Doktor Stanisław Szymanik, ten od złamanej kości Justyny Kowalczyk, udzielił już w Soczi więcej wywiadów niż większość polskich sportowców, którymi opiekuje się w olimpijskiej wiosce. Za chwilę przegoni go, albo nawet już przegonił, doktor Aleksander Winiarski, ten od stłuczonego łokcia Kamila Stocha. Ten drugi na nogi postawił też gorączkującego po ataku kaukaskich roztoczy alpejczyka Macieja Bydlińskiego.
Nie wiemy jeszcze, jak te igrzyska wpłyną na ocenę stanu polskiego sportu - pamiętajcie: liczcie nie medale, tylko miejsca w pierwszej "dziesiątce"; na razie w tym segmencie mamy biedę z nędzą - ale ani chybi poprawią wśród rodaków wizerunek polskiej służby zdrowia. Która to służba - godnie reprezentowana przez doktorów Szymanika i Winiarskiego - potrafi fachowo i z poświęceniem zatroszczyć się o najcenniejsze kości polskiego sportu. I to z jakim skutkiem!
Nie łudźmy się, będzie to oczywiście poprawa jedynie tymczasowa. Skończą się igrzyska, wrócimy na Ziemię. Z oceną służby zdrowia ma się rozumieć. A polski sport? Dzięki skoczkom i Kowalczyk dopiero próbuje się od ziemi oderwać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?