Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Starachowice. Oskarżony o zamordowanie żony zdradza kulisy makabrycznej zbrodni

elzem
Przed kieleckim sądem ruszył proces 37-letniego mieszkańca Starachowic oskarżonego o to, że udusił swoją żonę, a potem upozorował jej samobójstwo. Dopiero 2,5 roku później policjanci odkryli prawdę

ZOBACZ TAKŻE:
Dachowanie na DK6 w Domaradzu

(Źródło: gp24.pl)

- Wziąłem do ręki sznurek, taki jak od spodni dresowych. Podszedłem do żony od tyłu i zarzuciłem go jej na szyję. Broniła się, chyba mnie nawet podrapała. W końcu upadła na podłogę, a ja zawiązałem pętle na tym sznurku, zacisnąłem na jej szyi i zaciągnąłem ją do łazienki. Sznur przywiązałem do kaloryfera – takie wyjaśnienia przed prokuratorem złożył 37-letni dziś mieszkaniec Starachowic. Mężczyzna przyznał się, że w maju 2014 roku zabił żonę. Twierdzi, że nie chciał tego zrobić i bardzo żałuje. W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Kielcach przepraszał rodzinę ofiary.

Trudno powiedzieć, że małżeństwo 37-letnieg dziś starachowiczanina i jego 30-letniej żony było udane. W 2014 roku byli 10 lat po ślubie, mieli 9-letniego syna. On w sądzie mówił, że w połowie małżeństwa zaczął nadużywać alkoholu. – Kochałem ją i naszego syna. Ona nie była jednak dobrą żoną. W domu nie było posprzątane, nie było ugotowane. Znikała na całe noce, nieraz nie było jej nawet przez trzy noce w domu. Wiem, że mnie zdradzała, wiem, że miała romans z niejednym mężczyzną – mówił w sądzie.

Toksyczny związek

Para, co poświadczała także najbliższa przyjaciółka nieżyjącej 30-latki, ciągle się kłóciła. – Ona często pokazywała mi sińce na ciele, mówiła, że mąż jej to zrobił. Chodziła z podbitym okiem – opowiadała w poniedziałek w sądzie koleżanka kobiety.
37-latek był wcześniej karany za znęcanie się nad rodziną. Sąd Rejonowy w Starachowicach w 2011 roku skazał mężczyznę na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Zdaniem prokuratury 37-latek od lutego 2014 roku do maja 2014 roku znów znęcał się nad żoną: - No kłóciliśmy się, mogłem jej coś w nerwach powiedzieć. Nie biłem jej jednak i nie znęcałem się nad nią – zaznaczał w sądzie. Koleżanka ofiary zeznawała w poniedziałek, że była świadkiem kilku awantur, gdzie oskarżony miał dopuszczać się rękoczynów względem swojej żony.

Niedługo przed śmiercią kobiety jej mąż wyprowadził się z domu. – Miałem już dosyć takiego małżeństwa. Wiedziałem, że ma kogoś. Jej rodzina też musiała wiedzieć, bo jej kochanek mieszkał w tym samym bloku co teściowie. Przez ten tydzień do śmierci żony bywałem w naszym mieszkaniu, miałem tam rzeczy, widywałem syna. Ona ciągle do mnie wydzwaniała. Pytała gdzie jestem, co robię, żebym dał jej jakieś pieniądze. Głównie pytała o pieniądze – opowiadał w sądzie oskarżony.

„Miała po co żyć”

Dwa dni przed feralnym zdarzeniem 30-latka spotkała się z przyjaciółką. – Jej mąż dzwonił niemal bez przerwy, słyszałam, jak ją wyzywał: od szmat i dziwek. W końcu wyłączyła telefon. Wiem, że z nikim się nie spotykała, nie miała romansu. W dniu jej śmierci zadzwoniła do mnie, rozmawiałyśmy pół godziny. Mówiła, że jej mąż wziął syna do jego rodziców na noc, szykowała się do pracy, miała smażyć naleśniki. Nic nie wskazywało na to, że ma zamiar się zabić. Chociażby nie wiem, jak jej źle było w życiu nigdy nie mówiła o tym, aby popełnić samobójstwo. Miała po co żyć, swego syna kochała najbardziej na świecie – tłumaczyła w sądzie kobieta.
W relacji męża ofiary wynika, że 4 maja 2014 roku pomiędzy małżonkami doszło do kolejnej awantury: - Wziąłem syna i zabrałem do rodziców. Odrobiłem z nim lekcje i położyłem spać. Żona ciągle wydzwaniała, nie zawsze odbierałem, a jak już odebrałem to mówiła, że chce się pogodzić, ale że jednocześnie chce być z innym. Powiedziałem, że nie pasuje mi takie życie w trójkącie – wyjaśniał.

W końcu postanowił wyjść wieczorem z domu rodziców. Poszedł do mieszkania, w którym była żona. – Usiadłem na wersalce i zapytałem co ma mi do powiedzenia. Ona stwierdziła, że mnie już nie kocha, że to nie ma sensu. Zaczęła mnie wyzywać. Coś się ze mną wtedy stało – wynika z odczytanych w sądzie słów oskarżonego.

„Wisiała, tak jak ją zostawiłem”

Oskarżony wyjaśniał: - Zobaczyłem sznurek, taki od spodni dresowych. Wziąłem go i poszedłem do kuchni, żona stała tyłem. Owinąłem tym sznurkiem obie ręce i zarzuciłem jej na szyję. Broniła się, chyba mnie nawet podrapała. Zaciskałem go, a ona upadła na podłogę i przestała się ruszać. Ja ten sznurek obwiązałem tak, że powstała pętelka i znów zacisnąłem go na szyi żony. Potem zaciągnąłem ją do łazienki. Tam ją podniosłem, a sznurek przywiązałem do kaloryfera. Zobaczyłem też krew, więc ją wytarłem ręką z jej twarzy i wyszedłem – opowiadał śledczym.
Potem, jak relacjonował dalej poszedł na stację benzynową, kupił pół litra wódki i wypił ją. Wrócił do domu rodziców. – Zobaczył mnie ojciec i nawet zapytał gdzie tak chodzę po nocy, nie pamiętam co mu powiedziałem. Na drugi dzień rano z ojcem odwieźliśmy syna do szkoły, ja poszedłem do naszego mieszkania. Myślałem, że może mi się ta cała sprawa przyśniła. Wszedłem do łazienki i tam wisiała żona w takiej samej pozycji, jak ją zostawiłem. Złapałem ją za rękę, rozpłakałem się i powiedziałem: przepraszam – wynikało ze słów oskarżonego.

Mężczyzna znów kupił wódkę, część wypił w piwnicy rodziców. Tam też znalazł sznurek, na którym próbował się powiesić, ale sznur pękł. - Znalazłem kabel i wziąłem go do lasu. Tam próbowałem popełnić samobójstwo wieszając się na kablu, ale ten też pękł. Ważyłem wtedy 120 kilogramów. W końcu podciąłem sobie żyły i zadzwoniłem do ojca. Powiedziałem mu, że żona się zabiła i ja też nie chcę żyć. Przeprosiłem i powiedziałem, żeby przeprosił mojego syna. Ojciec mnie znalazł, odwieziono mnie do szpitala, a stamtąd trafiłem do szpitala psychiatrycznego w Morawicy gdzie przeszedłem odwyk alkoholowy, jestem teraz innym człowiekiem – dodawała mężczyzna.

Twierdził, że wieszając żonę na kaloryferze nie chciał upozorować jej samobójstwa. – Nie wiem dlaczego to zrobiłem, nie wiem też w jaki sposób sprawa wyszła. Nikomu nic nie mówiłem, że zabiłem żonę. Nikt nie wiedział. Pierwszy raz o wszystkim opowiedziałem policjantom, którzy po mnie przyszli – zaznaczał oskarżony.

Odpowiem za to w niebie

Prokuratura zarzuca mężczyźnie, że groził przyjaciółce swojej żony śmiercią. Kobieta zeznając w sądzie mówiła, że dzień po śmierci 30-latki zadzwonił do niej jej mąż: - Mówił, że jego żona nie żyje i dlaczego po niej nie płaczę. Dodał też, że się zajął tą sprawą i że ja będę następna. Poszłam wtedy na policję, bo wiedziałem, że moja koleżanka nie żyje i zaczęłam obwiać się o własne bezpieczeństwo – tłumaczyła w sądzie.
Oskarżony wielokrotnie przepraszał rodzinę swojej żony. W sądzie podczas poniedziałkowej rozprawy w charakterze oskarżycieli posiłkowych występowali rodzice 30-latki oraz jej dwie siostry. – Przepraszam was. Żałuję tego co się stało. Gdybym mógł cofnąć czas, to bym to zrobił. Kochałem żonę. Wiem, że za swoją zbrodnię zapłacę na ziemi i w niebie. Zmarnowałem życie jej, sobie i naszemu synowi – mówił w sądzie 37-latek.

Jego synem opiekują się jego rodzice, mężczyzna ma ograniczone prawa rodzicielskie. Ojciec oskarżonego przez 30 lat był policjantem w Starachowicach, to on – według ustaleń policji – odkrył ciało synowej. Sprawa we wrześniu, czyli kilka miesięcy po śmierci kobiety została umorzona, uznano, że kobieta sama odebrała sobie życie. Od grudnia 2015 roku kryminalni i policjanci pionu dochodzeniowo-śledczego świętokrzyskiej komendy na nowo sprawdzali zebrane informacje, analizowali różne wątki i wersje wydarzeń. 37-latek był przesłuchiwany wariografem, pod koniec grudnia 2016 roku został zatrzymany i usłyszał zarzut zabójstwa.

W tej sprawie swoje dochodzenie prowadzi też Prokuratura Rejonowa w Busku, która bada czy nie doszło do uchybie w trakcie policyjnego śledztwa w Starachowicach.

Za czyn o który oskarżony jest 37-latek może mu grozić nawet dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie