Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Strząbała walczy, bo tacy są piłkarze ręczni. Walczy o swoje życie

Paweł Kotwica
Tomasz Strząbała, mimo ciężkiej choroby, nie traci pogody ducha. - Cały czas trzymam się wersji, że do tej pory miałem w życiu szczęście i teraz też mnie ono nie opuści.
Tomasz Strząbała, mimo ciężkiej choroby, nie traci pogody ducha. - Cały czas trzymam się wersji, że do tej pory miałem w życiu szczęście i teraz też mnie ono nie opuści. Łukasz Zarzycki
- W każdej sytuacji szukam pozytywów. Przez tę chorobę poznałem kilku świetnych lekarzy - uśmiecha się Tomasz Strząbała, chory na szpiczaka mnogiego.

Tomasz Strząbała

Tomasz Strząbała

Ma 48 lat. Jest synem zmarłego przed ponad dwoma laty trenera-legendy polskiej piłki ręcznej, Edwarda Strząbały, który na początku lat 90. zapoczątkował erę sukcesów kieleckiego szczypiorniaka. Strząbała-junior początkowo pracował w kieleckim klubie z młodzieżą, zdobywając medale mistrzostw Polski w kategorii juniorów. Od 2008 roku jest drugim trenerem pierwszego zespołu Vive Tauronu Kielce, współpracując najpierw z Bogdanem Wentą, potem z Tałantem Dujszebajewem. Tomasz Strząbała zdobył w tym czasie pięć złotych i jeden srebrny medal mistrzostw Polski, sześć Pucharów Polski i trzecie miejsce w Lidze Mistrzów w 2013 roku. Od wielu lat pracuje jako nauczyciel wychowania fizycznego w Zespole Szkół Ogólnokształcących numer 15 na kieleckiej Podkarczówce. Wychował reprezentantów Polski i zawodników występujących w Superlidze. Ma żonę Ewę i dwie córki: Olę (11 lat) i Alę (9 lat).

- Tomek walczy, bo tacy są piłkarze ręczni - mówi o Strząbale jego były współpracownik, najsłynniejszy polski trener w tej dyscyplinie sportu, a obecnie europoseł Bogdan Wenta. - Ale piłka ręczna to gra zespołowa, dlatego, aby Tomek wygrał, potrzeba zaangażowania i pomocy wielu osób - dodaje.

Największa akcja w historii

Pomoc dla drugiego trenera czołowej europejskiej drużyny piłkarzy ręcznych jest nazywana największą charytatywną akcją w historii polskiego sportu. Zaangażowały się w nią nie tylko środowiska polskiej, czy europejskiej piłki ręcznej, ale i największe gwiazdy polskiego sportu, jak Robert Lewandowski, Krzysztof Ignaczak, czy Jakub Błaszczykowski.

Sportowcy zaoferowali nie tylko swoje pamiątki, które są teraz sprzedawane na aukcjach, ale i uruchomili swoją kreatywność. Kolega z zespołu, Grzegorz Tkaczyk, zwycięzcę licytacji przewiezie na swoim harleyu, Mateusz Jachlewski i Krzysztof Lijewski kogoś hojnego zabiorą na ryby, a Sławomir Szmal na nurkowanie. O wielkiej akcji pomocy informowały największe światowe portale internetowe, piszące o piłce ręcznej. Jednym z pierwszych klubów, który zaoferował pomoc, była od lat zantagonizowana z Vive Tauronem płocka Orlen Wisła.

Nikt nie odmówił pomocy

Jako jedni z pierwszych odzew dali zawodnicy, z którymi Tomek pracuje w klubie Vive Tauron Kielce, uzbierali "w szatni" około 100 tysięcy złotych. Potem klub zorganizował konferencję prasową, na której poinformował o chorobie swojego trenera i sposobach pomocy, którą organizuje. Chyba nikt się wtedy nie spodziewał, że akcja zatoczy tak szerokie kręgi.
Na licytacje trafiło mnóstwo nieraz bezcennych pamiątek, które są do kupienia w serwisie Allegro, a także były sprzedawane podczas meczów. Również w trakcie Meczu Gwiazd, który kilka dni temu odbył się w Lublinie. Przydały się kontakty z piłki ręcznej, bo pomysłodawca zorganizowania imprezy w Lublinie, Maciej Dobrzyński, to syn byłego trenera kieleckiej drużyny szczypiornistów, Zygmunta oraz przyjaciel Tomka. W meczu zagrała reprezentacja Polski i najlepsi zawodnicy polskiej ekstraklasy, z klubów z Kielc, Płocka, Lubina, Zabrza i Puław. Nikt nie odmówił przyjazdu.

Drużynę narodową poprowadził selekcjoner Michael Biegler, a gwiazdy - trenerzy Tałant Dujszebajew z Vive Tauronu i Manolo Cadenas z Orlenu Wisły Płock. Mimo nietanich biletów, na mecz transmitowany w telewizji przyszło sporo kibiców, a cały dochód, czyli z wejściówek, licytacji i reklam, trafił na konto akcji.

Zbierają w Masłowie, w całej Polsce i w Irlandii

W ostatnią niedzielę w Szczecinie odbył się na ten cel kolejny mecz - piłkarze ręczni Gaz-System Pogoni (w której gra kilku byłych zawodników kieleckiego klubu - Wojciech Zydroń, Krzysztof Szczecina, Mateusz Zaremba i Bartosz Konitz) - zmierzyli się z koszykarzami King Wilków Morskich. Grano w piłkę ręczną, nożną i koszykówkę. Na leczenie Tomasza Strząbały trafi 20 procent zysku z turnieju Christmas Cup, który z udziałem reprezentacji Polski, Węgier, Słowacji i Czech, po świętach odbędzie się w katowickim Spodku.

Zbiórki, koordynowane przez wychowanka Strząbały, Marcina Lisowskiego, są organizowane przez Polaków w Irlandii i Wielkiej Brytanii. Dzieci ze szkół w Masłowie i Mąchocicach Kapitulnych kupiły choinkowe bombki, na których podpisali się zawodnicy Vive Tauronu i sprzedały je. Uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach, do którego chodził Tomek, zorganizowali koncert charytatywny.

Takich spontanicznych akcji były i są dziesiątki. - Słyszałem, że dzieci z jakiejś warszawskiej szkoły, które wcale mnie nie znają, też zorganizowały kwestę. Dla mnie to jest szok - przyznaje Tomek.

Jak dotąd najdrożej wylicytowano złoty medal, który ofiarował były zawodnik kieleckiego klubu, Krzysztof Przybylski. Pamiątka jest bezcenna, bo to pierwszy złoty medal w historii kieleckiej piłki ręcznej. Za 12 tysięcy złotych kupił go Grzegorz Głogowski.

Ofiarodawca medalu też wziął udział w licytacji. - Niestety, rywal był mocniejszy - śmiał się Krzysztof Przybylski. - To moja najcenniejsza sportowa pamiątka, mam jeszcze dwa złote medale i jeden srebrny, ale ten był najważniejszy, bo pierwszy. W jego zdobyciu miał wielki udział nieżyjący ojciec Tomka, trener Edward Strząbała, więc w ten sposób spłacam swój dług - dodał były zawodnik Iskry Kielce.

Ma w życiu szczęście

- Nie spodziewałem się, że akcja będzie miała taki odzew. Jest sporo szczęścia w tym nieszczęściu, że mam takie wsparcie, że ludzie tak się mną zainteresowali. Niektórzy pomagają, bo mnie znają, niektórzy, bo lubią sport, a niektórzy, bo zostali wciągnięci przez przyjaciół. Dzięki mediom i portalom społecznościowym stworzył się ogromny łańcuch dobrych ludzi. A ja nawet nie jestem na Facebooku. Kiedyś taka akcja nie byłaby możliwa. A teraz dowiedzieli się o niej w ciągu kilku minut moi koledzy we Francji i w Kanadzie... - Do tej pory miałem w życiu szczęście. Mam najszczęśliwszą rodzinę na świecie, która ostatnio przez moją chorobę dostała w kość. Pracowałem i pracuję z jednymi z najlepszych trenerów piłki ręcznej na świecie, najpierw z Bogdanem Wentą, teraz z Tałantem Dujszebajewem. Mało kto miał podobną możliwość, więc to też szczęście. Dlatego teraz też jestem optymistą i wierzę, że znów mi dopisze - mówi Tomek.

Zbieraniem pieniędzy zajęła się Fundacja Vive Serce Dzieciom. - Początkowo to były wpłaty prawie wyłącznie od znajomych związanych z piłką ręczną - trenerów, zawodników, sędziów, potem od kibiców, których nazwiska kojarzyłem i od uczniów, których uczyłem w szkole na Podkarczówce. Teraz to już właściwie same nieznane mi osoby. Nie mam słów, żeby wyrazić swoją wdzięczność za każdą uzbieraną i wpłaconą złotówkę...

Wyglądało to na przepuklinę kręgosłupa

Historia jego choroby ma nieco ponad dwa lata. - Na początku, w listopadzie 2012 roku, to były powracające, coraz mocniejsze bóle kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Myślałem, że sobie naderwałem jakiś mięsień na treningu. Dzięki pracy w sporcie, znam kilku dobrych fizjoterapeutów, chodziłem na masaże, na jakiś czas pomagało. Potem myślałem, że to przepuklina. Zrobiłem rezonans magnetyczny i rzeczywiście, wyglądało to na przepuklinę. Na to się leczyłem, robiłem ćwiczenia. Ale ból był coraz mocniejszy, na przykład kichnięcie powodowało, że ścinało mnie z nóg. Na turnieju Final Four Ligi Mistrzów w Niemczech, w maju 2013, cały czas byłem na lekach przeciwbólowych. Aż kiedyś, siedząc na podłodze, wykonałem mocny skręt tułowia, sięgałem po budzik. Przeszył mnie niesamowity ból, straciłem czucie w prawej nodze. Trzy dni leżałem bez ruchu, nafaszerowany środkami przeciwbólowymi, które jednak przestawały pomagać. To była połowa czerwca 2013 roku. Wylądowałem w szpitalu na neurochirurgii i zaczęło się. Guz, który, jak się okazało, budował mi się na kręgu, był już bardzo duży, wielkości pięści, był ucisk na rdzeń kręgowy. Uszkodzony był trzon kręgu. W każdej chwili kręgosłup mógł pęknąć. Trzeba było działać i to jak najszybciej. Dostałem sterydy, wycinek guza został wzięty do analizy i okazało się, skąd się to wzięło - mówi Strząbała.

Zdiagnozowano u niego szpiczaka mnogiego, złośliwy nowotwór układu krwiotwórczego, który powoduje między innymi zmiany w kośćcu, stąd narośl na kręgosłupie.

Jeśli chemia nie zadziała, to nie ma szans

- Zwiedzałem kilka gabinetów najlepszych polskich lekarzy w tej dziedzinie. Dostałem do wyboru: albo operacja wycięcia guza i wstawienie implantu kręgu, albo radioterapia i chemia. Jeden z lekarzy powiedział mi, że jeśli chemia nie zadziała, to nie mam szans, więc zdecydowałem się na operację, którą przeszedłem w Grodzisku Mazowieckim. Trwała 9 godzin. Po operacji musiałem się od nowa uczyć chodzić, potem rehabilitacja, zabiegi. Codziennie dwie godziny spędzałem w basenie.

- Wcześniej żona zaczęła szukać w Internecie, kto w Polsce się zajmuje leczeniem tej choroby i znalazła doktora Jurczyszyna z Krakowa, do którego pojechałem na konsultację. Od niego dowiedziałem się, że najpewniejsze jest leczenie w Stanach Zjednoczonych. To było ponad rok temu. Radioterapia i specjalna dieta sprawiły, że choroba się zatrzymała. Ale niestety, ona ma to do siebie, że często wraca. Ostatnio miałem coraz gorsze wyniki badań i trzeba było działać. Wrócił temat wyjazdu za Ocean...

Trzyma się wersji optymistycznej

- Może się okazać, że chemia, którą co jakiś czas przyjmuję w Kielcach, może wystarczyć i leczenie w Stanach wcale nie będzie konieczne. I tej wersji, jako optymista, się trzymam. Kolejnym etapem jest przeszczep własnego szpiku kostnego. Jest on pobierany, specjalnie czyszczony i wszczepiany z powrotem. Kluczem do całkowitego wyleczenia jest przeszczep od obcego dawcy, od tak zwanego bliźniaka genetycznego, którego obecnie szukamy. Jestem objęty specjalnym programem i czekam.

Trzeba uzbierać ponad milion złotych

Tak zwana terapia CRd, która można przeprowadzić tylko w Stanach Zjednoczonych, bo lek przy niej używany nie jest jeszcze dopuszczony do użytku w Europie, będzie niezwykle kosztowna. Ale daje dużą nadzieję, bo jej skuteczność to ponad 60 procent całkowitych wyleczeń.
- Polski lekarz z Chicago, który przeprowadza takie terapie, napisał mi, że koszty zaczynają się od 350 tysięcy dolarów.Dlatego rozpocząłem leczenie w Kielcach, bo może się okazać, że nie zbiorę tej kwoty - tłumaczy Tomek, który sam trzyma się dzielnie i nie użala się nad sobą. Mimo choroby nadal pracuje z drużyną, choć czasem prosto z meczu musi jechać do szpitala, na kolejną dawkę chemii. Ale widzi, ile jego choroba kosztuje rodzinę.

- Ola ma 11 lat, Ala 9. Córki są już na tyle duże, że rozumieją, jaka jest sytuacja. Ale jak to dzieci, zajmą się zabawą i na chwilę zapomną. Najciężej znosi to moja żona Ewa, która jest dla mnie niesamowitym wsparciem, ale widzę, ile ją to kosztuje. Po operacji robiła koło mnie wszystko. Taka żona to największe szczęście. Jeśli uda mi się te pieniądze zebrać i pojechać do USA, to Ewa pojedzie ze mną, bo to bardzo ciężka terapia, sam sobie nie dam rady. Jestem w kontakcie z adwokatem z Warszawy, który ją przeszedł. On uczestniczył w projekcie badawczym nad tym lekiem, mówiąc brzydko był królikiem doświadczalnym i nie musiał płacić za leczenie. Ale wyleczył się, jest, jak to się określa, "czysty" - mówi z nadzieją w głosie Strząbała.

Poznał najlepszych lekarzy i szpitale

Mimo tak poważnego, śmiertelnie groźnego schorzenia, Tomka nie opuszcza dobry humor. - Twardo chodzę po ziemi i zdaję sobie sprawę, w jakim jestem położeniu. Ale staram się w każdej sytuacji szukać plusów. Dzięki piłce ręcznej poznałem najlepszych trenerów i zawodników w tej dyscyplinie na świecie. A na przykład przez tę chorobę poznałem kilku wybitnych polskich lekarzy, profesorów zajmujących się przeszczepami szpiku i poznałem najlepsze szpitale onkologiczne. Jednym słowem poznaję świat, choć niekoniecznie ten, który bym chciał poznawać - śmieje się Tomasz Strząbała.

Jak można pomóc

Jak można pomóc

Najprościej wpłacając pieniądze na konto w mBanku: 51 1140 2017 0000 4402 1262 0110, odbiorca: Fundacja Vive Serce Dzieciom, tytuł przelewu: "Dla Tomka". Aukcje internetowe odbywają się pod a-dresem: www.charytatywni.allegro.pl. W tej chwili można kupić między innymi: kapitańską opaskę bramkarza reprezentacji Hiszpanii Ikera Casillasa z podpisem, koszulki FC Barcelona, koszulkę reprezentacji Polski siatkarzy. Wszystkie informacje można znaleźć na stronie internetowej: www.dlatomka.pl.

Tomek jest walczakiem

- Tomek stanął przed przeciwnikiem, który jest najgroźniejszy. Partner, nauczyciel, trener, ojciec i mój przyjaciel walczy, bo jest walczakiem. Bo tacy są piłkarze ręczni. Ale gra zespołowa wymaga naszego zaangażowania i pomocy. Dlatego proszę, zagrajmy razem z Tomkiem - mówi były trener kieleckiej drużyny i współpracownik Tomasza Strząbały, teraz europoseł, Bogdan Wenta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie