MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tej śmierci można było uniknąć? Rodzina zmarłego wini szpital

Michał LESZCZYŃSKI [email protected]
Szpital w Opatowie
Szpital w Opatowie
Rodzina zmarłego na początku lipca Henryka Fulary z gminy Tarłów zarzuca opatowskiemu szpitalowi zaniedbanie i lekceważenie pacjenta. Zdaniem rodziny, w efekcie tego, mężczyzna zmarł. - Kiedy lekarz w sobotę przyjmował tatę do szpitala, zapewnił nas, że jego dolegliwości nie zagrażają życiu - mówi Janusz Fulara, syn zmarłego 72-latka. - Z tym optymizmem przyjechałem do domu. A tata zmarł w poniedziałek

Henryk Fulara mieszkał w jednej z malowniczo położonej wiosek w gminie Tarłów w powiecie opatowskim. Na co dzień latem, już bardziej hobbystycznie, zajmował się pracą w sadzie wiśniowym. - W sobotę, 7 lipca około południa tatę zaczął boleć brzuch. Myślał, że to zwykłe dolegliwości żołądkowe. Ból narastał, a tata ledwo co chodził - opowiada Barbara Janowska, córka zmarłego.

POJADĘ DO SZPITALA

W sobotę wieczorem wezwano karetkę pogotowia. - Myśleliśmy, że przyjedzie lekarz, a tam tylko sami ratownicy medyczni. Ojcu podali coś przeciwbólowego, co nie pomogło. W końcu spytali, czy jedzie do szpitala. Zgodził się - mówi syn, 48-letni Janusz Fulara.

W szpitalu w Opatowie chorego przyjmował chirurg Jarosław Kurasik. - Stwierdził, że to kolka nerkowa. Nie zgodziliśmy się z diagnozą. Poprosiliśmy o zrobienie badania ultrasonograficznego brzucha. Od lekarza usłyszeliśmy, że usg można zrobić jak jest wypadek - opowiada syn Janusz. - Wmawiano nam, że nie ma radiologa, na to odparłem, niech pan go wezwie, a ja zapłacę. Według nas, właśnie to był wypadek. Przecież ojciec do szpitala nie przyszedł ze spaceru, tylko przyjechał karetką.

Chirurg Jarosław Kurasik nie chciał z nami rozmawiać. - Od udzielania informacji jest prezes szpitala Jan Gniadek. Nie wolno mi rozmawiać z mediami - uciął rozmowę lekarz.

Czy rodzina słusznie mogła domagać się ekspresowego badania ultrasonograficznego, które zdaniem najbliższych byłoby kluczowe w rozpoznaniu dolegliwości? Spytaliśmy Rzecznika Praw Pacjenta.
"Pacjent nie ma uprawnienia do podejmowania decyzji o sposobie leczenia, może tylko proponować, to lekarz decyduje w sposób niezależny, o trybie, formie i metodzie leczenia, gdyż to on z mocy ustawy ponosi odpowiedzialność za skutki leczenia" - pisze w mailu do naszej redakcji Krystyna Kozłowska, rzecznik praw pacjenta. - "W przypadku wystąpienia jakichkolwiek wątpliwości co do stanu zdrowia chorego, lekarz decyduje o tym, czy w danym przypadku zachodzi konieczność przeprowadzenia dodatkowych badań. Dodam również, że jeżeli chodzi o opinię lekarską, to zwykle odnosi się ona do oceny stanu zdrowia i diagnozowania. Pacjent w każdej sytuacji, gdy jest w stanie przywołać argumenty świadczące o błędnie opracowanej opinii, może zwrócić się z wnioskiem o sporządzenie innej i przez innego lekarza. W przypadku przez Pana opisanym, rodzina pacjenta powinna złożyć skargę do dyrektora szpitala, niezależnie od tego może skierować sprawę na drogę sądowego postępowania cywilnego bądź karnego - jeśli istnieje przypuszczenie popełnienia przestępstwa".

WYRAŹNIE TĘTNIĄCY OPÓR

W dokumentacji z przebiegu choroby napisano w sobotę, 7 lipca: "Chory zgłasza silne bóle lewego nadbrzusza, promieniujące do podbrzusza. Nie wymiotował. Chory cierpiący często zmienia pozycję ciała (twierdzi, że zmniejsza to dolegliwości). Nie gorączkował. Po podaniu środków przeciwbólowych i rozkurczowych dolegliwości zmniejszyły się. Następnie nawrót dolegliwości, bóle kolkowe, niestałe. Po zastosowaniu Dolcontralu dolegliwości ustąpiły. Chory krążeniowo i oddechowo wydolny. Kontrolne badanie palpacyjne: brzuch miękki, z niewielką bolesnością w lewym i nad- śródbrzuszu, gdzie wyczuwa się wyraźnie tętniący opór" - podaje szpital. Z dokumentacji medycznej wynika, że badanie usg wykonano jeszcze w sobotę.

- W niedzielę rano tata nam mówił przez telefon, że usg będzie miał dopiero robione, bo lekarz, który rano w niedzielę przyszedł na dyżur właśnie zlecił usg. Gdzie jest prawda? - pyta zdenerwowany syn.
Badanie usg wykryło tętniaka aorty brzusznej. "Chory poinformowany o rozpoznaniu. Choremu zaproponowano leczenie operacyjne, na które nie wyraził zgody (dolegliwości ustąpiły, czeka na kontakt z rodziną)" - dalej czytamy w dokumentacji.

- Tata podpisał zgodę jeszcze przed naszym przyjazdem. W tym szpitalu kłamią. Nikt ze szpitala nie rozmawiał z nami na temat przekonania ojca do podpisania zgody. Widzieliśmy się z ojcem jeszcze przed rozmową z doktorem Gniadkiem. Mówił, że pękła żyła i będzie operowany. A doktor Gniadek przekonywał nas do rzekomych słów wypowiedzianych przez ojca, że nawet chciał się wypisać na własne żądanie. Odpowiedziałem prezesowi krótko, idę z tym do prokuratora - relacjonuje Janusz Fulara.

"08.07.12 07:00 (niedziela) Chory noc przespał spokojnie (…) rano bez dolegliwości bólowych. Chory przytomny, krążeniowo i oddechowo wydolny. Nie wyraził w dalszym ciągu zgody na operację. Czeka na przyjazd rodziny" - napisali lekarze.

- Tata nocy nie przespał spokojnie - alarmuje syn. - Cały czas go bolało. Pacjenci leżący w tej samej sali mówili, że ojciec bardzo cierpiał. Potwierdziły to pielęgniarki. Ktoś tu mija się z prawdą - rozpacza syn z rodziną.

W TRYBIE CITO

Niedziela, 8 lipca, godzina 12:55 w dokumentach zanotowano: "Wykonano usg jamy brzusznej oraz tomograf komputerowy jamy brzusznej stwierdzając rozległego tętniaka aorty (…) pobrano krew na grupę i badania kontrolne w trybie cito. Poinformowano chorego o stanie jego zdrowia, zaproponowano zabieg operacyjny określając ryzyko, zalecono pilny kontakt z rodziną - chory podejmie decyzję po rozmowie z najbliższymi".

Badanie tomografem komputerowym na miejscu w Opatowie potwierdziło pękniętego tętniaka. "Widoczny tętniak aorty rozpoczynający się poniżej tętnicy krezkowej górnej, obejmuje obie tętnice nerkowe, oraz schodzi na tętnice biodrową wspólną prawą (…) wokół tętniaka (…) o długości 14 centymetrów i szerokości 9 centymetrów (…) widoczna jest duża ilość wynaczynionej krwi".
Przy stole w ogrodzie, w niedzielne, słoneczne popołudnie rodzina opowiada: - Tata nie chodził do lekarzy, ale pięć lat temu miał operację na przepuklinę. Poza tym okaz zdrowia. Jeździł rowerem, samochodem, ciągnikiem, cieszył się sprawnością. Lubił wyglądać elegancko, przystojnie, zawsze uczesany, z pasji ogrodnik. Bardzo nam go brakuje. Teraz nie mamy się komu pochwalić, poradzić. Scalał rodzinę. Dusza towarzystwa. Nie chorował. Może gdyby chorował, łatwiej byłoby nam znieść śmierć, można naszykować się na odejście. Zabrakło go z dnia na dzień. Zawsze na święta spotykaliśmy się całą rodziną. W ubiegłe Boże Narodzenie Wigilia była u mnie, wcześniej u ojca, u siostry i tak na przemian - opowiada syn ze łzami.

"08.07.12 14:30 (niedziela) Chory stabilny i wydolny krążeniowo i oddechowo. Chory praktycznie bez dolegliwości bólowych (…) pacjent i rodzina chorego po rozmowie z ordynatorem poinformowani o stanie zdrowia chorego, rodzaju zabiegu, możliwościach powikłań i stopniu ryzyka - chory zakwalifikowany do operacji tętniaka, chory wyraził świadomą zgodę".

- Kiedy na godzinę 14 dojechaliśmy do szpitala w Opatowie, tata już był na bloku operacyjnym. Ludzie, którzy z nim leżeli, opowiadali, że do operacji szykował się od południa, bo o tym im mówił, czyli zgodę musiał podpisać jeszcze przed południem - uważa syn.

TO DLA NAS OGROMNA TRAGEDIA

"09.07.12 03:00 (poniedziałek) Chory na bloku operacyjnym od 18.30-2.00, chory w stanie bardzo ciężkim, anestezjolog stwierdził zgon o godzinie 2.30. Powiadomiono rodzinę chorego".

- Po operacji doktor Gniadek powiedział, że wszystko poszło dobrze, ale był bardzo duży ubytek krwi. Dał tacie pięć procent na przeżycie. Dzień wcześniej przecież zapewniano nas o braku zagrożenia życia, że to ból od kolki nerkowej… - podkreśla syn.

Według rodziny, mąż, ojciec i dziadek był do uratowania. - Dlaczego operację zrobiono dopiero po 22 godzinach od przyjęcia do szpitala, skoro było wiadomo, że z tętniaka leje się krew? Odwlekanie tłumaczą brakiem zgody ojca. Czy człowiek, którego tak potwornie boli, odmawia pomocy? Jedyną myślą taty było zrobienie wszystkiego, by nie bolało. Ojca potraktowano jak rzecz. Zwracaliśmy się o pomoc do ludzi kompetentnych, domagając się badania usg. Czy nie można było zrobić badania dla naszego świętego spokoju? Sama pielęgniarka mówiła nam przez telefon o cierpieniach ojca, a w kwitach napisali, że noc przespał spokojnie. To niedbalstwo, lekceważenie, do jakiego szpitala trafiliśmy? - mówią.

SZEF SZPITALA ODPOWIADA

Doktor nauk medycznych, Jan Gniadek, specjalista chirurgii naczyniowej, prezes katowickiej spółki Twoje Zdrowie Lekarze Specjaliści, która od ubiegłego roku dzierżawi opatowski szpital, jednocześnie ordynator chirurgii opatowskiego szpitala na zadane na piśmie sześć pytań, odpowiedział pisemnie: "Pacjent został przyjęty i w ciągu 10 minut otoczony opieką medyczną, wykonano diagnostykę. Jednak chory nie wyraził zgody na operację. Dopiero moja rozmowa z wezwaną rodziną, spowodowała tę zgodę. Niestety chorego nie dało się uratować, pomimo wysiłku całego zespołu. Jest to dla nas ogromna tragedia. Jednocześnie zaznaczam, że w innych ośrodkach wykonujących tego typu zabiegi, śmiertelność wynosi 95-100 procent".

Kiedy w tę środę, 1 sierpnia, próbowaliśmy pytać prezesa o szczegóły, odmówił rozmowy. - Rodzina nie upoważniła mnie do udzielania informacji o stanie zdrowia pacjenta. Proszę zadawać pytania ogólne, nie dotyczące tego przypadku - odpowiedział prezes. - Czy operacje pękniętego tętniaka aorty brzusznej są skomplikowane i obarczone ryzykiem? - pytamy chirurga naczyniowego. - Są bardzo poważne, a śmiertelność wynosi 95-100 procent. - Jeżeli ten pacjent trafiłby na stół od razu, a nie po 22 godzinach od przyjęcia, miałby szansę na przeżycie? - zadajemy drugie pytanie. - Nie mogę odpowiedzieć. Proszę pytać ogólnie - zaznaczył prezes.

Rodzina skierowała sprawę do prokuratury. Po śmierci Henryka Fulary rodzina nie wyraziła zgody na sekcję zwłok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie