Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć często zaglądała w oczy. Uczestnik misji pokojowych na Bliskim Wschodzie odznaczony prestiżowym medalem

Adam LIGIECKI [email protected]
Czesław Karbowniczek z Odonowa – weteran sił pokojowych Organizacji Narodów Zjednoczonych – z medalem "W Służbie Pokoju”.
Czesław Karbowniczek z Odonowa – weteran sił pokojowych Organizacji Narodów Zjednoczonych – z medalem "W Służbie Pokoju”.
Czesław Karbowniczek z Odonowa koło Kazimierzy Wielkiej otrzymał status weterana wojennego. Za udział w misji międzynarodowej, która ratowała kruchy rozejm na granicy Egiptu i Izraela. Służbę pełnił w momencie szczególnym - tuż przed podpisaniem historycznego traktatu w Camp David

To było w latach 70. ubiegłego wieku. W zupełnie innych czasach. Czesław Karbowniczek służył w "ludowym" wojsku, a udział polskich żołnierzy w międzynarodowych siłach pokojowych należał wtedy do rzadkości.

Teraz zamienił karabin... na wędkę i świetnie radzi sobie także w tej branży. Z przyjemnością wraca jednak do tamtych niezwykłych lat. O swojej wojaczce w Egipcie opowiada w barwny, zajmujący sposób. Dodajmy, jest dzisiaj jedynym na Ponidziu uczestnikiem misji pokojowych na Bliskim Wschodzie.

WOJNA CZERWCOWA

Decyzją ministra obrony narodowej, Czesław Karbowniczek otrzymał status weterana. Posiada również prestiżowy medal "In the Service of Peace" - "W Służbie Pokoju" - Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Jak znalazł się w gorącym Egipcie? "Wojna czerwcowa" na Bliskim Wschodzie wybuchła blisko pół wieku temu. Po działaniach na froncie egipsko-izraelskim doszło do tymczasowego zawieszenia broni.

Po tym, jak zakłóciła je wojna Jom Kippur w 1973 roku, Organizacja Narodów Zjednoczonych zdecydowała się wysłać w zapalny rejon międzynarodowe siły pokojowe. Po to, by pilnowały kruchego rozejmu. W kontyngencie znalazł się także Czesław Karbowniczek.

Z LUBLINA DO EGIPTU

Mała powtórka z historii - to były zupełnie inne czasy. Teraz, kiedy należymy do NATO, służba w siłach pokojowych za granicą stała się niemal chlebem powszednim naszych żołnierzy. Wtedy na misje międzynarodowe z Polski - zza "żelaznej kurtyny" - jeździli nieliczni.

35 lat temu, 26 maja 1978 roku, młody 21-letni żołnierz Ludowego Wojska Polskiego Czesław Karbowniczek pojechał na Bliski Wschód. Wyruszył ze swojej macierzystej jednostki zmechanizowanej w Lublinie-Majdanku - w ramach misji pokojowej Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Obok Wietnamu, był to najbardziej zapalny punkt na mapie świata. Wojna między Izraelem a Egiptem (popieranym przez Syrię) na przeciwnej linii frontu wywołała ostry kryzys międzynarodowy. ONZ zorganizowała kontyngent, którego zadaniem było utrzymanie kruchego pokoju na Bliskim Wschodzie. Jednocześnie największe światowe mocarstwa, pośrednio zaangażowane w konflikt - Stany Zjednoczone i Związek Radziecki - podejmowały działania polityczne i negocjacje, które w efekcie doprowadziły do podpisania traktatu pokojowego w Camp David. Miało to miejsce 17 września 1978 roku.

ŚMIERĆ ZAGLĄDAŁA W OCZY

Czesław Karbowniczek był wtedy członkiem międzynarodowych sił pokojowych. Nosiły nazwę: UNEF II - Drugie Doraźne Siły Pokojowe w Egipcie. Nasz bohater brał udział w 10. zmianie, która pełniła swoją misję do 28 listopada 1978 roku.

Miejscem stacjonowania polskich żołnierzy były Ismailia, Kair oraz obozy na pustyni. Oprócz działań typowo wojskowych, do ich zadań należały także zaopatrzenie i logistyka. Pan Czesław pełnił służbę jako zaopatrzeniowiec i kierowca. Mówi wprost: nie było łatwo. A śmierć często zaglądała w oczy.

MORDERCZE UPAŁY

- Wyjazd na Bliski Wschód poprzedziło kilkutygodniowe szkolenie. To była bardzo trudna misja. Było gorąco, nie tylko z racji morderczych upałów, dochodzących do 50 stopni w cieniu - wspomina weteran z Odonowa. - Niebezpieczeństwo towarzyszyło nam na każdym kroku.

Trasy zaopatrzeniowe jednostki Czesława Karbowniczka prowadziły często przez tereny Izraela. To, jak opowiada, wymagało zachowania szczególnej ostrożności przy przekraczaniu granicy; zwłaszcza nocą. Zabójczy był też klimat. - Jeden z kolegów nie wytrzymał zmiany klimatu. Zmarł z powodu upałów - przypomina jedną z ciemnych stron misji na Bliskim Wschodzie.

KAMIENIE ZA CHLEB

Śmierć wcale nie raz zaglądała w oczy polskim żołnierzom na Bliskim Wschodzie. Niebezpieczeństwo czyhało z każdej strony.

Czesław Karbowniczek pamięta, że przejeżdżając przez egipskie wioski, często zatrzymywał się, by rozdać wymachującym rękami, głodnym dzieciom bochenki chleba. - Ale gdy któregoś dnia nie miałem możliwości ich nakarmić, kilku wyrostków... obrzuciło mój samochód kamieniami. Stłukli szyby, omal nie rozbijając mi głowy - opowiada.

ATRAKCJE Z INTEGRACJĄ

Pan Czesław z sentymentem ogląda dzisiaj stare, czarno-białe fotografie z misji na Bliskim Wschodzie. 35 lat temu służył pod banderą Narodów Zjednoczonych z żołnierzami z różnych stron świata: z Indonezji, Finlandii, Rosji, a nawet z Ghany.

- To była świetna, zgrana grupa. W wolnych chwilach mogliśmy poznać się bliżej. Takie "spotkania integracyjne", okraszone piosenkami narodowymi i pieśniami żołnierskimi, niekiedy... ciągnęły się wiele godzin - puszcza perskie oko.

Były też inne, "cywilne" atrakcje. Jako młody człowiek zza "żelaznej kurtyny" nie miał wcześniej okazji, by zobaczyć szeroki świat. W Egipcie z poświęceniem nadrabiał te zaległości. Do dzisiaj wspomina dzień, gdy po służbie podziwiał słynne piramidy w Gizie: blisko 150-metrowej wysokości Cheopsa, Chefrena ze Sfinksem czy 65-metrową Mykerinosa. Na finał nie odmówił sobie nawet... karkołomnego ujeżdżania wielbłąda!

NOCĄ DO CHICAGO

Czesław Karbowniczek (rocznik 1957) pochodzi z podkazimierskich Słonowic, a wojskowy rozdział w swoim życiu zakończył po misji pokojowej na Bliskim Wschodzie. Zamieszkał w Odonowie, skąd pochodzi jego żona Grażyna. Pracował w firmie Unitra-Lamina, później w Spółdzielni Kółek Rolniczych. Ale los nadal rzucał go po świecie.

W latach 1992-94 przebywał w Stanach Zjednoczonych, gdzie dotarł drogą okrężną, przez Kanadę (miał wtedy tylko wizę kanadyjską). - To będę pamiętał do końca życia. Ciemna noc, znalazłem się w jakiejś czteroosobowej awionetce, która za sowitą opłatą przerzuciła mnie przez jeziora Ontario i Michigan do wymarzonego Chicago - opowiada z ożywieniem. - Ameryka Ameryką, wszędzie dobrze, ale... w domu najlepiej - zapewnia.

TAAAAKA RYBA!

Czesław Karbowniczek - jedyny dzisiaj ponidziański weteran wojny na Bliskim Wschodzie - mieszka nadal w Odonowie. Ma czwórkę dzieci: córkę i trzech synów. Wszystkie pociechy ukończyły studia, a Paweł jest doktorem nauk fizycznych na Politechnice Krakowskiej.

Pan Czesław jest sympatycznym, otwartym człowiekiem. Chętnie dzieli się wspomnieniami z gorącego, bliskowschodniego okresu w swoim życiu. Choć wojskowy karabin zamienił... na wędkę. Pasjami "moczy kija", a jego rekord to złowienie ogromnej 14-kilogramowej tołpygi; o czym pisaliśmy w "Echu Dnia". Zajmuje się też produkcją ekologicznych warzyw i owoców, ba, nawet pisze wiersze! Póki co, do szuflady - nie zdecydował się jeszcze na wydanie swoich rymów. Obecnie pracuje w Ceramice Odonów jako ochroniarz.

W SŁUŻBIE POKOJU

Minęło okrągłe 35 lat od dnia, kiedy polski żołnierz Czesław Karbowniczek wyruszył z misją na Bliski Wschód. Otrzymał z tej okazji legitymację weterana - z numerem BAAA 4154 oraz prestiżowy medal "In the Service of Peace", czyli "W Służbie Pokoju".

Dodajmy, takich jak on - weteranów w misjach zagranicznych, według stanu na 31 maja 2013 roku - jest 6445.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie