Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Straszna walka o dziecko

Iwona ROJEK [email protected]
Mama i babcia uważają, że ojciec powinien zostawić chłopca w spokoju.
Mama i babcia uważają, że ojciec powinien zostawić chłopca w spokoju. Fot. Iwona Rojek
W Kielcach o małego chłopca toczy się wielki bój między matką i ojcem. Konfliktowi towarzyszą wielkie emocje, każde z nich zapowiada walkę.

Ukończyli wyższe studia, pracują w poważanych kieleckich instytucjach, piastują odpowiedzialne stanowiska i od kilku lat przeżywają horror. Toczą walkę o wspólne dziecko, kilkuletniego syna. Każde z rodziców jest przekonane o swojej racji i nie ma zamiaru rezygnować z walki.

34-letnia atrakcyjna, rozmowna kielczanka i 35-letni przystojny, kulturalny, elokwentny mężczyzna są zgodni co do jednego. Mieli bardzo dobry kilkuletni związek przed ślubem. Spotykali się ze sobą dość długo, bardzo dobrze się poznali, pokochali i potem pobrali. Zgadzają się też z tym, że piekło rozpoczęło się zaraz po tym jak na świat przyszedł ich pierwszy i jedyny syn. I od tej pory ich ocena późniejszej sytuacji bardzo się różni.

BYŁ ZŁYM OJCEM I MĘŻEM

Ona mówi, że po ślubie jej mąż pokazał obcą, nieznaną jej wcześniej twarz. - Nasz synek urodził się chory, ale na szczęście po przeprowadzeniu dwóch operacji powrócił po jakimś czasie do zdrowia - opowiada matka. - Przez pierwszy okres po ślubie mieszkaliśmy u moich rodziców. Dużo nam pomagali. Potem kupiliśmy nowe mieszkanie na jednym z kieleckich osiedli i tam się przeprowadziliśmy. Mąż nie mógł się absolutnie przyzwyczaić do nowego miejsca zamieszkania.

Narzekał, że tęskni za swoją matką, za starym osiedlem, źle się czuł w innym otoczeniu i coraz częściej nie było go w domu. Zaczął być bardzo drobiazgowy, zapisywał co ugotowałam na obiad, o której wróciłam, nagrywał mnie, wyliczał z każdej czynności. Do tego doszły awantury, okropne wyzwiska.

Twierdził, że jestem psychicznie chora, pochodzę z patologicznej rodziny, a moja matka przeżywa późne macierzyństwo i chce zabrać nam dziecko. Synek przez to wszystko wpadł w taką nerwicę, że cztery lata musiałam chodzić z nim do psychologa. Za to wszystko, co nam zrobił, synek nie chce się z nim spotykać sam na sam, boi się, ale on nie umie się z tym pogodzić. Przychodzi po dziecko regularnie co tydzień i naraża go na potworny stres. Niszczy mu resztki psychiki. Byłam już tak bezsilna i zrozpaczona, że napisałam wiele skarg, między innymi do jego przełożonego, żeby mi pomógł. Spotkały mnie za to jedynie przykre konsekwencje. Szef jednostki odpisał, że nie będzie się mieszał do naszych prywatnych spraw, a były mąż skierował sprawę do sądu i ukarano mnie za to grzywną. Chce mnie karać kolejnymi sprawami za to, że nie puszczam do niego synka. Mam przez niego taką nerwicę, że po nocach nie śpię.

ULEGŁA WPŁYWOWI MATKI

Mężczyzna ma swoją wersję wydarzeń. Twierdzi, że jego żona po ślubie stała się inną kobietą, niż była wcześniej. Wini za to dwie osoby: lekarkę z jednego z kieleckich szpitali i swoją teściową. - Ta lekarka przeraziła moją żonę tym, że urodzi martwe dziecko - wspomina. - Ciąża była wprawdzie zagrożona, ale pani doktor nie powinna tak się zachowywać, bo zdruzgotała tym żonę. Dopiero po pewnych moich interwencjach zajęto się żoną odpowiednio, synek urodził się żywy. Ale przez te przeżycia żona, którą bardzo kochałem, wpadła w silną depresję i przez dłuższy czas po porodzie nie była w stanie opiekować się dzieckiem. Jej matka, a moja teściowa wykorzystała to. Dostała wręcz obsesji na punkcie naszego syna. Jeszcze jak razem mieszkaliśmy, gdy wracałem z pracy, od razu zabierała dziecko do innego pokoju i nawet nie mogłem się z nim zobaczyć. To było nienormalne. Nie dopuszczała mnie do niczego, do kąpieli, spacerów. Potem niespodziewanie zaproponowała nam, że to ona razem z teściem wychowają nasze dziecko.
\
Nam doradzili, żebyśmy z tej racji, że jesteśmy jeszcze młodzi, odpoczęli i zajęli się własnym życiem, a syna będziemy mogli widywać w weekendy. Nie mogłem się na to zgodzić, sam chciałem wychowywać własne dziecko. Miałem wtedy trudną sytuację, bo w pierwszym rzędzie chciałem pomóc swojej żonie, która miała depresję i nie była sobą, działała jak automat. Teściowa to wykorzystała i przejęła całą opiekę nad dzieckiem. Potem namówiła żonę, aby się do niej z powrotem przeniosła i w końcu zostałem sam. Błagałem ją, żeby wróciła, chciałem ratować to małżeństwo, ale się nie dało. Moja mama za moją żoną przepadała, szkoda, że wszystko zostało zniszczone. Teraz uważam, że była żona musi spłacić połowę naszego mieszkania i nie utrudniać mi kontaktów z dzieckiem.

Kielczanin opowiada, że od jakiegoś czasu są już po rozwodzie, ma drugą żonę i dziecko, ale chciałby móc widywać się z synkiem z pierwszego małżeństwa i to u siebie w domu. Tak zresztą postanowił sąd, ma przyznane widzenie w środku tygodnia i sobotę. Ale żona ze swoją matką do tego nie dopuszczają. - Tak zniszczyły psychikę mego 8-letniego synka, że traktuje mnie jak największego wroga - denerwuje się. - Kiedy przychodzę po małego, wpada w histerię, ale tylko dlatego, że boi się matki i babki. Gdy uda mi się pobyć z nim sam, całuje mnie, przytula się do mnie i mówi, że bardzo za mną tęskni. Ale znam się na przepisach prawnych i doprowadzę do tego, że będę go mógł zabierać do siebie. Sądzę, że była żona mści się także za to, że ułożyłem sobie życie ponownie. Walczy ze mną naszym dzieckiem.

BABCIA I DZIADEK

Była teściowa, matka kobiety, bardzo emocjonalnie podchodzi do tego konfliktu i absolutnie nie zgadza się z zarzutami zięcia. - Od samego początku pomagam córce w wychowaniu synka - opowiada. - Ale nie dlatego, że coś mi się zrobiło w głowę na punkcie wnuka, tylko dlatego, że nie miał jej kto pomóc. Zięć był zajęty swoją pracą zawodową, córka po ciężkim porodzie wyczerpana i osłabiona, a dziecko chore. Przejęliśmy z mężem większość obowiązków. Dlaczego on ją teraz tak niszczy? Wciąż wytacza jakieś sprawy w sądzie, żeby ją pogrążyć finansowo. Wcześniej wręcz nas tresował, jak wzięliśmy z mężem wnuczka do siebie, nad rzekę czy do rodziny, to musieliśmy oddać go co do minuty, bo zaraz była dzika awantura. Teraz, gdy oni się rozwiedli jest nam ciężko, córka pracuje, a my zajmujemy się w dużej mierze wnuczkiem.

Jak tak bardzo kocha dziecko, to dlaczego ani raz nie był w przedszkolu czy w szkole, to taka udawana miłość.

- Serce mi się kraje jak widzę na naszym osiedlu inne dzieci, którymi zajmują się ojcowie, a nasz wnuk go nie ma na co dzień - rozpacza dziadek. - Mamy tylko jedną córkę i tak jej się nie ułożyło. To wszystko mnie wykańcza, dostałem z tych problemów wielkiego nadciśnienia.

TO BYŁO STRASZNE

Małgorzata Sołtysiak, kurator wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego w Kielcach, zna dobrze ten konflikt. - Są takie konflikty małżeńskie i rozwody, w które bardzo mocno wciągane są dzieci - tłumaczy. - I tutaj nastąpiła taka sytuacja, panują bardzo silne emocje, dziecko uczestniczy w tym, co dzieje się między rodzicami. Jako kuratorzy zostaliśmy poproszeni do uczestniczenia w przymusowym przekazaniu dziecka ojcu na czas ustalonej przez sąd wizyty. Ale nie dało się tego postanowienia zrealizować. Kiedy do mieszkania matki wszedł ojciec, chłopiec natychmiast pobiegł od łazienki, wpadł w histerię, zamknął się w niej, płakał, szlochał, wymiotował i nie chciał z nim iść. Nie wyobrażam sobie tego, że miałabym wyrywać dziecko z domu od matki i przekazywać go ojcu.

Ojciec natomiast życzył sobie wyegzekwowania prawa. Powiem tak, że my jako kuratorzy rejestrujemy i uznajemy stan faktyczny zastany w danym mieszkaniu. Nie wnikamy w to, czy dziecko zostało zmanipulowane przez matkę czy babcię i dlaczego ma zły stosunek do ojca. Nie możemy też wpłynąć na matkę, aby przekonała synka do pójścia z tatą. Zwykle bywa tak, że jak w rodzinie dochodzi do rozwodu, to dziecko mimowolnie przeżywa tę sytuację, emocje skłóconych rodziców oddziałują na dziecko.

Czasem faktycznie może być manipulowane przez tego rodzica, z którym zostaje, świadomie albo podświadomie, ale trudno z tym cokolwiek zrobić. W tym przypadku obydwoje rodzice mają prawo do dziecka, najlepiej byłoby, aby sami mądrze ułożyli sobie kontakty z dzieckiem.

PRAWO MUSI BYĆ EGZEKWOWANE

Zdaniem kurator Sołtysia, prawo jest prawem, ale na siłę nie da się niczego zrobić ani wyegzekwować. - Bo tu nie chodzi o działkę, o grunty, tylko o żywego człowieka. - Do rozwiązania tego konfliktu potrzebne są spokój i czas. Ojciec powinien zdobyć sympatię i uczucia syna, ale innymi metodami. Skoro syn chce się z nim spotykać, ale wyłącznie w obecności matki, to niech tak na razie zostanie. A z czasem chłopiec dorośnie, sam oceni tę sytuację i wybierze z kim i gdzie chce spędzać czas.

Z takim podejściem absolutnie nie zgadza się ojciec chłopca. - Jak teraz nie będę walczył o syna, to za parę lat matka i babka tak go przerobią, że zupełnie nie będzie chciał mnie widywać - oburza się. - Gdy będzie większy, to będzie miał pretensje o to, że go zostawiłem i o niego nie walczyłem. Płacę na niego alimenty, wpłacam na specjalnie utworzone konto, wywiązuję się ze zobowiązań. Żyjemy w państwie prawa i skoro alkoholicy, przestępcy, nieudacznicy mają prawo widywać swoje dzieci we własnych mieszkaniach, to dlaczego ja nie mogę? Będę walczył o egzekwowanie mojego prawa do końca.

- My też się nie poddamy - zapowiadają mama i babcia małego chłopca. - Jak możemy zmuszać dziecko do tego, żeby szło do ojca, skoro ono tego nie chce. To absurd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie