Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostra Małgorzata Chmielewska szczerze o sytuacji ekonomicznej w Polsce, położeniu ubogich i o tym, kto korzysta na funduszach unijnych

Iza Bednarz [email protected]
Jeszcze w Wigilię wydawała żywność dla rodzin potrzebujących pomocy w naszym regionie. Nie zauważyła, żeby poprawa sytuacji gospodarczej w Polsce wpłynęła na los biednych.

Małgorzata Chmielewska

Małgorzata Chmielewska

Urodziła się w 1951 roku w Poznaniu. Przełożona Wspólnoty Chleb Życia, absolwentka biologii na Uniwersytecie Warszawskim, pracowała jako katechetka z niewidomymi dziećmi w Laskach, organizowała pomoc dla kobiet z więzienia przy Rakowickiej w Warszawie. W 1990 roku wstąpiła do Wspólnoty Chleb Życia. W 1998 roku złożyła śluby wieczyste we Francji. Prowadzi domy dla bezdomnych, samotnych matek, noclegownie dla kobiet i mężczyzn. Propagatorka ekonomii społecznej, aktywnego przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu. Daje pracę, naukę zawodu, pomysły na to, jak samemu zorganizować sobie miejsce pracy. Pomaga przede wszystkim ludziom długotrwale bezrobotnym, dla których nie ma szans na otwartym rynku pracy. W Zochcinie i Jankowicach w powiecie opatowskim prowadzi domy Wspólnoty, gospodarstwo rolne i trzy manufaktury: przetwórnię owoców, szwalnię oraz stolarnię. Adoptowała czworo dzieci. Nagrodzona za działalność społeczną między innymi medalem Świętego Jerzego, Nagrodą Ministra Pracy i Polityki Socjalnej.

Rozmawiałyśmy w ostatnich godzinach 2014 roku, wieczorem, już po załatwieniu pilnych spraw. Dla siostry Małgorzaty Chmielewskiej to był normalny dzień pracy. Planowała, co trzeba zrobić po Nowym Roku, do kogo zajrzeć z paczkami żywności. Martwiła się, czy zdoła znaleźć sponsorów, którzy będą chcieli pomagać słabszym. Nie miała żadnych osobistych marzeń.

Jaki był ten miniony rok dla siostry i Wspólnoty Chleb Życia?

Myślę, że bardzo dobry, wiele rzeczy udało się zrealizować, wielu ludziom udało się pomóc i to chyba jest najważniejsze. My mierzymy to taką skalą, to jest cel naszego życia: zasypywać przepaści między ludźmi i na tyle, na ile możemy, dajemy z siebie wszystko, żeby to się udawało.

Z czego siostra jest dumna, co najbardziej cieszy z tych rzeczy, które się udało zrobić?

Z tego, że około 500 młodych ludzi otrzymuje comiesięczne stypendia. To świadczy o ogromnych potrzebach w województwie świętokrzyskim, ale też o hojności i szerokim sercu bardzo wielu sponsorów, którzy je finansują. Z tego, że udało nam się utrzymać nasze warsztaty, mimo ogromnych trudności, bo to wymaga nie tylko wyprodukowania samych produktów, ale też i marketingu, żeby je sprzedać. Z tego, że udaje nam się pracować z grupą naszych niepełnosprawnych przyjaciół, którzy mieszkają na wsiach i siedzą ze swoimi mocno już starszymi rodzicami w domach. Zrobiliśmy dla nich szereg wycieczek, spotkań. Ci ludzie są bardzo szczęśliwi, bo w ich monotonnym życiu wreszcie coś zaczęło się dziać. Z tego, że jedna z rodzin tu w województwie świętokrzyskim, co roku tylko jedna, bo nie mamy większych możliwości, mieszka w tej chwili w bardzo przyzwoitych warunkach, a wcześniej bytowała w warunkach urągających ludzkiej godności.

Dużo jest takich rodzin, którym poprawiliście warunki bytowe?

Ta jest już trzecia. To są rodziny, w których znajdują się zwykle osoby niepełnosprawne. One funkcjonują na granicy przeżycia.

W jaki sposób im pomagacie?

Za każdym razem robią to bezdomni mieszkańcy naszych domów. Fachowców wzywamy do prac bardzo specjalistycznych, natomiast wszystkie roboty remontowo-budowlane wykonują nasi bezdomni, którzy są sprawni fizycznie, ale z różnych powodów nie mogą podjąć pracy na zewnątrz albo uczą się u nas zawodu. Dzięki temu mają sens, cel, pracę i służą innym, którzy są od nich często jeszcze słabsi. I myślę, że z tego możemy być dumni.

Z czego jeszcze się cieszycie?

Z tego, że udaje się nam utrzymać przedszkole i świetlicę w Nagorzycach dla dzieci ze wsi. Większość rodziców ma trudności materialne, więc przedszkole jest bezpłatne, na bardzo dobrym poziomie, jest i angielski, i rytmika. Oprócz tego my niektóre dzieci do tego przedszkola dowozimy, bo na wsi jest problem z komunikacją. Nie wszyscy rodzice mają samochody, nie wszyscy mogą dowieźć dzieci, więc są one odcięte od możliwości edukacji. Na tym też polega problem młodzieży wiejskiej, która nie może dojechać do miasta na różne zajęcia, więc przepaść między nią a młodzieżą z miasta się pogłębia. W świetlicy też wyrównujemy szanse, uczymy matematyki, angielskiego, plastyki, pomagamy w odrabianiu lekcji, uczymy gry na instrumentach, działa sześć zespołów muzycznych. Wszystko to jest nieodpłatne, bo rodziców nie byłoby stać.

Skąd bierzecie na to pieniądze?

Z naszej pracy i od sponsorów.
Ale o sponsorów jest coraz trudniej. Raport organizacji Klon/Jawor mówi, że dobroczynność w Polsce spada. W 2013 roku materialną pomoc innym deklarowało 75 procent badanych Polaków, w 2014 roku już tylko 66 procent. Wielu uważa, że wystarczy jak przekazują 1 procent.
To jest odpis od podatku. Ci ludzie tak naprawdę nie podzielili się czymś, co jest ich, tylko pieniędzmi, które należą do skarbu państwa. Myślę, że problem leży gdzie indziej. Dwa razy do roku - przed świętami Bożego Narodzenia i Wielkanocą Liceum imienia Kopernika w Tarnobrzegu organizuje zbiórkę żywności w tarnobrzeskich supermarketach dla naszej wspólnoty. My tę żywność w 90 procent rozdajemy rodzinom, które żyją tutaj w nędzy. I o ile jeszcze w 2013 roku można było ustawić w supermarketach 300 wolontariuszy, to w 2014 roku można było ustawić ich już tylko 180.

Dlaczego, młodzież się zniechęca?

Wręcz przeciwnie, oni chcą pomagać. To kierownicy sklepów wielko powierzchniowych odmawiają, bo to są młode wilki. Starsze pokolenie, wrażliwsze na potrzeby innych odchodzi, a ich miejsce zajmują młodzi technokraci, obojętni na los potrzebujących. I taka rzeczywistość jest wszędzie, zarówno w zarządach firm, służbach społecznych, medycynie. Liczą się pieniądze, system i co ja z tego będę miał. Do głosu dochodzi pokolenie, które wewnętrznie jest nieszczęśliwe, choć samo jeszcze o tym nie wie.

Ubogie w pewien sposób.

Tak, ubogie w poczucie solidarności, potrzebę dzielenia się, działania razem. Tego zresztą nie uczą nasze szkoły.

Nie, bo one uczą, że musisz być najlepszy, musisz osiągnąć w życiu sukces.

To jest wyścig szczurów, w którym słabsi odpadają. Myślę, że trzeba szukać przyczyny w wychowaniu, braku jakichkolwiek wartości i w przeliczaniu wszystkiego na pieniądze. Proszę też zwrócić uwagę, że jeśli ktoś prowadzi jakąś działalność charytatywną, to natychmiast w podtytule, dla postronnych jest złodziejem, który wykorzystuje to dla siebie, a nie żeby służyć innym. I nawet jeśli jest duża grupa młodych ludzi, jeszcze na poziomie liceum, którzy angażują się w różne wolontariaty, to później, jak się zetkną z brutalnym światem, ta ochota im przejdzie. I to jest wina nas, dorosłych.

To jest różnie. Wolontariat daje dodatkowe punkty na świadectwie, liczy się przy rekrutacji do szkoły, na uczelnie wyższe.

Nie wiem, czy ci uczniowie z Tarnobrzega robią to z wyrachowania. Ta młodzież pomaga nam od 10 lat, często są to dzieciaki spod Tarnobrzega, zostają po szkole, pracują do dziesiątej wieczorem, a następnego dnia idą do szkoły. Żadnych punktów z tego nie mają, przeciwnie, nie zawsze dyrekcja jest przychylna tej akcji.

Jaki ten rok był dla biednych? Ostatni raport Głównego Urzędu Statystycznego mówi, że zanotowano wzrost gospodarczy, spadek bezrobocia o jakieś dwa procent, spadek cen, bardzo nieśmiało rosną wynagrodzenia, a co z tego mają biedni?

Dla ludzi ubogich, którzy albo są niepełnosprawni, albo mają jakieś problemy rodzinne i nie mają szans na wyjazd za granicę lub przeniesienia się do innego większego miasta i tam znalezienia pracy i lepszych warunków życia, ten rok był dokładnie taki sam jak poprzedni. Proszę zauważyć, że województwo świętokrzyskie jest jednym z tych, które za chwilę będzie miało mieszkańców w ogromnej części słabszych, niepełnosprawnych i starszych, bo wszyscy, którzy mają jakieś możliwości, są młodzi, nieobciążeni rodziną, wyjeżdżają. Zostają najsłabsi. To się przekłada na ich los, coraz gorszy, bo jest ich dużo, a pieniędzy na pomoc społeczną nie przybywa.

Bo i skąd mają się brać, jak rąk do pracy ubywa…

A potrzebujących przybywa. Może to zabrzmieć pysznie, ale jeśli ich sytuacja się poprawiła, to dzięki nam, bo dajemy lepsze warunki mieszkaniowe, meble, żywność, ubrania, stypendia, kupujemy węgiel wielu rodzinom. Z tym węglem jest rozpacz. Najpierw dopłacamy z naszych podatków do każdej tony węgla, żeby zaspokoić żądania górników, a potem ja muszę ten węgiel kupować biedakom, których na to nie stać. I los tych biednych, których ja znam, nie poprawiłby się, gdyby nie nasi sponsorzy i nasza praca. Nie wzrosły praktycznie zasiłki stałe, z których utrzymuje się duża część ludzi niepełnosprawnych. Tak naprawdę nie widzę poprawy koniunktury gospodarczej. Natomiast widzę coraz większą przepaść pomiędzy tymi, którym się jako tako wiedzie, jakoś wiążą koniec z końcem, mogą wykształcić dzieci, kupić sobie węgiel i przynajmniej raz w tygodniu mięso (co akurat nie jest najdroższe, bo nabiał jest teraz droższy), a tymi, którzy są wykluczeni społecznie z powodu nędzy. Ostatnio kupowałam kilogram mięsa po 8 zł, wielu ludzi w naszym regionie na to nie stać i często biorą chleb na krechę, bo jak ktoś ma 520 zł zasiłku i 300 zł wydaje na leki, to nie da się za to przeżyć. Moim zdaniem ta grupa ludzi, którzy są wykluczeni społecznie, nie zyskała nic na poprawie sytuacji gospodar-czej, bo przepaść, jaką muszą pokonać jest coraz głębsza. Natomiast jeżdżąc po różnych regionach Polski rzeczywiście widzę, że wielu ludziom powodzi się coraz lepiej, dziś samochód ma prawie każdy, choć wszyscy narzekają ogromnie.

Niby jest lepiej, nasz region przoduje w pozyskiwaniu pieniędzy z Unii Europejskiej, powstają nowe drogi, obiekty sportowe, medyczne, rewitalizuje się miasta, ale żyć tutaj ludziom trudno. W Świętokrzyskiem, jak wynika ze statystyk policyjnych, notowano w ostatnim roku codziennie przynajmniej dwie próby samobójcze.

Sorry, ale tymi drogami się biedaki nie najedzą.
Są szkolenia dla zagrożonych wykluczeniem i długotrwałym bezrobociem. Jak wynika z badań, które przeprowadzili socjolodzy w naszym województwie, 11 tysięcy kosztuje wyprowadzenie bezrobotnego na prostą, żeby podjął pracę, ale tylko 10 procent podejmuje pracę.
Bo tej pracy nie ma, a po drugie szkolenia są robione nie po to, żeby bezrobotnemu pomóc, ale żeby zarobiły na tym firmy szkoleniowe. Od lat mówię głośno, że to jest jeden wielki skandal. Podobnie jest z pieniędzmi na staże. Rzeczywistość w małych miejscowościach jest taka, że staże dostaje się po znajomości, bo obowiązuje życie klanowe. Jak jesteś członkiem klanu, to masz. Tego nauczyła nas komuna: jak nie ma towaru, to towar jest spod lady, dla swoich. Ale taka sytuacja rodzi się wtedy jak czegoś brakuje, a u nas histerycznie brakuje pracy. Więc niedługo ostatni młody stąd wyjedzie, zamknie za sobą drzwi i zgasi światło.

Co z tym zrobić?

Nie wiem. Nie jestem politykiem. Oczywiście można te pieniądze wydawać mądrzej, ale będzie pani miała walkę z lobby firm i organizacji stwarzanych specjalnie do prowadzenia szkoleń, które bardzo dobrze z tego żyją. A do biedaków trafia mniej więcej 20 proc. pieniędzy. Jeśli ktoś stara się o dofinansowanie unijne do projektu z ekonomii społecznej i pisze wniosek do Unii, a potem robi konferencję szkoleniową w luksusowym hotelu, bo musi, bo tak jest sformułowany wniosek i musi wydawać pieniądze na gadżety reklamowe, to coś jest nie tak w tym systemie. Ja nie jestem wrogiem szkoleń, sami je robimy, ale nie za unijne pieniądze, i przede wszystkim tak, żeby pomogły tym szkolącym się stanąć na nogi i się rozwijać.

Przygotowuje ich siostra na zmianę? W tym roku takie były założenia Szlachetnej Paczki, że pomoc otrzymują rodziny, nie na zasadzie rozdawnictwa, ale takie, które rokują nadzieję na zmianę i chcą coś zrobić ze swoim życiem.

Bardzo szanuję księdza Jacka Stryczka za to, co robi w Szlachetnej Paczce, ale nie do końca się zgadzam z ostatnim założeniem. W tym roku współpracowaliśmy ze Szlachetną Paczką, daliśmy im wolontariusza i chcieliśmy, żeby 10 naszych rodzin znajdujących się w bardzo trudnej sytuacji, dostało paczki z jedzeniem na święta, bo potrzebujących mamy bardzo dużo, a środków wciąż mało, zwłaszcza że zbiórka żywności w Tarnobrzegu była mniejsza w tym roku. I efekt był taki, że większość z nich się nie zakwalifikowała.

A dlaczego?

Bo nie spełniali kryteriów, nie rokowali szans na zmianę. Ale zmianę czego? Pracy nie mają, a jeśli im się da kilka kilogramów cukru, olej, makaron, ryż, to jakąż zmianę się w ich życiu wprowadzi? Tyle że nie będą głodni. To pomoże im przetrwać. My naprawdę zmieniamy tym ludziom życie, poprawiając im warunki w domach, dając asystentów do rodzin, kształcąc, dając pieniądze na edukację, itd. To, co robimy, jest bardziej upierdliwe, bo ciągle trwa. Jak jest matka z niepełnosprawnym synem, mieszkająca w rozwalającej się chałupie i my jej tę chałupę jakoś podciągniemy, kupimy węgiel, wyciągniemy chłopaka na spotkania dla niepełnosprawnych, gdzie i ona poczuje się jak człowiek, bo siądzie na opłatek do normalnego stołu, chłopaka weźmiemy na wycieczkę, to zmienia ich życie. W międzyczasie oczywiście trzeba im dać jeść i robić to regularnie. Dlatego po Nowym Roku zajrzymy do tych rodzin znowu z pomocą.

Ile rodzin tak wspomogliście?

Oprócz mieszkańców naszych domów, wyposażyliśmy około 50 rodzin. I to solidnie, w paczkach było mięso, wędlina, cukier, słodycze, makarony, oleje, owoce, mąka, na rodzinę wypadała paczka nawet ponad 10 kilogramów. Staraliśmy się tak dawać, żeby przetrwali nie tylko święta. Wspomogliśmy rodziny w promieniu 50 kilometrów, z Ożarowa, Tarłowa, Waś-niowa, Iwanisk, Nowej Słupi, Opatowa, Klimontowa. 20 dzieciaków dostało paczki od dzieci z prywatnego przedszkola. Na razie mogę spokojnie zjeść kolację, bo nie wydaje mi się, żeby ktoś z nich był głodny. Oczywiście nie wszystkim pomożemy, pomagamy tym, o których wiemy. Trzeba się naharować, żeby to wszystko zdobyć, my tylko szukamy sponsorów, rozwozimy, ale jest rzesza ludzi z całej Polski, którzy się z nami dzielą.

Jak siostra szacuje, ile osób już przeszło przez domy Wspólnoty i warsztaty?

24 grudnia minęło 25 lat od pierwszej w Polsce Wigilii dla bezdomnych, która odbyła się na dworcu centralnym w Warszawie w 1989 roku. W Rumunii trwały jeszcze walki, w Polsce nic nie było, a my zrobiliśmy pierwszą Wigilię dla bezdomnych i zaprosiliśmy ich do pierwszego domu, który otworzyliśmy koło Bielska-Białej. Następnego dnia, rankiem, pierwsi bezdomni zapukali nam do drzwi. Do tego czasu ponad 20 tysięcy bezdomnych przewinęło się przez nasze domy. Dzięki warsztatom stanęło na nogi 60-70 osób. One się u nas uczyły zawodu, zdobywały kwalifikacje, a teraz pracują na wolnym rynku. To byli mieszkańcy tych okolicznych miejscowości i bezdomni, którzy trafili do ekipy budowlanej, nauczyli się zawodu, a teraz wyszli z bezdomności, pracują i radzą sobie.

Jakie ma siostra marzenia na 2015 rok?

Marzymy, żeby móc wykupić od gminy Ożarów teren, gdzie mamy dom dla bezdomnych i warsztaty. Oczywiście po preferencyjnej cenie, bo chcielibyśmy tam inwestować, rozbudować ten obiekt, ale jeśli nie mamy własności, to nie będziemy uzbrajać terenu, żeby za 10 lat korzystał z tego deweloper. Każdy sponsor nam się w głowę puknie, bo pieniądze, które ludzie nam dawali dla biedaków, ktoś potem wykorzysta dla swojego interesu. I chcielibyśmy bardzo pomóc jednej rodzinie. Tam jest tragedia: w jednej izbie niewielkiej mieszka matka z dorosłą, głęboko autystyczną córką i dorosły syn z niepełnosprawną żoną, trojką dzieci, z których jedno jest niepełnosprawne. Ci ludzie nie dadzą sobie sami rady, żeby polepszyć sobie warunki, a nie jest im wszystko jedno i chcieliby lepiej żyć. Jeden pan pomógł im wstawić okna, ale tam trzeba dobudować dwa pokoje dla tej młodej rodziny, żeby mieli jakąś przestrzeń. Już nie mówiąc o wymianie dachu i centralnego ogrzewania. Ten chłopak to nie jest jakiś pijak, pracuje, ale sam jeden nie da rady, kiedy tam jest mnóstwo ludzi, którzy wymagają pomocy. Sam, pazurami przerobił komórkę na łazienkę, z dumą mi pokazywał używaną termę, kafelki przylepione od Sasa do lasa.

Czego potrzebujecie?

Robociznę dajemy naszą, oprócz prac dekarskich, bo tego nasi chłopcy nie potrafią zrobić. Ale będą koszta związane z zakupem materiałów. Oceniam to na 80 tysięcy złotych z remontem dachu, ociepleniem, założeniem centralnego ogrzewania.
W związku z tym apelujemy o pomoc, jeśli ktoś może przekazać materiały budowlane, pomóc w usługach dekarskich, prosimy, żeby skontaktował się ze Wspólnotą Chleb Życia: www.chlebzycia.org, Zochcin 58, 27-580 Sadowie, tel.158692316; mail [email protected]. a

Jeśli ktoś może przekazać materiały budowlane, pomóc w usługach dekarskich, prosimy, żeby skontaktował się ze Wspólnotą Chleb Życia: www.chlebzycia.org, Zochcin 58, 27-580 Sadowie, telefon 158692316; mail [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie