Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Te mecze zawsze były inne - "święte wojny" wspomina Rafał Bernacki

Paweł Kotwica
- Było tych meczów z Płockiem z moim udziałem sporo. Niektóre były o mistrzostwo Polski, niektóre nie, ale zawsze miały dodatkowy smaczek - mówi Rafał Bernacki, legendarny bramkarz kieleckiej drużyny, który zdobył z nią trzy tytuły mistrza i cztery puchary. Dziś pracuje w Vive Tauronie z młodzieżą i jest wuefistą w Gimnazjum numer 7 w Kielcach.

42-letniego dziś Rafała Bernackiego poprosiliśmy o przypomnienie meczów z płocką Wisłą, które najbardziej utkwiły mu w pamięci.

- Pierwszy, który mi się przypomina to 2003 rok, pierwszy sezon pod marką Vive - wspomina Bernacki. W zespole z Płocka grało wtedy mnóstwo gwiazd: Sławomir Szmal, Mariusz Jurasik, Damian Drobik… - A my mieliśmy tych gwiazd troszkę mniej, ale mieliśmy zespół - mówi.

W kieleckiej drużynie grali wtedy między innymi bracia Sieczkowie, Filip Kliszczyk, Wojciech Zydroń, Andrzej Bystram, Robert Nowakowski, nieżyjący już zmiennik Bernackiego Jarosław Tkaczyk, Paweł Tetelewski, Radosław Wasiak… Przed ostatnim meczem z Orlenem najbardziej zagorzali fani zespołu poszli do katedry pomodlić się o zwycięstwo, a hala przy ulicy Krakowskiej nie pomieściła wszystkich chętnych. Część z nich oglądała mecz na telebimach. Nie było play off-ów, tylko obowiązywał system szóstkowy: po rundzie zasadniczej liga była dzielona na szóstkę walcząca o medale i szóstkę grającą o utrzymanie. I Płock przyjechał do nas na ostatni mecz, który decydował o mistrzostwie. Wygraliśmy wyraźnie - mówi Rafał Bernacki o meczu, w którym Karol Bielecki rzucił 15 bramek. - Mój nieżyjący już ojciec powiedział mi potem, że popatrzył, jak oba zespoły wychodziły na rozgrzewkę i już wiedział, że wygramy. Widać było po nas taką energię i żądzę wygranej, że nie było żadnych wątpliwości.

Z mniej miłych historii popularny "Beny" wspomina tę z sezonu 1996/97, pierwszego, w którym grał w kieleckim zespole. Trafił do niego wraz z Maciejem Stęczniewskim. - Iskra był wtedy świeżo po spektakularnym zdobyciu mistrzostwa, zresztą też w niesamowitych okolicznościach (kielczanie prowadzili w finałowej rywalizacji 2:1 i mieli mecz u siebie, ale przegrali go, aby wygrać decydujący mecz w Płocku - przyp. red.). Rundę zasadniczą wygraliśmy zdecydowanie i na Płock trafiliśmy w półfinale. Dwa pierwsze mecze w hali przy Krakowskiej wygraliśmy wysoko, w granicach dziesięciu bramek. Pojechaliśmy do płockiego Blaszaka załatwić sprawę w pierwszym podejściu. Wyszliśmy na boisko za pewni siebie i przegraliśmy chyba siódemką. Następnego dnia znowu w plecy - jednym golem. O wszystkim decydował piąty mecz w Kielcach. I przegraliśmy, skończyło się na brązowym medalu. A mieliśmy wtedy bardzo mocny skład.

- Z takich meczów niby o nic pamiętam sezon 1999/2000, bardzo dla nas słaby, skończyliśmy na czwartym miejscu. Nie było play-offów, a w końcówce sezonu jechaliśmy do Płocka. Graliśmy o honor i graliśmy dla Wybrzeża Gdańsk, które wtedy rywalizowało z Płockiem o mistrzostwo. Kilka sekund przed końcem, przy remisie, skrzydłowy Dominik Jakubiak rzucał mi karnego. Każdy bramkarz wie, że w takiej sytuacji rzucający będzie kierował piłkę raczej w dolne rejony bramki, bo ryzyko spudłowania jest mniejsze. Moje szanse wynosiły 50 procent, musiałem tylko wybrać róg, w kierunku którego będę interweniował. Trafiłem, piłka wypadła za bramkę, a ja kątem oka zobaczyłem Mariusza Jurasika, który czekał na połowie boiska. Podałem mu, a "Józek" błyskawicznie oddał rzut i pokonał Andrzeja Marszałka! Wygraliśmy jednym golem, nic nam ta wygrana nie dawała, ale satysfakcja była duża. Po tym sezonie wyjechałem, aby grać w niemieckim Bajerze Dormagen - mówi Rafał Bernacki.

Z miłych wspomnień związanych z rywalizacją kielecko-płocką Bernacki wraca do tych, które miały miejsce rok wcześnie. - Przegraliśmy dwa mecze w Płocku, mimo to mieliśmy nad nimi punkt przewagi. Było dziesięć kolejek do końca, a my na ostatnie dwa mecze jechaliśmy do Szczecina. I wygraliśmy. A moje pierwsze mistrzostwo Polski w Kielcahc to sezon 1997/98, kiedy zespół prowadził Stanisław Hojda. Też grało się po dwa mecze i pierwszy w Płocku wygraliśmy wyraźnie, a drugi Płockowi udało się zremisować cudem, bo do przerwy wysoko przegrywali. Pamiętam, że potem trenera Hojdę zwolniono, mimo że praktycznie doprowadził zespół do mistrzostwa. A zdobycie go świętowaliśmy w Przemyślu, na kilka kolejek przed zakończeniem sezonu - kończy 150-krotny reprezentant Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie