Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słaby początek sezonu. „Kieł” w teatrze imienia Żeromskiego nie zachwyca

Luiza Buras-Sokół
Krzysztof Krogulec
Bardzo obiecujący teaser, posługując się filmową nomenklaturą, dostali dziennikarze podczas otwartej dla mediów próby spektaklu „Kieł” Marcina Cecki w reżyserii Bartosza Żurowskiego.

Ostatecznie, scenę, którą pokazano dziennikarzom, twórcy niemal całkowicie przerobili, ale nie ma to większego znaczenia, bo adaptacji filmu Efthymisa Filippousa i Yorgosa Lanthimosa, będącej pierwszą premierą nowego sezonu w Teatrze imienia Stefana Żeromskiego, i tak by nie uratowała.

Próbują to robić aktorzy (brawo Teresa i Mirosław Bielińscy, brawo Dagna Dywicka!), którzy dwoją się i troją, ale co z tego, skoro część ich wysiłków jest niewidoczna, a część niesłyszalna? Bardzo ciekawy zabieg przearanżowania małej sceny kieleckiego teatru i ustawienia siedzeń wzdłuż korytarza dotychczas prowadzącego do Pokoju Becketta, nie zdał egzaminu technicznego, okazując się przerostem formy nad treścią. Widzowie siedzący na skrajach długich ławek nie widzą i nie słyszą, co dzieje się w przeciwległym kącie sceny, a projekcje video, które w jakiejś części mogłyby te braki rekompensować, są zbyt jasne i przez to ledwo dostrzegalne. Praktyczna rada dla przyszłych widzów: unikajcie ostatniej ławki.

Wreszcie fabuła sztuki Marcina Cecki: w żyjącej w zupełnym odosobnieniu rodzinie trójka dzieci dorasta w przekonaniu, że cały ich świat, wszystko, czego potrzebują, mieści się w tych czterech ścianach. Rodzice celowo izolują młodych, kreują dla nich odrębną rzeczywistość, także językową, najwyraźniej chcąc chronić potomstwo przed wpływem tego, co inne, obce. Są więc jak mantra powtarzane zdania, że dom należy kochać, diabolicznie zorganizowany system kar i nagród, tresura, rygor, a wszystko to w imię miłości. Jeśli dodamy do tego świetną scenografię Anny Gołdanowskiej, która zamiast ciepłego, przytulnego domu przypomina raczej rozświetlone jarzeniówkami laboratorium – wiwisekcja na podstawowej komórce społecznej gotowa.

Warto jednak zerknąć nieco głębiej i w poszczególnych członkach rodziny dojrzeć ludzkie typy, bo przecież ludzie tak bardzo się od siebie nie różnią, wszyscy mają te same potrzeby, pragnienia, podobne cechy, tyle, że w różnym stopniu rozwinięte. W świat zamkniętej rodziny widz zostaje wrzucony akurat w momencie, gdy instynkty dzieci dochodzą do głosu. Pierwszy budzi się ten najbardziej pierwotny, nieokiełznany, napędzający świat żywych stworzeń – instynkt seksualny spersonalizowany w bracie. Stłumić nie da się także naturalnej potrzeby wolności i chęci pokonania ograniczeń (starsza siostra). Jest wreszcie potrzeba boga, wiary w coś niewidzialnego, uosobiona w postaci młodszej siostry. Z kolei ojciec to przywódca, stanowiący kalekie prawo, które jednak trzyma w ryzach członków małej społeczności. Można również próbować przyłożyć spektakl do obecnej sytuacji politycznej świata, zapędów narodowościowych, odradzających się systemów totalitarnych, krwawo tłumionych buntów.

Ciekawy wydawał się pomysł symultanicznego prowadzenia scen rozgrywających się w różnych pokojach, jednak całość jest niedograna, momentami „siada”. Spektakl prowadzony jest „zrywami” (jeden z jego lepszych momentów to wymowny utwór „Psycho killer” Talking Heads), i to dosłownie, bo widzowie siedzący z tyłu muszą zrywać się z ławek, by lepiej widzieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie