Skarżyski parking stoi pusty, a kontroler... poluje na kierowców

Teraz nowy obiekt świeci pustkami, bo samorząd ustalił, że będzie to pierwszy gminny parking płatny. Jak wyjaśniał prezydent Roman Wojcieszek, nie można było tolerować sytuacji, że ktoś jedzie do pracy w Warszawie pociągiem i na kilkanaście godzin blokuje miejsce na parkingu, bo zostawia auto pod dworcem.

- Chodzi nie o zyski dla gminy, ale o wymuszenie rotacji - mówił.

Opłaty nie są szczególnie wysokie, ale na tyle, że odstraszają kierowców. Gdzie indziej tłok, a tam pusto. Za to pracownicy Zarządu Zasobów Komunalnych, odpowiedzialni za kontrolowanie, dwoją się i troją, żeby zyski jednak były. Bilety parkingowe można kupić w kiosku na dworcu. Tymczasem nierzadko było tak, że właściciel pojazdu nie zdążył wrócić z kwitkiem do auta, a już miał wypisaną karę. Oburzeni kierowcy skarżą się i interweniują w magistracie.

- Może rzeczywiście kontrolerzy wykazywali zbytnią gorliwość, dyrektor Zarządu Zasobów Komunalnych już przeprowadził z nimi rozmowy - przyznał na ostatniej sesji rady miasta prezydent Wojcieszek.

Za to radny Jarosław Tarasiński wypomniał, ze samorządowcy składali propozycje, by ustalić miejsca krótkiego postoju dla tych, którzy podwożą i odprowadzają kogoś na pociąg, oraz czas, jaki kierowca ma na nabycie biletu. Te sugestie, jak twierdził, zignorowano. Nic więc dziwnego, że skarżyszczanie omijają parking, który póki co swojej funkcji nie spełnia. Dziennikarze pytali ostatnio prezydenta, czy taką rotację ma zamiar wymusić także na wiecznie zatłoczonym parkingu przed magistratem. Petenci kilku znajdujących się przy nim instytucji bardzo często nie mają gdzie zostawić samochodu. Na to się jednak nie zanosi. W końcu pod dworcem parkują zwykli obywatele, a większość miejsc przy urzędzie miasta zajmują jego pracownicy.