Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć na zlecenie. Odkrywamy tajemnice zabójstwa jednej z bardziej wstrząsających spraw ostatnich lat

Elżbieta ZEMSTA
Oskarżeni wysłuchali w czwartek wyroku. A ten był surowy – po 25 lat więzienia dla dwóch młodych mężczyzn oskarżonych o zadawanie śmiertelnych ciosów 21-letniemu Grzegorzowi i również 25 lat pozbawienia wolności dla tego, który chciał  zapłacić 4 tysiące złotych za zabójstwo.
Oskarżeni wysłuchali w czwartek wyroku. A ten był surowy – po 25 lat więzienia dla dwóch młodych mężczyzn oskarżonych o zadawanie śmiertelnych ciosów 21-letniemu Grzegorzowi i również 25 lat pozbawienia wolności dla tego, który chciał zapłacić 4 tysiące złotych za zabójstwo. Dawid Łukasik
Odkrywamy tajemnice zabójstwa 21-letniego Grzegorza spod Sandomierza. Brutalny mord na chłopaku wstrząsnął miastem, oskarżeni o zbrodnie usłyszeli wyroki - po 25 lat więzienia.

Powiedzieli po wyroku

Powiedzieli po wyroku

Mecenas Leszek Kupiec, obrońca Kamila M.: - Z wyrokami sądu się nie dyskutuje, ale mamy takie narzędzie, jakim jest apelacja. Planujemy wnieść o apelację nie tylko w sprawie wysokości wyroku, ale i stanu faktycznego.

Prokurator Ewa Stępień, z Prokuratury Rejonowej w Sandomierzu: - Trudno mówić o sukcesie w kontekście sprawy, która dotyczy takiej zbrodni. Nie da się rozpatrywać tego w tych kategoriach.

Życie Grzegorza wyceniono na 4 tysiące złotych. Zginął z rąk dwóch młodszych od siebie chłopców, jego zabójstwo - według śledczych zlecił zaledwie 18-letni chłopak. Grzegorz zginął, bo był niewygodny, bo wiedział za dużo, bo miał przekreślić plany chłopca z dobrego domu? Czy dlatego, że ci, którzy zadali mu 13 ciosów nożem potrzebowali kasy? Oto kulisy jednej z bardziej wstrząsających spraw ostatnich lat w województwie świętokrzyskim.

21-letni Grzegorz pochodził z niedużej wioski pod Sandomierzem. Raczej szczupły chłopak, z ubogiej, ale uczciwej rodziny - jak mówili o nim znajomi. Uczył się średnio, ponoć nie zdał matury, miał też kłopoty z mówieniem, seplenił. Dorywczo pracował z jednej z kancelarii prawniczych w Sandomierzu, miał tam wykonywać drobne prace remontowe. Z Kamilem M. znał się od jakiegoś czasu. Jak opowie później w sądzie Kamil do 2012 roku między nimi było dobrze, przyjaźnili się. Zdaniem rodziny Kamila było mu żal Grześka, bo to był taki osiedlowy "chłopak do bicia". Grzegorz nie miał wielu znajomych, nie był może lotny, ale lubiany. Ludzie mu ufali, miał opinię uczciwego. Nikt nie mówił o nim inaczej jak tylko "Grzesiu". Pomiędzy Grzegorzem a Kamilem zaczęło się psuć, gdy na jaw wyszły kłopoty z prawem tego pierwszego, chodziło o oszustwa internetowe. Sprawa trafiła do sądu, a Grzegorz miał odpowiadać za to, że wystawia na aukcjach internetowych różny sprzęt, najczęściej elektroniczny, ale kupione towary nie trafiały do odbiorców.

KONIEC PRZYJAŹNI

Jeden z najbliższych kolegów Grześka opowie później przed sądem, że 21-latek zwierzył mu się, że dał Kamilowi M. swój login i hasło do konta internetowego i że to Kamil prowadził nieuczciwe transakcje. Kwota, na którą miały opiewać oszustwa sięgać miała nawet 24 tysięcy złotych. Pieniądze miały trafiać na konto Grześka, a on przekazywał je Kamilowi. 28 listopada 2012 roku na kolejnej już sprawie w sądzie Grzesiek miał winą obciążyć Kamila, a to nie spodobało się M. Kilka razy próbował nakłonić 21-latka, aby przyznał się w sądzie, że tylko on odpowiedzialny jest za oszustwa. - Chciałem to zakończyć - mówił oskarżony. Jego siostra broniąc brata w sądzie tłumaczyła, że wielokrotnie ostrzegała 18-latka przed kontaktami z Grzegorzem: - Mówiono, że jest to pijak, narkoman i złodziej. Brat zaufał mu. W sprawie tych oszustw internetowych Grzegorz początkowo przyznawał się do winy, ale po pewnym czasie zmienił zeznania obciążając mojego brata. Nie był na tyle inteligentny, aby samemu wymyślić taką linię obrony. Ktoś musiał mu ją podsunąć. Z moim bratem nigdy nie było problemów wychowawczych, był w klasie wojskowej i poważnie myślał o karierze żołnierza. Nie mógł sobie pozwolić na to, żeby ktoś rzucał złe światło na jego osobę - tłumaczyła siostra 18-latka.

Na kilka dni przed zabójstwem doszło do incydentu pomiędzy Grzegorzem a Kamilem. Tak w sądzie zezna o tym przyjaciel Grześka: - Pamiętam rozmowę o tym, jak Grzesiu chciał zdobyć dowody przeciwko Kamilowi. Umówił się z nim przy szpitalu w Sandomierzu i nagrał na telefonie rozmowę z nim, w której zgadza się przyjąć pieniądze od Kamila w zamian za wzięcie na siebie całej winy za oszustwa internetowe. W pewnej chwili jednak M. zorientował się, że jest nagrywany i zabrał telefon Grześkowi. Ten zgłosił kradzież policji, następnego dnia policjanci przywieźli telefon, ale nagranie było już skasowane - opowiadał świadek.
"FRAJER DO PIACHU"

Prawdopodobnie to w tym czasie powstał wpis na jednym z popularnych serwisów internetowych. Kamil M. napisał wtedy (pisownia oryginalna): "Mój bardzo dobry kumpel sprzedał mnie na psy, robiliśmy razem interesy, wczoraj nagrał mnie na dyktafon, dzisiaj o 12.30 idę na komendę, 3majcie kciuki Dobre Chłopaki, pamiętajcie, nigdy za dużo nie mówcie, nawet jeśli komuś ufacie. Dojedziemy frajera, musi iść do piachu. Zdrada Dobrych Rani."

Trzy dni przed datą rozprawy, zaplanowaną na 28 listopada 2012 roku 18-latek miał przeprowadzić rozmowę ze swoim drugim dobrym kolegą - równolatkiem Piotrem K.
- Powiedziałem, że mam problem z Grzegorzem i że chcę, aby go pobił. Chciałem, żeby wylądował w szpitalu. Zaproponowałem 200 złotych za pobicie - wynikało z wyjaśnień Kamila M. Później jednak stawka miała zostać podbita do dwóch tysięcy.

- Mowa była tylko o pobiciu. Na kilka dni przed tymi zdarzeniami dałem temu koledze mój nóż, był w czarnym pokrowcu o długości około 25 centymetrów, z ostrzem długości około 15 centymetrów. Nie mówiłem mu, aby użył go w razie problemów. Często wymieniamy się nożami, to takie nasze hobby - wyjaśniał w sądzie 18-latek.
Jego słowa potwierdzał Piotr K., chociaż podczas pierwszego przesłuchania przez policję twierdził, że nóż miał być użyty do zabójstwa. W sądzie młody mężczyzna wycofał się z tych wyjaśnień.

DWA ZA POBICIE CZTERY ZA ZABÓJSTWO?

Ustalono, że do pobicia ma dojść na dzień przed sprawą w sądzie zaplanowaną na 28 listopada. W jednej z wersji Piotra K. pojawiło się zdanie, że w rozmowie na portalu społecznościowym Kamil M. miał sugerować, że za pobicie oferuje 2 tysiące złotych, a za zabójstwo 4 tysiące złotych. W sądzie jeden temu zaprzeczał, a drugi zasłaniał się niepamięcią. Pewne jest jednak to, że o planowanym pobiciu na zlecenie K. pochwalił się swojemu dobremu koledze Piotrowi G. - 20-latkowi.

- Znałem tak z widzenia tego chłopaka, na którego było zlecenie. Potrzebowałem wtedy pieniędzy, a K. obiecał, że się ze mną podzieli. Była mowa o tym, że może trzeba będzie go zabić. Widziałem nóż, który miał temu służyć - wynika z wyjaśnień 20-latka.

Piotr K. i Piotr G. opowiedzieli śledczym, że feralnego dnia 27 listopada 2012 roku najpierw pili piwo, a później miedzy sobą ustalili miejsce, gdzie ma dojść od "akcji" z Grześkiem. Po wszystkim mieli Kamilowi dać znać smsem, jak poszło. Grzegorz spotkał się z nimi zwabiony obietnicą rozmowy o jakimś telefonie.

Panowie K. i G. mieli ustalić między sobą, że pierwszy bójkę rozpocznie młodszy z mężczyzn. Krótką, bo dwuminutową rozmowę prowadził z Grzegorzem Piotr K., jego starszy kolega kręcił się w pobliżu. 18-latek tak wspominał w sądzie te chwile: - Od początku mowa była o pobiciu. Znałem Grzegorza, był moim kolegą. Wtedy, gdy z nim rozmawiałem w tych krzakach to chciałem mu powiedzieć, żeby rozwiązał sprawę z Kamilem M., żeby się pogodzili, nagle jednak zobaczyłem, jak 20-latek uderza Grzegorza butelką po piwie w głowę.

KOPALI, UDERZALI NOŻEM. ON TYLKO JĘCZAŁ

Później wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Z ustaleń śledczych zapisanych w akcie oskarżenia wynika, że 21-letni Grzegorz upadł do rowu, a dwaj młodzi mężczyźni zaczęli go kopać.

- Kopaliśmy go po głowie, plecach, całym ciele. W pewnej chwili wyciągnąłem nóż i przez kurtkę zadałem kilka ciosów - opowiadał policjantom 20-latek.

Po chwili nóż miał od niego zabrać Piotr K. - Widziałem, jak K. zadał dwa ciosy w okolice brzucha. Później podwinął kurtkę i koszule i uderzył jeszcze kilka razy w gołe ciało. Trysnęła krew, która zabrudziła jego bluzę - wyjaśniał policji Piotr G.

21-letni Grzegorz, jak wynika z wyjaśnień 18- i 20-latka nie krzyczał, nie wołał o pomoc. - Gdyby tak zrobił, to pewnie bym uciekł - zaznaczał 18-letni K. kolega Grześka. - On jednak tylko kilka razy jęknął i oczy zrobiły mu się białe.

Jeden z mężczyzn mówił w sądzie, że usłyszał i zobaczył, jak ktoś zbliża się do ścieżki w zaroślach, dlatego też obaj mężczyźni porzucili 21-letniego Grzegorza i uciekli. Młodszy mówił w sądzie, że nie wie dlaczego nie wezwał pomocy dla kolegi. - Byłem jak zawieszony - mówił Piotr K.

Osobą, która wtedy przechodziła była siedemnastoletnia uczennica. To ona znalazła skulonego w rowie Grzegorza. Tak po wielu miesiącach przed sądem wspominała tamte chwile: - Po skończonych zajęciach w szkole wracałam do domu. Szłam ścieżką w okolicy ulicy Okrzei. W pewnej chwili, to było gdzieś przed godziną 15 zobaczyłam dwie osoby, które biegły pomiędzy wysokimi trawami. Jedna z osób miała niebieską kurtkę, druga zaś szarą. Nie widziałam twarzy, nie potrafiłabym nikogo rozpoznać. Poszłam dalej i zobaczyłam leżącego przy ścieżce chłopaka. Mógł mieć około 23 lat. Nic nie mówił, tylko jęczał. Podeszłam i zapytałam, co się mu dzieje. Podciągnęłam kurtkę i zobaczyłam, że na brzuchu ma krew, koszula pod kurtką była cała we krwi. Zadzwoniłam po pogotowie i czekałam, aż przyjadą ratownicy. Gdy pogotowie dotarło, przyjechała też policja. Funkcjonariusze spisali moje dane - opowiadała 17-latka.

13 Ciosów

Grzegorz błyskawicznie trafił do szpitala, tam przez kilkadziesiąt minut był przytomny, ale nie było z nim kontaktu. Specjalistom nie udało się uratować jego życia. Biegły lekarz, który później badał zwłoki Grzegorza doliczył się na jego ciele 13 ran kłutych, dwie na brzuchu okazały się być tymi, które spowodowały śmierć ofiary. W sądzie lekarz tak mówił o obrażeniach 21-latka. - Rany, które spowodowały śmierć miały głębokość 14 i 15 centymetrów, ciosy ugodziły w żyłę główną dolną, czyli największe naczynie krwionośne w tym rejonie ciała. Ofiara po zadaniu tych ran mogła żyć od kilkudziesięciu minut do kilku godzin. Jedynie szybki zabieg operacyjny odtwarzający te naczynia krwionośne mógł uratować życie 21-latka. Te dwie rany zostały zadane ze znaczną siłą. W przypadku innych ran siła uderzeń mogła być duża.

Tymczasem 18- i 20-latek dotarli do mieszkania swojego kolegi, niespełna 18-letniego Kamila Ch. Opowiedzieli mu całą historię, a ten miał umyć nóż nad wanną i uprać pokrwawione rzeczy jednego z nich. - Mówiliśmy później między sobą, że trzeba będzie może dać mu jakieś pieniądze, podzielić się - tłumaczyli w sądzie.

Wieść o tym, że 21-letni Grzegorz został zaatakowany nożem i nie żyje wkrótce dotarła do 18- i 20-latka. Znajomi poinformowali ich o tym na portalu społecznościowym.

- Między sobą udawaliśmy jednak, że nie zabiliśmy. Chcieliśmy dostać pieniądze jak za pobicie, czyli te dwa tysiące złotych, żeby to było tak, jakby on nie umarł - wyjaśniali policjantom.

Jeszcze tego samego dnia do 18-latka, który zdaniem prokuratury zlecał zabójstwo, zapukali policjanci.

- Niedługo przed wizytą policji zadzwonił do mnie Piotr K. i powiedział, że chyba zabili Grzegorza. Mówił, że dostał "dwie kosy w serce" i chyba nie żyje. Powiedziałem, że chyba ich popier… Pytali czy na drugi dzień mogą przyjść po kasę. Powiedziałem, że nie wiem.

WYMUSZONE ZEZNANIA?

18-letni Kamil M. został zabrany do komendy policji. Dzień później stróże prawa zatrzymali pozostałą dwójkę i tego, który miał pomagać w zacieraniu śladów. Początkowo wszyscy przyznawali się do zarzucanych im czynów.

Podczas pierwszej rozprawy w Sądzie Okręgowym w Kielcach, gdzie toczył się proces do zabójstwa przyznał się tylko 20-letni Piotr G, 18-letni Piotr K., który zdaniem prokuratury też zadawał ciosy nie przyznał się do zabójstwa, a jedynie do pobicia, zaś ten, który miał zlecać twierdził, że policja wymusiła na nim przyznanie się do winy.

- Podczas przesłuchania w komendzie byłem bity, wymuszono na mnie przyznanie się - mówił podczas pierwszej rozprawy procesu. Na kolejnych podczas konfrontacji z policjantami, którzy wtedy go przesłuchiwali podtrzymywał swoje wyjaśnienia. Stróże prawa stanowczo zaprzeczali zarzutom chłopaka. - Odczytałem prawa jakie mu przysługiwały. Później powiedziałem mu, że zatrzymaliśmy dwóch jego kolegów, których podejrzewaliśmy o zabójstwo Grzegorza. Na tą wiadomość Kamil M. załamał się i zaczął mówić. Pamiętam, że płakał. Przypominam sobie, że chłopak podkreślał, że żałuje tego, co się stało. Miał także zmienne nastroje, raz próbował żartować, ale to był taki czarny humor. Po tym, jak podpisał swoje zeznania powiedział coś takiego: "Jak teraz na to patrzę, to mogłem kupić pistolet i samemu załatwić sprawę" - wspominał w sądzie policjant. Dodawał, że nawet rozumie motywy postępowania Kamila M. - To jest pewnie linia jego obrony - stwierdził w sądzie funkcjonariusz policji.

Podczas ogłaszania wyrok sąd uznał za całkowicie nielogiczne to, że zarówno przed prokuratorem, jak i na pierwszej rozprawie dotyczącej aresztu Kamil M. nie wspominał o "wymuszonych zeznaniach". Nie dał tym samym wiary temu, że policjanci nakłonili Kamila do przyznania się.

WYROK

Prokuratura Rejonowa w Sandomierzu, która prowadziła sprawę śmierci Grzegorza dwóch młodych mężczyzn, którzy mieli zadawać ciosy oskarżyła o zabójstwo z motywacją zasługująca na szczególne potępienie. W głosach końcowych prokurator Ewa Stępień z Prokuratury Rejonowej w Sandomierzu mówiła, że nawet młody wiek obu oskarżonych nie zasługuje na to, by być okolicznością łagodząca i żądała dla obu mężczyzn 25 lat więzienia. Kamilowi M., za podżeganie do zabójstwa grozić miało 25 lat więzienia, bo według polskiego prawa namawianie do zbrodni jest równoznaczne ze sprawstwem. Takiej kary dla niego chciała też prokuratura.

Podczas rozpraw w kieleckim Sądzie Okręgowym Piotr K. i Piotr G. z kamiennym wyrazem twarzy przysłuchiwali się zeznaniom świadków, opiniom biegłych. Na twarzy Kamila M. - tego, który miał zlecić zabójstwo, co jakiś czas pojawiał się ironiczny uśmiech, jakby to, co działo się na sali sądowej było jednym, wielkim żartem... Na pierwszej rozprawie skruchę wyraził tylko jeden z oskarżonych, na ostatniej już wszyscy się kajali i prosili o wybaczenie rodzinę Grzegorza, tej jednak na sali nie było...

W czwartek sądy wydał wyrok. A ten był niemal identyczny z oczekiwaniami prokuratury. I był wyjątkowo surowy. Sąd uznał trójkę oskarżonych o najcięższe zbrodnie winnymi stawianych im zarzutów i skazał Piotra G., Piotra K. i Kamila M. na 25 lat pozbawienia wolności. - Według sądu zbrodnia została zaplanowana i w sposób bezwzględny, cechujący się wyjątkową premedytacją przeprowadzona - mówił sędzia Marek Stempniak, przewodniczący składu orzekającego w tym procesie.

Uzasadniając wyrok sędzia stwierdził, że społeczeństwo należy chronić przed powrotem do niego oskarżonych. - Szokuje w tej sprawie również to, że chłopak z tak zwanej "dobrej rodziny" chciał rozwiązać swój problem pozbawiając życia drugą osobę. Cynicznie zaplanował nawet swoje alibi będąc cały czas w porozumieniu z dwoma kolegami, którym zlecił zabójstwo. Życie kolegi Kamil M. wycenił na cztery tysiące złotych.

Kamila Ch,. Który miał pomagać w zacieraniu śladów sąd skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i dozór kuratorski. Jednocześnie też od trójki oskarżonych o najcięższe zbrodnie sąd nakazał solidarną zapłatę 100 tysięcy złotych dla rodziny Grzegorza. - Ten młody człowiek, który zginął był praktycznie równolatkiem oskarżonych. Miał swoje plany i marzenia, jego życie przerwano za wcześnie. Rodzinie Grzegorza pozostaje tylko smutek i rozpacz do końca życia - podsumował sędzia Stempniak.

Piotr K. i Piotr G. przyjęli wyrok ze spuszczonymi głowami. Kamil M. głowę trzymał uniesioną wysoko...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie