MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trafił do sądu przez miłość?

Monika WOJNIAK [email protected]
Archiwum
- Znalazłem się tu, bo pokochałem osobę, która okradła mnie z uczuć i majątku - mówił przed sądem 45-latek z Ostrowca

Nawet dożywocie grozi mężczyźnie, który - jak twierdzi prokuratura - z zazdrości i zawiedzionej miłości chciał się pozbyć rywala, który ukradł mu ukochaną.
Katarzyna to atrakcyjna brunetka, dziś ma 37 lat. Stefan to 45-latek, drobny przedsiębiorca. Zajmował się różnymi interesami. Ostatnio renowacją i sprzedażą antyków. Byli ze sobą przez około 10 lat, choć nigdy nie sformalizowali swojego związku. Ale traktowali go poważnie. Na tyle, że połączyły ich też sprawy finansowe. Kupili wspólnie kamienicę, formalnie właścicielką została Katarzyna. I wtedy zaczęły się kłopoty.

ZAWIEDZIONE UCZUCIE

Kamienica potrzebowała remontu. Wynajęli więc ekipę, której szefem był 53-letni dzisiaj Adam. Z czasem Stefan nabrał przekonania, że Adam zajmuje się nie tylko remontem. Że między nim a Katarzyną nawiązał się romans. Zaczął szukać potwierdzenia swoich podejrzeń. - Zainstalował nawet kamerę w biurze, gdzie Katarzyna spotykała się ze Stefanem, niby w celu omawiania remontu - relacjonował później w sądzie obrońca Stefana, mecenas Henryk Knyba.
Związku już nie udało się uratować. Katarzyna odeszła. - Rozstanie z partnerką, z którą wiązał swoją przyszłość, którą też finansował, w której lokował uczucia i majątek było dla niego wielkim stresem - opowiadał mecenas Knyba. - Nie widział dla siebie dalszego życia. Próbował nawet popełnić samobójstwo. Nie widział celu. Wszystko, co do tej pory robił, zawaliło się w gruzy. On sam znalazł się w ruinie.

ZLECENIE NA RYWALA?

Stefan szukał ponoć ucieczki w alkohol. - Pił, był w ciągu alkoholowym - relacjonował przed sądem jego drugi obrońca, mecenas Stanisław Szufel. - Właśnie w takim stanie padały z jego ust stwierdzenia: "Najchętniej obiłbym mu mordę. Wolałbym spalić dom, niż żeby oni mieli w nim mieszkać". Ale czy takie rozmowy bełkotane po pijanemu można uznać za podżeganie do zabójstwa?

Bo zdaniem prokuratury Stefan postanowił zemścić się za swoją zawiedzioną miłość. Najpierw - jak ustalili śledczy - postanowił, że Katarzynie należy spalić mieszkanie, a Adama pobić. Według prokuratury te "zadania" zlecił dwóm mężczyznom. Jeden z nich, 47-latek, miał już sporo na sumieniu, wiele lat spędził w więzieniu. Za "usługę" Stefan miał im zapłacić 4 tysiące złotych. Podobno nawet kupił dla nich kominiarki i metalowe rurki, które miały posłużyć do pobicia. Ale - jak napisano w akcie oskarżenia - w pewnym momencie zmienił zdanie co do charakteru zlecenia. Doszedł ponoć do wniosku, że Adama należy zabić.

SZEDŁ Z NOŻEM

Według ustaleń śledczych Stefan miał zlecić wykonanie zabójstwa owemu 47-latkowi. A nawet wyposażyć go w tym celu w nóż, z 21-centymetrowym ostrzem. - Gdy 47-latek szedł we wskazane miejsce, Stefan krążył w okolicy swoim samochodem - opowiadali wówczas, w marcu ubiegłego roku, policjanci. Ale ponoć w ostatniej chwili "wykonawca" się rozmyślił i zrezygnował ze zbrodniczego zamiaru. Chwilę później zatrzymali go policjanci, którzy, jak mówią, swoimi metodami dowiedzieli się, co się święci. Razem z nim do komendy zabrali też Stefana. Gdy go zatrzymywali, siedział za kierownicą samochodu i miał w wydychanym powietrzu 1,6 promila alkoholu. Został oskarżony o zlecenie zabójstwa. Mężczyzna, który rzekomo miał się tego podjąć, uniknął zarzutów. Śledczy tłumaczyli, że skoro odstąpił od swojego zamiaru dobrowolnie, to nie grozi mu odpowiedzialność karna.

OD MIŁOŚCI DO NIENAWIŚCI

Proces Stefana właśnie zakończył się przed kieleckim Sądem Okręgowym. W mowie końcowej prokurator żądał dla niego 10 lat więzienia. - Zaplanował wszystko, opłacił sprawców - argumentował oskarżyciel. - Motywem były silne negatywne emocje, związane z tym, że się rozczarował osobą, z którą łączyły go więzy emocjonalne. A od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok.

- To były tylko rozmowy przy wódce. Ale świadkowie zeznawali, że była mowa tylko o pobiciu. Wprawdzie jeden z nich (ten, który miał przyjąć zlecenie - przyp. red.) zeznał w śledztwie, że był podżegany do zabójstwa. Ale w sądzie już nie udało się go przesłuchać, bo nie ustalono gdzie jest - argumentował mecenas Knyba. - Oskarżony na początku przed prokuratorem przyznał się do winy. Ale był wtedy w takim stanie, że przyznałby się do wszystkiego.
Obrońcy chcą zmiany kwalifikacji zarzutu na podżeganie do pobicia. Sąd ma ogłosić wyrok we wtorek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie