Sobotni mecz ustawił gol zdobyty przez gospodarzy w 10 minucie. Wojciech Fabianowski otrzymał świetne podanie, między dwóch naszych obrońców i choć bramkarz Konrad Majcherczyk wybiegiem próbował ratować sytuację, pewnie strzelił do siatki. Golkiper Nidy miał zresztą wyjątkowo dużo pracy. Dwoił się i troił, ratując drużynę z opresji. Mimo, iż puścił cztery bramki, wybronił też kilka "setek".
Pińczowianie, którzy wystąpili w Nowym Sączu bez Krystiana Zaręby (musiał pauzować za żółte kartki), w pierwszej połowie starali się dotrzymywać kroku Sandecji. W 30 minucie Łukasz Mika posłał potężną "bombę" z 30 metrów, lecz piłka minimalnie minęła słupek. Drugi gol, stracony przez Nidę zaraz po przerwie, a potem trzeci podcięły skrzydła naszym piłkarzom. Próbowali wprawdzie się odgryzać, jednak to Sandecja dominowała na boisku. W 80 minucie rozgrywający dobrą partię Mariusz Gnyla huknął w "okienko", ale jego strzał obronił Tomasz Wróbel. W samej końcówce w sytuacji "jeden na jeden" znalazł się Wojciech Kasza, niestety, ze zbyt ostrego kąta nie trafił do bramki. A kiedy załamani pińczowianie "stanęli", już w doliczonym czasie gry Madrin Piegzik ustalił rezultat meczu na 4:0.
Nida nadal cierpi na krótką ławkę, więc trener Robert Podoliński daje szansę grania młodzieży. W sobotę po raz drugi w życiu wyszedł na boisko w podstawowej "jedenastce" niespełna 17-letni Dominik Sobczyk i walczył z rutyniarzami z Sandecji jak równy z równym.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?