Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener Adam Topolski wspomina pracę w KSZO Ostrowiec, utalentowanych piłkarzy Korony Kielce oraz Deynę i Terleckiego [ZDJĘCIA]

Jaromir Kruk
W sezonie 1997/98 Adam Topolski, legenda warszawskiej Legii próbował utrzymać KSZO Ostrowiec w ekstraklasie. Ta sztuka mu się nie udała, ale jego pracę zauważono w Lechu gdzie poszedł i wywalczył awans do europejskich pucharów.
W sezonie 1997/98 Adam Topolski, legenda warszawskiej Legii próbował utrzymać KSZO Ostrowiec w ekstraklasie. Ta sztuka mu się nie udała, ale jego pracę zauważono w Lechu gdzie poszedł i wywalczył awans do europejskich pucharów. Fot. Polska Press
W sezonie 1997/98 Adam Topolski, legenda warszawskiej Legii próbował utrzymać KSZO Ostrowiec w ekstraklasie. Ta sztuka mu się nie udała, ale jego pracę zauważono w Lechu gdzie poszedł i wywalczył awans do europejskich pucharów. Topolski w tym roku ukończy 69 lat, lecz nie brakuje mu wigoru i realizuje się prowadząc Błękitnych Stargard.

Jak pan wspomina okres spędzony w KSZO Ostrowiec?
Objąłem drużynę, która znajdowała się na dole tabeli ekstraklasy. Było trochę problemów z dyscypliną, zawodnicy mieli pewne zaległości z zakresu przygotowania fizycznego, ale udało się to poukładać. Uważam, że miałem w składzie grupę dobrych piłkarzy. Piotr Stokowiec, Arkadiusz Bilski, Rafał Lasocki, Mariusz Jop, Janusz Jojko, Mirosław Budka, Tomek Żelazowski, ściągnąłem też z Pogoni Zduńska Wola Pawła Kaczorowskiego. Niech się nikt nie gniewa, bo mogłem kogoś pominąć. Celu nie udało się osiągnąć, ale potem cieszył fakt, że moi podopieczni z KSZO grali w reprezentacji Polski, europejskich pucharach, a Piotrek Stokowiec robi karierę szkoleniową.

Dlaczego nie udało się utrzymać KSZO w ekstraklasie?
Mieliśmy nikłe szanse, jak przychodziłem, mimo to wierzyłem w powodzenie misji. Nieszczęśliwie przegrywaliśmy z Wisłą Kraków, Polonią Warszawa, parę innych spotkań. Odszedłem, bo propozycja z Kolejorza była z gatunku tych nie do odrzucenia. Na pewno szkoda tej degradacji. W KSZO był wspaniały klimat do futbolu, prezes Henryk Krekora starał się zapewnić jak najlepsze warunki, bardzo w porządku był inny oddany działacz – Zbigniew Grombka. Serce klubowi oddawał kierownik Marek Młodnicki, a meczami żyło całe miasto i okolica. Na meczach ekstraklasy zapełniał się stadion. Aż łezka się w oku kręci, bo w Ostrowcu jest teraz baza i fani przynajmniej na pierwszą ligę.

Do Lecha pociągnął pan za sobą zawodników z regionu świętokrzyskiego.
Paweł Kaczorowski został przeze mnie wypatrzony w Zduńskiej Woli i przez KSZO trafił do Lecha. Zrobił całkiem fajną karierę, a obecnie przebywa w Norwegii. Lech sięgnął też po Maćka Pastuszkę i Jacka Kubickiego, a to był czas kiedy z Korony wyciągało się piłkarzy strasznie trudno. To fajne chłopaki i naprawdę bardzo dobrzy zawodnicy. Jestem trenerem, który stara się dać zaufanie podopiecznym. Nie może być tak, że na zawodnika patrzy się przez pryzmat sympatii, antypatii. Jeden szkoleniowiec lubi tego piłkarza, inny nie, a ja na to patrzę inaczej. Na pewno Kubicki i Pastuszka mogli osiągnąć w futbolu znacznie więcej, ale cieszę się, że u mnie zaliczyli debiut w europejskich pucharach, a Jacek zdobył gola w meczu Lecha z Metalurgs Liepaja w Poznaniu.

Do jakiego momentu z trenerki wraca pan najchętniej?
Było ich dużo, a seria 9 wygranych z Lechem była wyjątkowa. Miałem w zespole Maćka Żurawskiego, Arka Głowackiego, Piotra Reissa, Bartka Bosackiego, naprawdę super paczka. Niestety, w przerwie letniej klub pozbył się dziesięciu piłkarzy, brakowało kasy. Oczywiście potem posadę musiał stracić trener, a ja poszedłem do Wisły Płock. Tam sprowadziłem z KSZO Mirka Budkę, którego też wysoko cenię.

Karierę piłkarską miał pan jednak znacznie lepszą niż trenerską?
Nie da się ukryć. Tyle lat gry w Legii, trzy triumfy w Pucharze Polski, bramka w wygranym finale z Pogonią Szczecin, europejskie puchary. Do dziś kibice z Warszawy o mnie pamiętają, śpiewali nawet piosenki. Pozostał jednak ogromny niedosyt, bo ocierałem się o reprezentację Polski seniorów, dostawałem powołania, ale nie zagrałem ani razu. Nie mam zielonego pojęcia czemu, bo szanse dostawali zawodnicy słabsi ode mnie. W Legii wygrałem rywalizację na prawej obronie z Władysławem Stachurskim, legendą klubu i reprezentantem Polski, tym bardziej, nawet po latach nie pojmuje pomijania mnie w drużynie narodowej. Minęło już tyle czasu, a to wciąż boli.

Bardzo zabolała pana śmierć przyjaciela, Stanisława Terleckiego?
To był dla mnie szok. Chciałem pomóc Stasiowi, nie dało się. Od pobytu w USA byliśmy przyjaciółmi, jego syn – Stasiu junior to mój chrześniak. Stan się zagubił po powrocie do Polski, ostatnie lata jego życia przypominały udrękę, a cały czas wracał do tego, że nie pojechał na żaden mundial. Miał pecha, a przed finałami Mistrzostw Świata w 1978 symbolizował w kadrze nową falę wraz ze Zbigniewem Bońkiem, od którego był wtedy lepszy. Stachu miał niekonwencjonalny drybling, posługiwał się w zaawansowanym stopniu prawą i lewą nogą, a jego podanie zewnętrzną, wewnętrzną trącały perfekcją. Jego bardziej doceniano za granicą niż w Polsce, a w halówce w Stanach brylował i dawał kibicom i zapewne sobie mnóstwo radości. Stana zaliczam do grona trzech najwspanialszych piłkarzy z jakimi grałem, prócz Kazka Deyny i Roberta Gadochy.

Ci, którzy uważają Deynę za najwybitniejszego polskiego piłkarza w historii mają dużo racji?
Deyna w grze emanował spokojem, był taki niepozorny, niby flegmatyczny. Potrafił jednak zaskakiwać nieszablonowymi zagraniami, imponował kapitalną techniką, miał wspaniały strzał, a wolne wykonywał na rozmaity sposób. Według mnie Kazimierza można nazywać piłkarskim geniuszem. Dodam jednak, że choć niektórzy mówili, że był zamknięty w sobie uważano go za super kolegę, nigdy nie odmawiał pomocy. Bardzo przeżyłem jego śmierć w wypadku samochodowym w USA.

Pan jeszcze coś czasami pogrywa na hali?
Trochę tak, ale bez niepotrzebnych zrywów. Dobijam do siedemdziesiątki, ale szybka noga i strzał pozostały. Nie zapomniało się, w końcu się kiedyś błyszczało w halowej lidze w USA. Pięciu na pięciu, bandy, coś dla mnie, szybka piłka, przyjemność i dobre zarobki. Mnie, jak Stasia Terleckiego też tam bardziej doceniano niż w ojczyźnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie