Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świąteczne przygotowania, czyli Last Christmas od kuchni

Ewa Banasik
Mało świąteczną aurę mieszkańcy Kielc rekompensowali sobie pięknymi dekoracjami. Na zdjęciu oświetlona ul. Sienkiewicza..jpg
Mało świąteczną aurę mieszkańcy Kielc rekompensowali sobie pięknymi dekoracjami. Na zdjęciu oświetlona ul. Sienkiewicza..jpg
Boże Narodzenie 2011 powitało nas smutną, jesienną pogodą. Wszechobecne akcesoria świąteczne uparcie walczyły o zachowanie aury, jednak białych dachów się nie doczekaliśmy. Zamiast śniegu, z nieba siąpił bezlitosny deszcz, nie dający nadziei na zimowy, biały puch.

Pomimo niesprzyjającej pogody, w powietrzu odczuwało się atmosferę świąt. W radiu bez przerwy i bez litości odtwarzano kolędy, a w najlepszym przypadku piosenki świąteczne autorstwa wielkich nazwisk. Każdy pod nosem mruczał, że to już męczące, a jednak wyłączyć nikt się nie odważył. To taki klimat, z którym nikt nawet nie usiłuje walczyć. W telewizji podobny wyścig. Każdy kanał emituje jak nie film, to program lub spot... wszystko w tej samej tematyce. Warunek jest jeden: Ma być o Bożym Narodzeniu. Zabawnie, wzruszająco, rodzinnie, refleksyjnie... w każdy możliwy sposób. Byle traktowało o świętach.

Dzień wigilii, jak na złość wypadł w sobotę. Święta przypadające w weekend oznaczają mniej wolnych dni i mniej czasu na przygotowania. To z kolei wywołuje więcej presji i więcej nerwów. W wielu miejscach ludzie pracowali do ostatniej chwili, więc w wigilię sklepy były oblężone. Nie jest to przesadnie użyte słowo, w marketach od samego rana przewijały się armie klientów. Przez kasy przeszły tony produktów, które w jakichś 40% i tak zapewne zostały zmarnowane. Tradycja jednak zobowiązuje. Ma być koszernie, najlepiej trzy razy za dużo. Spacer między sklepowymi półkami okazał się zgubny także dla mnie. Stojąc w kolejce do kasy, zaczęłam się zastanawiać, kiedy właściwie ja to wszystko nabyłam i - przede wszystkim - po co? Przy kasie stało dwóch harcerzy, reprezentujących jakąś akcję charytatywną. Zbierali produkty na wigilię w domu dziecka. Zaskoczyło mnie to, że jeszcze dziś kwestują. Jednak od razu przyszło mi do głowy, że czekają dokładnie na takich konsumentów jak ja. Zostawiłam im kilka produktów, życzyłam Wesołych Świąt i poszłam. Właściwie to nie poszłam. Pobiegłam. Ze świadomością, że dziś czeka mnie jeszcze całe mnóstwo obowiązków, a czas jest ściśle ograniczony.

Zlecenie dekoracji świątecznych komuś, kto jest wyznawcą estetyki spartańskiej jest absolutnym zabójstwem własnego (a przy tym cudzego) czasu. Dane mi było przekonać się o tym, gdy poprosiłam brata o ubranie choinek. Jedno drzewko- znajdujące się na zewnątrz domu- zostało pięknie oświetlone kolorowymi lampkami. Muszę przyznać, że faktycznie robiło wrażenie, ale (niestety) wyłącznie od strony frontowej, dokładnie vis a vis domu. Druga połowa nie została przybrana w ogóle, co w całości tworzyło dość komiczny efekt. Zdecydowałam jednak, że choinka zostanie w takiej dekoracji i będę uparcie powtarzać, że to zabieg świadomy. Tak też było, choć nie powiem, żeby każde przejście obok niej, nie wywoływało u mnie choć małego uśmieszku. Druga choinka, którą miał udekorować mój brat, znajdowała się w domu. Przyznam, że kiedy ją zobaczyłam, nawet mnie to już nie bawiło. Po prostu wzięłam kilka głębokich oddechów i zabrałam się za jej "redekorację". Najbardziej niesamowity do dziś jest dla mnie fakt, że on nawet nie zauważył żadnej zmiany. Postanowiłam to przemilczeć, ale teraz już wiem, że argument "nieumiejętności dekorowania" nie zawsze musi oznaczać brak chęci pomocy. Do nowo nabytej wiedzy na pewno będę się stosować w przyszłości.

Miejscem, które chciałoby się omijać szerokim łukiem, podczas świątecznych przygotowań jest najczęściej kuchnia. Każdy robi kilka rzeczy na raz i wszyscy z osobna swoją czynność uznają za najważniejszą. Tłok, wrzawa, odgłos śmiechu przeplatający się z jakimś sporem o to, czy wrzucać rodzynki do sernika, czy też nie. Na moje szczęście- ostatecznie przyjęto wersję bez bakalii. Mimo wszystko, muszę jednak przyznać, że w tym roku prace kuchenne wypadły nad wyraz sprawnie. Przede wszystkim każdy od początku wiedział, co zostało mu przydzielone do przygotowania. Udało się w ten sposób uniknąć błąkania bez celu i dopytywania, co już zostało zrobione, a co jeszcze trzeba wykonać.

Pomijając stłuczoną miskę i mięso zostawione na pastwę kotu, udało się uniknąć większych niepowodzeń. Oczywiście, początkowo ustalone menu zdążyło kilkukrotnie ulec zmianie, ale z tym chyba każdy się liczył. Co jakiś czas ktoś przychodził z własnym życzeniem, lub, po prostu, dyskretną sugestią, czego na świątecznym stole nie powinno zabraknąć. W ten sposób, obietnice o nierobieniu wszystkiego w ilościach dalekich od zdrowego rozsądku, sczezły na niczym.

Nadszedł w końcu moment, kiedy wszyscy mogliśmy usiąść. Po całym dniu biegania, kupowania, dekorowania, gotowania, ostatecznych porządków. Teraz przyszedł czas, żeby każdy pomyślał o sobie. Do świątecznego stołu nie wypada przecież usiąść ot tak. Tradycja nakazuje i szacunek zobowiązuje. Wypada być szykownym. Nie chodzi o to, żeby przypominać choinkę, ale nikt chyba nie chce być obiektem niejednoznacznych spojrzeń. Tak więc trzeba włożyć jeszcze ostatnią energię, żeby doprowadzić się do stanu pozwalającego funkcjonować publicznie i można zacząć świąteczny maraton.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie