Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urządzenia ratujące życie w Kielcach ciągle bezużyteczne

Iza BEDNARZ
Defibrylator AED w Targach Kielce znajduje się w budynku ochrony przy wejściu na teren Targów. W obiekcie nie ma żadnych znaków informujących o tym, że taki sprzęt jest tu dostępny.
Defibrylator AED w Targach Kielce znajduje się w budynku ochrony przy wejściu na teren Targów. W obiekcie nie ma żadnych znaków informujących o tym, że taki sprzęt jest tu dostępny. Dawid Łukasik
W innych miastach są dostępne i nikt się nie obawia kradzieży.

Tak nie powinno być! Defibrylatory AED muszą być ogólnie dostępne, a nie leżeć w szafach. To jakieś nieporozumienie - mówi dr Marek Tombarkiewicz, konsultant wojewódzki do spraw medycyny ratunkowej, który z tekstu w "Echu Dnia" dowiedział się, że urzędnicy magistratu w Kielcach zamiast udostępnić sprzęt ratujący życie, trzymają go w szafie, bo obawiają się kradzieży.

Skandal z ukrytymi defibrylatorami AED, automatycznymi urządzeniami służącymi do pobudzenia akcji serca w przypadku nagłego zatrzymania krążenia, opisaliśmy w "Echu Dnia" 31 marca. Dwa takie urządzenia zakupił w ubiegłym roku Urząd Miasta w Kielcach. Miały jeszcze jesienią zostać zamontowane w mieście, ale do tej pory spoczywają w szafie, bo jak powiedziała "Echu Dnia" Elżbieta Szczepaniak z Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa Urzędu Miasta, miasto chce znaleźć dla nich bezpieczne miejsce, żeby nie zostały skradzione, ani zdewastowane.

Już dwa lata temu namawiał

Doktor Marek Tombarkiewicz, konsultant wojewódzki do spraw medycyny ratunkowej, który z naszego tekstu dowiedział się o skandalu z ukrytymi defibrylatorami, nie może zrozumieć postępowania urzędników kieleckiego magistratu. - Tak nie powinno być! Defibrylatory AED powinny być ogólnie dostępne, a nie leżeć w szafach. To jakieś nieporozumienie - mówi. Dodaje, że już dwa lata temu próbował namówić władze samorządowe województwa do zakupu defibrylatorów zewnętrznych, ale nie było na to pieniędzy. Rozmawiał również z przedstawicielami galerii handlowych. - Nikt nie podjął żadnych działań. Wiele osób myśli, że jeśli na ich terenie nie doszło do wypadku nagłego zatrzymania krążenia, to urządzenie nie jest potrzebne. Co to za logika? Gdyby człowiek wiedział, że się potknie, nie wychodziłby z domu - mówi dr Tombarkiewicz.

Nie chować pod biurkiem

Postępowanie urzędników kieleckiego magistratu wygląda co najmniej dziwnie w zestawieniu z resztą Polski. - Nie można kierować się taką logiką, że defibrylator trzeba ukryć, żeby go nikt nie ukradł i nie zniszczył - mówi Krzysztof Dobies rzecznik Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W 2005 i 2006 roku WOŚP zakupiła z wpływów z tytułu 1 procenta ponad 220 półautomatycznych defibrylatorów zewnętrznych i rozdała je szkołom i instytucjom publicznym. - Kiedy prowadziliśmy naszą akcję rozdawania defibrylatorów nie zastanawialiśmy się, czy je ktoś ukradnie, czy zniszczy. Celem było podniesienie bezpieczeństwa życia ludzkiego i przeszkolenie jak największej liczby osób w zakresie udzielania pierwszej pomocy. Sprzęt powinien być w miejscu ogólnie dostępnym, oznakowanym, na budynku też powinny znajdować się informacje, tabliczki, że tutaj znajduje się defibrylator AED. Inna sprawa to zabezpieczenie urządzenia przed kradzieżą, ale na pewno nie należy go chować pod biurkiem. Najważniejsze jest podnoszenie świadomości - uważa.

Kradzione rzadko

Na terenie Krakowa znajdują się 23 defibrylatory, między innymi w Bazylice Mariackiej, Galerii Krakowskiej, na dworcach, w centrach handlowych i obiektach sportowych. To tutaj w ubiegłym roku dwaj studenci medycyny uratowali życie kobiecie, u której doszło do zatrzymania akcji serca. Skorzystali z defibrylatora znajdującego się w Galerii Krakowskiej, bo kilka dni wcześniej zauważyli tam to urządzenie. Jak informuje Jolanta Dubiel z Urzędu Miasta w Krakowie w ubiegłym roku skradziono tylko jeden defibrylator z regionalnego dworca autobusowego. - Ale jak twierdzi zarządca dworca, urządzenie nie było dostatecznie zabezpieczone. Nowe zostanie zamontowane w bezpieczniejszy sposób - mówi i dodaje, że raczej nie zdarzały się przypadki dewastacji defibrylatorów. - Sprzęt jest ogólnie dostępny, przecież odwiedzają nas turyści, nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć - uważa.

W ciągu pięciu lat odkąd w warszawskim metrze pojawiły się defibrylatory zdarzyło się pięć kradzieży, dwa urządzenia odzyskano. Obecnie na stacjach dostępnych jest 17 automatycznych defibrylatorów. - Poprawiliśmy ich zabezpieczenie, mają bardzo głośny alarm, nie sposób wynieść defibrylator nie zwracając niczyjej uwagi - mówi Krzysztof Malawko, rzecznik prasowy metra warszawskiego. Mimo, że przez te pięć lat ani razu nie zostały użyte, zarząd metra nie uważa, że to chybiona inwestycja. - Chcemy, żeby ludzie podróżujący metrem czuli się bezpiecznie. Nie da się przeliczyć ludzkiego życia na pieniądze - mówi rzecznik metra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie