Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słynny podróżnik Marek Kamiński, w drodze Wisłą do Gdańska zawitał do naszego regionu

Michał LESZCZYŃSKI, [email protected]
Marek Kamiński to dobrze zbudowany mężczyzna, mający prawie dwa metry wzrostu. Ledwo się mieści do niewielkiego otworu w kajaku. Aby mógł bezpiecznie wysiąść, trzeba kajak przytrzymać.
Marek Kamiński to dobrze zbudowany mężczyzna, mający prawie dwa metry wzrostu. Ledwo się mieści do niewielkiego otworu w kajaku. Aby mógł bezpiecznie wysiąść, trzeba kajak przytrzymać. Zdjęcia Michał Leszczyński
"Noc była bardzo zimna. Rano wyszedłem z namiotu i świecił jeszcze piękny księżyc. Po godzinie 7 byłem już na wodzie" - tak Marek Kamiński, znany polarnik, opisuje na swoim blogu poranek na brzegu Wisły w Baranowie Sandomierskim.

Marek Kamiński

Ma 45 lat. Urodził się w Gdańsku, mieszka w Sopocie. Jest polarnikiem, podróżnikiem, żeglarzem i autorem książek. Jest też fotografem i przedsiębiorcą. Studiował filozofię oraz fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jest założycielem Instytutu Marka Kamińskiego, Fundacji Marka Kamińskiego oraz firmy Invena. Włada ośmioma językami obcymi: angielskim, niemieckim, włoskim, francuskim, hiszpańskim, norweskim, rosyjskim i japońskim.

We wtorek i środę płynął kajakiem Wisłą, granicą województw świętokrzyskiego i podkarpackiego. Wczoraj dopłynął za Dęblin. Dziennie kajakiem na Wiśle przemierza około 80 kilometrów.

PIJE WODĘ Z WISŁY

Kamiński płynie Wisłą do Gdańska. Wyruszył tydzień temu, w sobotę. Dlaczego? Pokazuje, że można przepłynąć tysiąc kilometrów w środku Europy, przeżywając równie niezwykłą przygodę jak na rzekach Alaski czy Syberii. Polarnik prezentuje nowe trendy w turystyce, udowodnia, że Wisła może być świetnym produktem turystycznym, porównywalnym z Tatrami, Mazurami czy Białowieżą.

Marek Kamiński płynie niewielkim, czerwonym kajakiem. Do pokładu doczepił niezbędne przedmioty: namiot, ubranie, drobne sprzęty. Korzysta z dobrodziejstw Wisły. Żywi się potrawami z ryb, złowionymi jeszcze przed podróżą. Przygotował z nich między innymi pulpety z warzywami. Pije wodę również z Wisły. Za każdym razem oczyszcza ją na miejscu. Nocuje na brzegu.

Wystartował z okolic Oświęcimia. Noc z soboty na niedzielę spędził w namiocie. Z niedzieli na poniedziałek spał w Tyńcu. Z poniedziałku na wtorek noc spędził w Opatowcu - gdzie Dunajec wpada do Wisły - w powiecie Kazimierza Wielka. Spotkał się z grupą młodzieży, uczniami opatowieckiej podstawówki i gimnazjum. Opowiedział o obecnej i wcześniejszych wyprawach. O świcie wyruszył dalej.

"Dzisiaj [9 marca] pierwszy dzień, kiedy nie wychodziłem z kajaka. Jak wsiadłem o godzinie około 8, tak do godziny 18 siedziałem w nim cały czas" - czytamy na blogu. "Dzień w sumie dość ciężki. Rano spływała Wisłą ogromna kra z Dunajca. Potem mało przyjemny silny wschodni wiatr, ale do wytrzymania. Już pod koniec dzisiejszej podróży [9 marca] było trochę problemów z nawigacją po ciemku i znalezieniem miejsca do rozbicia namiotu. Udało mi się przybyć bezpiecznie do Baranowa Sandomierskiego. Pokonałem dzisiaj [9 marca] około 80 kilometrów".

LUDZIE GO WITAJĄ

Marka Kamińskiego obserwowaliśmy już od wtorkowego poranka. Nad ranem wyruszył z Opatowca. Narzekał na dość wartki nurt. Mówił, że nie płynęło się najlepiej. Kiedy dojechaliśmy nad Wisłę do Baranowa Sandomierskiego, na Marka czekali już jego współpracownicy. Kilkanaście minut wcześniej kajak, którym płynął, utknął na mieliźnie. Kamiński dotarł po godzinie 18, było już ciemno. Punktem odniesienia do miejsca noclegu miała być lina od promu, zawieszona nad powierzchnią rzeki.

Współpracownicy obawiali się, iż Kamiński z powodu zmroku nie zobaczy liny. Włączyli światła w samochodach. Polarnik trafił. Oprócz załogi, zdobywcę biegunów przywitał mieszkaniec gminy Baranów Sandomierski. Przyjechał tylko po to, by zrobić z podróżnikiem pamiątkową fotografię. Mówił, że jest przedstawicielem tutejszej ludności. Marek Kamiński zdjęcia nie odmówił. Nam powiedział, że największe zagrożenia stwarzają niemożliwe do przewidzenia sytuację, jak płynąca, niewidoczna kra.

- Bardzo często - mówi polarnik - ludzie wychodzą mi na spotkanie. "Na brzegu Wisły czekało na mnie małżeństwo, które wręczyło mi odznakę Klubu Turystycznego z Połańca. Bardzo dziękuję. Jeszcze teraz miałem gościa, namierzył mnie z pomocą "spot findera". Zamieniłem tylko kilka słów, jestem bardzo zmęczony. Bardzo dziękuję, że przebywacie często dalekie odcinki drogi, żeby spotkać się ze mną. Ciężko mi po całym dniu prowadzić intensywne rozmowy. Każda godzina składa się tylko z 60 minut, a ja muszę skupić się przede wszystkim na płynięciu. Spotkania z Wami bardzo dużo dla mnie znaczą, ale muszę w miarę rozsądnie podzielić czas. Jest godzina 22 [9 marca] kończę gotować wodę i idę spać. Muszę zregenerować siły i przygotować się na jutro" - napisał Kamiński.

POZDRAWIAM SANDOMIERZ

W środę z Baranowa Sandomierskiego wypłynął o godzinie 7.10. "Kiedy obudziłem się o godzinie 4 rano, czułem się wciąż bardzo zmęczony i obolały. Wstałem, przygotowałem posiłek i zapas herbaty na podróż. Noc była bardzo zimna. Za to rano, kiedy wyszedłem z namiotu, świecił jeszcze piękny księżyc.

Po godzinie 7 byłem już na wodzie. Na początku było zimno i ponuro, ale potem polepszyło się. Minąłem Sandomierz, piękny dopływ Sanu, Zawichost i Annopol. Widoki naprawdę piękne. Skupiałem się cały czas na drodze. Na trasie było wiele wirów i mielizn, trzeba było cały czas bardzo uważać. Nurt też dość szybki. Nie było wiatru, więc nie hamował mnie, jak w ciągu ostatnich dni.

Pogoda jak najbardziej sprzyjała mojej podróży. Na trasie zastanawiałem się gdzie wylądować i w końcu zdecydowałem się na Piotrawin. Wczoraj [9 marca] płynąłem jeszcze o zmroku, dzisiaj [10 marca] chciałem dobić do brzegu za dnia. Piotrawin 327 kilometr Wisły. Jest to historyczne miejsce. Wiąże się z historią świętego Stanisława. Udało mi się zrobić dzisiaj 87 kilometrów. Po dotarciu na miejscu i rozbiciu obozu chciałem się chwilkę zdrzemnąć, a obudziłem się o godzinie 2". Polarnik serdecznie pozdrawia Sandomierz. "Dziękuję za gorące przyjęcie" - wspomina na zakończenie relacji. Najwidoczniej od rana na Kamińskiego na wiślanym brzegu czekali sandomierzanie.

Wczoraj Kamiński minął Kazimierz Dolny i Puławy. Wisłą podążał w stronę Dęblina. Wciąż w głowach wielu osób, rodzi się pytanie, po co Kamiński płynie? - W dorzeczu Wisły znajduje się ponad połowa powierzchni Polski. Chciałbym pokazać, jak wielki skarb mamy w samym sercu Europy i jak można z tego potencjału skorzystać - mówi Kamiński.

Polarnik bez pomocy z zewnątrz, płynie Wisłą kajakiem w warunkach zimowych. Pokona łącznie 959 kilometrów od źródeł Wisły do jej ujścia w około dwa tygodnie. W razie niebezpieczeństwa, Kamiński ma do dyspozycji "spot finder". To urządzenie, które lokalizuje położenie osoby, jest wyposażone w funkcję wzywania pomocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie