To zasługa komandora stowarzyszenia i doświadczonego żeglarza, Arkadiusza Rurarza. Już po raz trzeci zorganizował tę męską przygodę. W poprzednich latach czarterowano pochodzące z lat 70 - tych drewniane jachty polskiej produkcji typu „Opal”. Tym razem wybór padł na nowocześniejszą, ale też niemłodą już łódź, 12 - metrową „Xelę”, wyprodukowaną w Danii w 1985 roku. W poprzednich rejsach wiatr zawsze kierował łodzie na wschód. - Tym razem nie płyniemy do Kłajpedy. Choćby nie wiem co, bierzemy kurs na Szwecję - postanowiliśmy.
Z pogodą nie wygrasz
Postanawiać sobie można, ale z morzem i wiatrem dyskusji nie ma. Port w Górkach Zachodnich przywitał nas deszczem i porywistym wiatrem - siedem w skali Beauforta. Wicher grający na wantach i widok łodzi, którą wiatr zepchnął na kamienie po drugiej stronie ujścia Wisły Śmiałej nie napawały optymizmem. Nasz kapitan, Damian Zapała, postanawia, że wychodzimy. Zakładamy sztormiaki, szelki dopinamy do lajfliny ubezpieczającej przed wypadnięciem za burtę i wypływamy. Wieje mordewind - prosto w dziób. Łódź podskakuje na dwumetrowych falach, wszystko się kiwa, woda leje się na pokład. O dopłynięciu do Karlskrony w tych warunkach nie ma co marzyć. Pozostaje nam zwiedzanie polskiego wybrzeża.
Hołd neptunowi
Dystans, jaki pokonuje załoga „Xeli” nie powala - w ciągu tygodnia przepłynęliśmy 171 mil. W poprzednich rejsach było dwa razy więcej. Przejście z Helu do Władysławowa zajmuje nam 12 godzin! Ale co zrobić, jeśli co dnia wiatr zmienia kierunek tak, że zawsze wieje od dzioba? Neptun nie był w tym roku łaskawy dla żeglarzy spod bandery „Sterny”, choć dostał zwyczajowe daniny - najpierw z rumu, a potem z tego, co I oficer , a zarazem kuk, Arek Rurarz serwował załodze. Chorują niemal wszyscy. To normalne, gdy w porywach jest 8 Beauforta, czyli sztorm.
Żeglarskie życie
Życie na morskim rejsie wyznaczają godziny wacht. Część załogi wypoczywa, pozostali przebywają na pokładzie - jeden przy sterze, drugi z lornetką „na oku” - wypatruje innych statków, brzegu. Reszta odpowiada za obsługę żagli. Ręcznie wybrać liny nie sposób - pomocne są kabestany z korbami. A i tak bolą ręce. Ci pod pokładem mają nie lepiej - żeby się przespać, trzeba się zaprzeć, żeby nie spaść z koi, zjedzenie zupy czy załatwienie sprawy w kingstonie (ubikacji), wymaga sporej zręczności. Nawet kubek z herbatą trzeba trzymać cały czas w ręce, inaczej spadnie i się rozleje.
Sześć dni, sześć portów
O wszystkich niedogodnościach zapomina się po zejściu na ląd. Żeglarze „Sterny” zawijali do portów w Gdańsku, Helu, Władysławowie, Jastarni i Gdyni. Po zakończeniu rejsu kapitan wręcza każdemu opinię z rejsu. Tomasz Ocetek i Jacek Ulfik, którzy na morzu byli po raz pierwszy, dostają dyplomy i morskie imiona - to tradycja w morskim żeglarstwie. Wszyscy są zadowoleni i już szykują się na przyszłoroczny rejs. Może tym razem Neptun spojrzy na nas przychylniejszym okiem?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?