MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trwa wielka wojna o Polmozbyt! (video)

Anna NIEDZIELSKA [email protected]
Członkowie zarządu Centrum Motoryzacyjnego Polmozbyt Kielce nie zgodzili się na zrobienie im zdjęć. Konflikt wywołał salon samochodowy, który jest w środku ich terenów przy ulicy 1-go Maja w Kielcach, ale należy już do innego właściciela.
Członkowie zarządu Centrum Motoryzacyjnego Polmozbyt Kielce nie zgodzili się na zrobienie im zdjęć. Konflikt wywołał salon samochodowy, który jest w środku ich terenów przy ulicy 1-go Maja w Kielcach, ale należy już do innego właściciela. A. Piekarski
W ostatnich miesiącach rozpętała się prawdziwa wojna o tą znaną w Kielcach firmę. Nie brakuje wzajemnych oskarżeń. Oto krótka historia powstawania konfliktu....

Do kieleckich skrzynek pocztowych trafiły ulotki o treści "Kupię udziały i wierzytelności Centrum Motoryzacyjnego Polmozbyt Kielce". Zarząd spółki twierdzi, że to próba przejęcia firmy. Pomysłodawca ulotek i jedna trzecia drobnych udziałowców, że próba samoobrony.

Jak doszło do takiej sytuacji? W ubiegłym roku na licytacji sądowej Włodzimierz Hersztański kupił salon samochodowy - w samym środku terenów Polmozbytu Kielce. Twierdzi, że od początku jest solą w oku zarządowi firmy, który do dziś nie podpisał z nim umowy na udostępnienie mediów.

- Ten pan w ogóle z nami nie chciał rozmawiać. Raz spotkał się z nami, pokwitował odbiór umowy i więcej nie zgłosił. Miesiąc temu sami do niego się odezwaliśmy, ale powiedział, że nie będzie z nami rozmawiał - twierdzą Cezary Kot, prezes zarządu spółki i Janusz Stefański, członek zarządu. - Specjalnie wywołał awanturę, organizując pikietę swoich oplakatowanych pracowników wziętych z budowy podczas obrad wtorkowego zgromadzenia wspólników spółki Polmozbyt. To prywatna kampania pana Hersztańskiego, zmierzająca do przejęcia kontroli nad spółką, a już na pewno do utrudnienia życia zarządowi.

TROCHĘ HISTORII

Centrum Motoryzacyjne Polmozbyt Kielce spółka z ograniczoną odpowiedzialnością powstała trzynaście lat temu, jako spółka pracownicza. Udziały - wówczas dość drogie, bo po 100 złotych - wykupiło 318 osób zatrudnionych w "starym Polmozbycie". Później przez kilka lat ciągnęło się śledztwo - na skutek skargi grupy niezadowolonych ludzi - w sprawie zmuszania pracowników do sprzedaży udziałów. Część do dziś ma o to pretensję.

- Gdyby słowo mobbing było wtedy znane, to właśnie o to by chodziło. Jako szefowa związków zawodowych walczyłam z zarządem, ale wiele nie uwalczyłam. Teraz z firmy zostały praktycznie nieruchomości. My przez wiele lat z udziałów nie mieliśmy nic, bo w pierwszych latach mówiono, że spłacamy długi skarbowi państwa, później, że skończyła się sprzedaż samochodów. W tym roku zaproponowano nam dywidendy. Śmieszne kwoty - mówi Aleksandra Cieślak, która jako jedna z pierwszych zdecydowała się na spisanie pełnomocnictwa ze swoich udziałów dla Włodzimierza Hersztańskiego.

- Dywidenda za ubiegły rok to 10,40 groszy na każdy udział. Od ilości udziałów zależy ile się jej dostanie. Nie mogła być wyższa, bo na nią i tak wypłacono cały wypracowany w 2008 roku zysk. W dobie kryzysu to i tak rzadkość - ripostują prezes i członek zarządu Centrum Motoryzacyjnego Polmozbyt Kielce.

Potwierdzają, że dziś Centrum Motoryzacyjne Polmozbyt Kielce to przede wszystkim cztery hektary gruntów przy ulicy 1-go Maja w Kielcach - przy zbiegu z Łódzką - na których stoją dzierżawione budynki i stacja benzynowa. Do spółki należy też atrakcyjna działka w centrum Kielc - przy ulicy Czarnowskiej - dokładnie na trasie planowanej przez miasto budowie przedłużenia ulicy Żelaznej.

- Cały czas remontujemy budynki, które są stare i niezbyt porządnie zbudowane. To olbrzymie nakłady - dodaje prezes Cezary Kot.

SKĄD CAŁA AWANTURA?

Zarząd Polmozbytu Kielce twierdzi, że wywołuje ją sąsiad - Włodzimierz Hersztański. On sam nie zaprzecza. Kupił wiosna 2008 roku na przetargu salon samochodowy, - część hali przy ulicy 1-go Maja po likwidowanej firmie Eurocar, dealerze Fiata, wyodrębnionej z Polmozbytu Kielce. Kiedy dokumenty uprawomocniły się wystąpił o udostępnienie mediów do spółki, która zarządza budynkiem.

- Z zarządem spotkałem się dwa razy i przedstawiono mi projekt umowy, którego przyjąć nie mogłem. Oprócz opłaty za media i dojazd znalazł się w niej zapis, że mam odpowiadać finansowo także za koszty naprawy awarii sieci. Kiedy zapytałem w jakim stopniu usłyszałem: w połowie. Przecież oni mają kilka hektarów terenu w zarządzie z całymi sieciami, a ja tysiąc metrów hali. Nie podpisałem umowy, ale po skonsultowaniu jej z prawnikiem umówiłem się na rozmowę z zarządem i podpisanie umowy. Dokładnie 6 sierpnia 2008 roku, gdy przyjechałem na miejsce wyszła księgowa, która stwierdziła, że szefów nie ma i dała mi do zapłacenia fakturę za remont stacji trafo. Na ponad 6 tysięcy złotych. Remont stacji energetycznej, gdy ja nie mam prądu, bo jest odcięty - opowiada Hersztański.
Systematycznie zaczął porządkować dokumentację nabytej nieruchomości, bo w księgach wieczystych znalazł zapis o udostępnieniu mu drogi koniecznej. Zabezpieczył obiekt na zimę i postanowił dochodzić się o swoje przez sąd. Tak było aż do grudnia.

POWÓDŹ I ULOTKI

- W samą Wigilię przejeżdżałem Łódzką. Patrzę, moja część hali jest jakaś taka ciemna. W środku było kilka tysięcy litrów wody, opadnięty sufit i mnóstwo zniszczeń. Samo suszenie kosztowało około 40 tysięcy złotych. Co zostało z ogrzewania podłogowego nie wiem, bo cały czas nie mam prądu. Wściekłem się, wezwałem na miejsce policję i rzeczoznawcę sądowego. Uważam, że specjalnie zniszczono moje mienie i tego nie odpuszczę - stwierdza.

Prezes Cezary Kot twierdzi, że o całym zalaniu dowiedział się od policji, która wezwała go na przesłuchanie. - Normalne byłoby, gdyby ten pan powiadomił nas o zalaniu. Nie powiadomił. Później w styczniu znów doszło do zalania, które objęło też część hali zajmowanej przez hurtownię. O tym wiemy. Ale wina jest po stronie pana Hersztańskiego. Nie zabezpieczył należycie obiektu na zimę i doszło do wycieku, pewnie ze starych instalacji.

- To techniczne sprawy. Tam było dużo nagrzewnic po starej instalacji grzewczej, mogły one puścić. Poza tym było tam jedno przyłącze, w którym woda cały czas była, co odkryliśmy po drugim zalaniu - dodaje.

Włodzimierz Hersztański po zalaniu swojej własności zaczął sie interesować firmą. Postanowił skontaktować się z właścicielami udziałów spółki Centrum Motoryzacyjne Polmozbyt Kielce. Rozprowadził po mieście i oplakatował swoją część budynku ulotkami o treści "Kupię udziały i wierzytelności Centrum Motoryzacyjnego Polmozyt Kielce". Odezwało się do niego kilkadziesiąt osób.

WALNE Z PIKIETĄ

- Zorganizowanie tego zajęło mi dwa miesiące. Gdy ulotki pokazały się w mieście panowie z zarządu faktycznie chcieli ze mną rozmawiać. Powiedziałem, że już nie mamy, o czym. Ludzie, którzy się do mnie zgłaszali pytali "za ile pan kupi te udziały" i opowiadali historię spółki. Na spotkaniu zaproponowałem im pomoc prawną. Powiedziałem szczerze, że powodem moich działań jest konflikt z zarządem spółki.

Okazało się, że większość ludzi, którzy się odezwali też ma z nim na pieńku. Na walne miałem przygotowane pełnomocnictwa od pięciu udziałowców, w tym od pani Aleksandry. Nie wpuszczono nas, choć zgodnie z regulaminem walnych zgromadzeń spółki powinienem wejść, ale bez prawa głosowania - wyjaśnia.
Na walne nie zostały wpuszczeni dwaj udziałowcy spółki. Uzależnili swoją obecność na sali obrad od możliwości wejścia z nimi na salę Włodzimierza Hersztańskiego. Zarząd odmówił. Jedni twierdzą, że pełnomocnictwa pokazywali, drudzy, że ich nie widzieli.

- Pan Hersztański i tak nie byłby dopuszczony do udziału w zgromadzeniu, gdyż umowa spółki sprzed 13 lat, stanowi, że pełnomocnikiem wspólnika w zgromadzeniu może być tylko inny wspólnik lub współmałżonek. Całe zdarzenie zostało zresztą zaprotokołowane, a wspólniczki, które nie brały udziału w zgromadzeniu, mają prawo zaskarżyć powzięte uchwały - wyjaśniają władze spółki.
Przepychankom w drzwiach towarzyszyła pikieta przed budynkiem, w którym odbywało się walne. Na miejsce została wezwana policja powiadomiona o nielegalnym zgromadzeniu. Pojawiły się dwa radiowozy. Ze względu na spokojne zachowanie pikietujących pouczono ich tylko, by nie wchodzili na jezdnię.

WSPÓLNICY ROZGORYCZENI

O wiele głośniej zachowywali się wspólnicy, którzy wyszli ze spotkania. Na zgromadzeniu podjęto uchwałę zmieniającą umowę spółki. Obecnie nie wolno zbyć udziałów na rzecz osób trzecich, co ma na celu zapobieżenie "wrogim przejęciom". Pozostała możliwość zbywania udziałów na rzecz dotychczasowych wspólników - jest to 67 osób i na rzecz pracowników spółki - 10 kolejnych.

- Cenę muszą ustalić między sobą kupujący i sprzedający, a nie tak, jak po walnym mówili udziałowcy "podyktuje ją zarząd". Nominalna wartość udziału to 100 złotych, nie waloryzowaliśmy ich, bo to kosztowna operacja - wyjaśnia prezes Kot.
- Po co taka uchwała? Przez to, że pojawiły się ulotki. Dokładnie 10 lat temu 4570 udziałów nabyła osoba zupełnie obca, ale znana zarządowi firmy. Teraz mają pakiet większościowy i głosują, na co chcą - mówili po wyjściu z obrad ludzie.

CO DALEJ? BĘDZIE SĄD

Konflikt prawdopodobnie skończy się w sądzie i to na niejednej sprawie. Zarząd Centrum Motoryzacyjnego ma pretensję o treść ulotek i pikietę, w środę prezes Cezary Kot zapowiedział skierowanie sprawy do sądu przeciwko panu Hersztańskiemu o szkalowanie dobrego imienia jego i firmy. - Złożyłem też skargę na policji. Pan Hersztański groził mi - dodaje.

Z kolei Włodzimierz Hersztański szykuje się do sprawy o celowe zniszczenie jego własności - ma opinie biegłego, powiadomił policję. Prawnicy sugerują jemu i posiadaczom udziałów firmy Polmozbyt Kielce sądowne obalenie ostatniej uchwały, ograniczającej sprzedaż udziałów osobom trzecim.

- Nie chodzi mi o to żeby tę firmę wykupić. Do szału doprowadziło mnie to, jak zostałem potraktowany przez jej zarząd, a od udziałowców dowiedziałem się, że ci ludzie od lat traktowani są tak samo. Chcę im pomóc. Mogę być ich pełnomocnikiem i zapewnić dobrych prawników - mówi Hersztański.- Przy świadkach powiedziałem panu Kotowi, że jest złym człowiekiem i że pociągnę go do pełnej odpowiedzialności prawnej za to, co zrobił mnie i mojej rodzinie. I to właśnie te pogróżki. Zresztą to samo powiedziałem na policji.

Co na to udziałowcy firmy? Przynajmniej 23 z 67 osób deklaruje poparcie dla Hersztańskiego. Liczą, że dzięki niemu, po trzynastu latach udziały w firmie, z której zostały praktycznie już tylko nieruchomości, wreszcie dadzą im jakieś pieniądze. - Trafiła kosa na kamień - twierdzą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie