawdziwej rozprawie sądowej?
- Tak, Pawłem Sobczakiem, który w serialu jest prokuratorem, a w życiu adwokatem. Występował jako obrońca w procesie łódzkiej "Ośmiornicy". Również serialowy prokurator Artur Łata jest w rzeczywistości adwokatem.

Ile odcinków serialu kręci się w jeden dzień zdjęciowy?
- Nagrywamy 2-3 odcinki. Pracę zaczynamy o godzinie 8 rano, kończymy najwcześniej około 8 wieczorem, ale zdarza się, że nawet o 2 w nocy.

Jak reagują ludzie, którzy przychodzą na rozprawę do prawdziwego sądu w Łodzi, a tu sędzia Anna Maria Wesołowska?
- Ludzie bardzo życzliwie reagują na program. Zdarzyło mi się, że oskarżona poprosiła na rozprawie o autograf. Zaznaczę od razu, że wcześniej została uniewinniona. Generalnie ludzie są zaskoczeni. Dostaję dużo listów, że chcieliby, abym sądziła wszystkie ich sprawy.

Pani serialowy sąd jest ideałem, do którego typowemu polskiemu sądowi daleko. A jaka różnica dzieli sędzię Annę Marię Wesołowską z telewizji, a sędzię Annę Marię Wesołowską z Sądu Okręgowego w Łodzi?
- Moja prawdziwa sala rozpraw wygląda podobnie, pozwalam się ludziom wypowiedzieć. Niekoniecznie tak swobodnie, jak w serialu na potrzeby programu. Tylko decyzje końcowe mają inny ciężar gatunkowy, dotyczą rzeczywistych postaci. Wymaga to analitycznej oceny dowodów, ogromnego skupienia i rozwagi. W telewizji zastanawiam się z kolei, jakie wartości przekazać społeczeństwu, jak w przystępny sposób przybliżyć zawiłości prawa. Słyszę głosy, że w sądach bywa inaczej, że wizyta na sali rozpraw wiąże się z olbrzymim stresem. Może dzięki programowi to się zmieni.

Serial "Sędzia Anna Maria Wesołowska" to nie tylko rozrywka, ale również edukacja. Co chce Pani przekazać widzom?
- Chcę pokazać kulturę prowadzenia rozprawy, to, w jaki sposób zachowywać się na rozprawie, jak się ubrać do sądu, jak zwracać się do sędziów, do stron. Ważne są dla mnie sprawy dotyczące problemów młodzieży, która coraz częściej traci orientację, gdzie jest granica między wygłupem a przestępstwem, dobrem a złem. Po tym programie każdy powinien zdawać sobie sprawę z tego, że zły uczynek zawsze łączy się z odpowiedzialnością. Nie ma bezkarności.

Dużo miejsca poświęca Pani kwestii edukacji młodzieży. Jak ocenia pani świadomość młodych ludzi w zakresie prawa?
- Bardzo źle, a znajomość podstaw prawa jest młodym ludziom niezbędna. Przestępczość na poziomie szkół podstawowych i gimnazjów jest znacznie wyższa niż w szkołach ponadgimnazjalnych. To grupa, która wymaga naszej szczególnej troski. Trudno jest skazywać nastolatka, który mówi: "ja nie wiedziałem, nikt mi nie powiedział, że to jest przestępstwo". Dlatego zależy mi na edukacji młodzieży, ponieważ za to, co robią nasze dzieci, w jakimś sensie odpowiadamy my, dorośli. To nasza praca domowa do odrobienia.

Najtrudniejszy proces, który Pani prowadziła?
- Trudne są sprawy dotyczące przemocy w rodzinie, szczególnie, kiedy "katowane" są dzieci. To są potworne dramaty, dlatego że dzieci kochają rodzica, który pije i bije je. Pamiętam chłopca, który błagał, aby zwolnić z aresztu jego matkę, która wcześniej polewała go wrzątkiem. Kochał ją i chciał do niej wrócić. To są sprawy, które pamięta się nawet po kilkunastu latach.

Czyli nie procesy z wielkimi, napakowanymi gangsterami na ławie oskarżonych…
- Nie, emocjonalnie to są proste sprawy.

Czy pani mąż także jest prawnikiem? Córki poszły w Pani ślady?
- Całe szczęście mąż nie jest prawnikiem. Ma nawet trochę dosyć mojego zaangażowania w różne sprawy. Córki studiują prawo. Nie udało mi się ich przed tym ustrzec (śmiech).

Spędziła Pani w Kielcach dwa dni. Jak się podobało?
- Kielce darzę ogromną sympatią, bo tutaj spotkałam ludzi, którzy chcą nie tylko uczyć, ale również wychowywać młodzież. Tutaj zobaczyłam, że edukacja prawna rzeczywiście wkroczyła do szkół, znaleźli się ludzie, którzy najwcześniej zrozumieli, jak bardzo jest potrzebna.

Dziękuję za rozmowę.

Anna Wesołowska
Ma 55 lat - sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi w IV Wydziale Karnym. Znana z programu "Sędzia Anna Maria Wesołowska", emitowanego na antenie telewizji TVN. Absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Łódzka sędzia, współautorka ustawy o świadku koronnym, ekspert od przestępczości zorganizowanej. Była członkiem składów orzekających w procesach łódzkiej "Ośmiornicy" i gangu Popeliny. Brała udział w wydaniu precedensowego orzeczenia o nałożeniu na siedemnastoletniego handlarza narkotyków obowiązku ostrzegania młodzieży na lekcjach wychowawczych przed handlem i używaniem narkotyków. W 1972 roku zagrała w wyreżyserowanym przez Anette Olsen filmie "Agnieszka". Występuje w serialu z gatunku court show "Sędzia Anna Maria Wesołowska", emitowanym od 2006 przez telewizję TVN, grając samą siebie. Mąż Ryszard, ma dwie córki - Izabelę i Dominikę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie