Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraina - śladami Żółkiewskich i Sobieskich - część druga

Piotr Kutkowski
Ozdobami zamku w Złoczowie były Chiński Pawilon oraz pałac
Ozdobami zamku w Złoczowie były Chiński Pawilon oraz pałac Piotr Kutkowski
Krechów i Żółkiew, Złoczów i Pomorzany. Leżące obecnie na Ukrainie miejscowości, które łączą bliskie położenie i setki lat historii. Dziś kolejna część kresowej podróży śladami Żółkiewskich i Sobieskich.

[galeria_glowna]
"Naczalis jamy naczalis Pomoriany" - zaczęły się dziury na drodze to jesteśmy w Pomorzanach - to powiedzenie miejscowych nic nie straciło na aktualności. Wjazd do Pomorzan, które sięgają swoją historią XIV wieku przypomina samochodowy tor przeszkód. Trzeba dobrze manewrować, by nie wpaść w dziurę, a dziury w drodze tu olbrzymie.

Parkujemy na dużym rynku, którego centralnym punktem jest neogotycki Ratusz. Pochodzi z XIX wieku, ma wieże i herb Potockich. Kiedyś mieściła się w nim biblioteka, galeria obrazów oraz archiwum. Po 1945 roku został częściowo rozebrany, teraz jest ruiną, obok której pasą się gęsi. Widok smutny, tak jak żal jest też patrzeć na zniszczony kościół pod wezwaniem świętej Trójcy z połowy XVIII wieku. Od 1991 roku ponownie jest świątynią rzymskokatolicką, wymaga jednak wciąż wielu nakładów i prac. Wejść do środka nie można, bo drzwi są zamknięte, za to bez problemu można oglądać dzwonnicę. Dzwon, który tam wisi ufundował król Jan III Sobieski z przetopionych dział tureckich zdobytych w bitwie pod Chocimiem.

CEGŁY MAGNATÓW

Kilka kroków dalej, po drugiej stronie ulicy zaczyna się park, który otaczało dawniej murowane ogrodzenie. Z parkanu pozostały resztki, czerwone cegły walają się dookoła, na wielu z nich znajduje się odciśnięty w glinie znak Potockich.

Dla miejscowych - gruz, dla kolekcjonerów - gratka, a dla nas wszystkich - smutny ślad. Ale prawdziwy szok nas czeka po krótkim spacerze po zaniedbanym parku. Ścieżka prowadzi do zamku, albo raczej do pozostałości po nim. Olbrzymia, zdobiona kolumienkami, arkadami i innymi architektonicznymi detalami budowla znajduje się w opłakanym stanie. Istnieje jeszcze w części skrzydło wschodnie i południowe oraz dwie baszty. Zarywający się dach, powybijane okna, popękane ściany i tynki, wciskające się w mury drzewa a pośród tych obrazków piękny portal z herbem Sobieskich - Janina.

Chodząc po wnętrzach ryzykuje się spadnięcie na głowę jakiejś belki czy cegły, ale patrząc do góry nie można zapominać o ciągłym spoglądaniu pod nogi. Inaczej możemy liczyć się z wpadnięciem w dziurę czy potknięciem się o gruz. Obiektu nikt nie pilnuje, chyba że za pilnowanie uzna się libacje amatorów mocnych trunków, po których walają się puste i potłuczone butelki. Pijaków akurat nie ma, są za to poszukiwacze skarbów, którzy dysponują wykrywaczem metalu. Pytani, czy już coś znaleźli machają tylko rękami, ale nie zrezygnują i znowu przystępują do swoich poszukiwań.

UPADEK

Pewnie nawet nie wiedzą tego, co przekazuje nam przewodnik - warownię założył w latach 1340-1350 Mikołaj Świnka na ziemiach, które nadał mu król Kazimierz Wielki i stał się ona zaczynem do powstania samego miasta. W XV wieku właścicielem zamku został Zygmunt Sieniński, w XVII wieku kupili go Sobiescy płacąc zań oraz za połowę miasta i 21 wsi 190 tysięcy złotych.

Mieczysław Orłowicz w wydanym w 1914 roku " Przewodniku po Galicji" tak opisywał zamek: "Często niszczyli go Tatarzy. W XVIII wieku był rezydencją Pruszyńskich; istniała tu wspaniała biblioteka, galerya obrazów, zbiór sztychów, nawet i archiwum, co potem poszło w rozsypkę. Z zamku zachowało się obecnie tylko dwupiętrowe skrzydło południowe i wschodnie, własność hrabiego Romana Potockiego, ojca Jerzego".

Jerzemu Potockiemu udało się doprowadzić zamek do pełnej świetności, w sowieckich czasach jeszcze do lat 70-tych XX wieku mieściła się w nim szkoła. Potem nikt już o niego nie dbał, a dzieła zniszczenia dopełnił pożar.
Czy kiedyś poddźwignie się jeszcze z upadku? Oby…

O tym, że wszystko jest możliwe i "wszystko może się zdarzyć" przekonujemy się w oddalonym kilkanaście kilometrów od Pomorzan Złoczowie. Tam też jest zamek, tyle że znajdujący się z zupełnie innej kondycji. By dojść do niego, trzeba wspiąć się stromo pod górę, a następnie przejść przez zwodzony most nad fosą i budynek z prowadzącą na dziedziniec bramą. Ale nie warto się spieszyć - obok mostu znajduje się świetny punkt widokowy, z którego widać grube mury twierdzy.

Zbudował ją w latach 1634-1636 wojewoda Jakub Sobieski na planie czworoboku otoczonego pięciobocznymi bastionami na narożach. Główną linię obrony otaczał głęboki rów, zaś w wałach od wewnętrznej strony znajdowały się kazamaty. Te umocnienia wielokrotnie pooddawane były krwawym próbom i nie zawsze wychodziły z tych prób zwycięsko.

W 1672 roku twierdza po sześciu dniach i oblężenia została zdobyta przez Turków, za to dwa lata później stała się świadkiem koncentracji wojsk Jana III Sobieskiego przed marszem na Turków. Sam król rzadko ponoć bywał w Złoczowie, mieszkał tu natomiast w XVIII wieku królewicz Jakub Sobieski, który tutaj też zmarł. Wnuczka króla - Maria Karolina de Bouillon sprzedała swe dobra księciu Michałowi Kazimierzowi Radziwiłłowi zwanemu "Rybeńko".

Kolejnymi właścicielami zostały rodzina Sapiehów a potem Komornickich, która najpierw odrestaurowała zamek na swoją rezydencję, by ją następnie sprzedać Austriakom. Od tej pory forteca służyła im najpierw jako koszary, a potem więzienie. W latach 1939 -1941 NKWD urządziło tu swoją katownię, mordując 1200 Polaków, potem na zamku mieściła się katownia gestapo.

Na szczęście po tych tragicznych historiach pozostała już tylko pamięć i wspomnienia. Od 1986 roku zamek należy do Lwowskiej Galerii Sztuki.
Mieszczący się wewnątrz fortecy pałac został odrestaurowany, podobnie jak i Chiński Pawilon. By je zwiedzać trzeba kupić bilet wstępu, dodatkową opłatę ponosi się za możliwość robienia zdjęć a pilnujące dobytku panie natychmiast sprawdzają każdego, kto pstryknął migawką.
I nie ma przeproś - chcąc uniknąć przykrości trzeba wykazać się stosownym biletem. Tyle tylko, ze tak naprawdę to wewnątrz pałacu niewiele jest do fotografowania,

Prace remontowe niedawno zakończono, wyposażenie jest jeszcze ubogie, ale jak zapewniają pracownicy muzeum - będzie ono stale wzbogacane.
Po opuszczeniu pałacowych murów urządzamy sobie jeszcze spacer wzdłuż murów twierdzy. Na wieżyczkach strażniczych zachowały się do dzisiaj herby Sobieskich, a z zamkowego wzgórza roztacza się wspaniały widok na okolice. Dostrzec można też wieże położonych w Złoczowie świątyń - kościoła popijarskiego, który powstał wraz z kolegium Pijarów około roku 1730 dzięki fundacji królewicza Jakuba oraz dwóch cerkwi. Kościół w czasach Związku Radzieckiego był jednym z nielicznych czynnych pomiędzy Lwowem a dawną granicą Polski na Zbruczu, dzięki temu zachowało się w nim całe zabytkowe wyposażenie.

Opuszczając zamek odwiedzamy sklepik z pamiątkami, w którym obok różnych, plastikowych akcesoriów rycerskich można też nabyć wypchane ptaki, proporce, magnesy, widokówki oraz pisane przez Ukraińców ilustrowane przewodniki. Nazwiska Sobieskich, Żółkiewskich czy Potockich rzadko się w nich pojawiają. Dlaczego - to już zupełnie inna historia…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie